Trudno uwierzyć w to, że ktokolwiek nie wie jeszcze czym jest selfie. Tego rodzaju zdjęcia biją rekordy popularności, ale są miejsca, gdzie selfie mogą słono kosztować. Na całym świecie rośnie bowiem liczba atrakcji turystycznych, gdzie za robienie zdjęć z ręki sypią się mandaty.
A jeśli samo selfie nie jest problemem, to wprowadzane są zakazy fotografowania telefonem umocowanym na specjalnym wysięgniku, nazywanym z angielskiego stick’iem. Te urządzenia są hitem od kilkunastu miesięcy. Umożliwiają bowiem nową perspektywę zdjęcia. Dzięki stick’owi można z łatwością zrobić selfie na zdecydowanie szerszym tle. To nie podoba się przede wszystkim muzeom i galeriom. Ich władze twierdzą, że stick’ami łatwo uszkodzić eksponaty. Tak właśnie ruszyła lawina miejsc, gdzie fotokij jest niemile widziany.
To pierwszy stan w Ameryce, który zakazał robienia selfie w towarzystwie niebezpiecznych zwierząt. Chodziło głównie o drapieżne koty z Central Park Zoo. Złapanie na gorącym uczynku kosztuje nawet do 1000 USD (ok. 3,8 tys. PLN). Natomiast selfie ze stick’a nie zrobicie w muzeach - New York’s Metropolitan Museum of Art. czy też The Smithsonian National Air and Spacer Museum. Przedstawiciel pierwszego z nich w „New York Times” wyjaśnił: - Gdy robi się zdjęcie wykorzystując długość ramienia to jedno. Ale drugie - gdy robi się to czymś trzykrotnie dłuższym przez co wpływa się na przestrzeń innych osób. Nowojorczycy twierdzą, że policja dotychczas nie musiała interweniować, a turyści karnie dostosowują się do nakazu.
Fot. David Brooks, Flickr.com