Trudno uwierzyć w to, że ktokolwiek nie wie jeszcze czym jest selfie. Tego rodzaju zdjęcia biją rekordy popularności, ale są miejsca, gdzie selfie mogą słono kosztować. Na całym świecie rośnie bowiem liczba atrakcji turystycznych, gdzie za robienie zdjęć z ręki sypią się mandaty.
A jeśli samo selfie nie jest problemem, to wprowadzane są zakazy fotografowania telefonem umocowanym na specjalnym wysięgniku, nazywanym z angielskiego stick’iem. Te urządzenia są hitem od kilkunastu miesięcy. Umożliwiają bowiem nową perspektywę zdjęcia. Dzięki stick’owi można z łatwością zrobić selfie na zdecydowanie szerszym tle. To nie podoba się przede wszystkim muzeom i galeriom. Ich władze twierdzą, że stick’ami łatwo uszkodzić eksponaty. Tak właśnie ruszyła lawina miejsc, gdzie fotokij jest niemile widziany.
Przed używaniem stick’ów ostrzega się tam kibiców na słynnym turnieju tenisowym Australian Open. Organizatorzy zdecydowali się na to po skargach rozczarowanych kibiców - głównie brytyjskich. Ci, przyzwyczajeni do standardów Wimbledonu, żalili się, iż stick’i zasłaniają im widok na kortach. Kije na AO zakazane wprost nie są, ale wchodzący kibice proszeni bywają o „dyskretne korzystanie”. Powstały też specjalne strefy, gdzie można z selfie korzystać do woli. Rzeczniczka turnieju w „Daily Mail” mówiła: - Nie chcieliśmy ich zakazać, bo uważamy, że ludzie wiedzą, jak ich używać odpowiedzialnie. Poza tym ludzie je już kochają.
Fot. Steve Collis, Flickr.com