Ale najpierw słowo wyjaśnienia od F4F: Jakub Tepper, autor tej recenzji, jest najlepszą możliwą osobą do wypowiadania się na temat wad i zalet nowego połączenia LOT. I to z kilku powodów: sam często podróżuje ze względów zawodowych (jako zbieracz mil zwykle w klasie biznes i premium), najczęściej kursuje zaś do Japonii, gdzie lata co kilka tygodni. Tylko na trasie do Tokio zrobił ponad 60 rejsów, choć do tej pory korzystał głównie z Lufthansy i Emirates. Dodatkowo, z wykształcenia jest japonistą, więc potrafi ocenić czy serwis LOT przypadnie do gustu pasażerom z Kraju Kwitnącej Wiśni. Przejdźmy zatem do właściwej recenzji.
Po raz pierwszy od 2012 roku LOT wprowadził nowe połączenie długodystansowe – tym razem padło na wyczekiwane przez wielu Tokio, a dokładnie lotnisko Narita oddalone od stolicy Japonii o około 60km. Haneda jest większa i zdecydowanie bliżej centrum (15 minut versus 70 minut z Narity), ale obecność połączenia nawet na NRT cieszy.
Na lotnisku w Warszawie zjawiliśmy się już o 10 rano drugim kursem z POZ, gdyż jedynie takie połączenie dawało gwarancję zdążenia na lot do Tokio. Bilety rezerwowaliśmy osobno, więc po odebraniu bagaży udaliśmy się do check-inu w sali głównej odlotów.
Choć mieliśmy zabukowany bilet w klasie Y (35,000 mil + opłaty lotniskowe około 550zł w dwie strony), to z kartą SEN udaliśmy się do check-inu w klasie biznes. Mimo wczesnej godziny obsługi nie brakowało i załatwiliśmy formalności w kilka minut.
W tym miejscu mała dygresja: szkoda, że nawet drugi najwyższy status w Star Alliance i karta wystawiona przez LOT właściwie nie zwiększają w żaden sposób poziomu obsługi (poza dostępem do biznesowego check-inu).
Od niedawna dostępny jest w Warszawie Gold Track dla tych statusów, wstęp do lounge’u także jest możliwy, ale nikt przy odprawie o tym nie wspomina. Pani z obsługi tylko spytała „a, to Pan ma jakąś kartę naszą, tak?”. No tak, mam – ale nic więcej z tego nie wynikało. Szkoda, bo drobne uprzejmości i więcej wyjaśnień zdecydowanie podbudowałoby ten produkt (robią tak LH, ANA i inne linie z sojuszu).
Po odstawieniu bagaży udaliśmy się Gold Trackiem za kontrolę bezpieczeństwa.
Mieliśmy sporo czasu do zabicia, także skierowaliśmy się najpierw do Poloneza, czyli lounge’u operowanego od niedawna bezpośrednio przez LOT. Karta SEN lub bilet w klasie biznes na długodystansowym locie pozwala też na wejście do części Elite saloniku, która nie jest specjalnie duża, ale zdecydowanie spokojniejsza i z niezłym barem oraz posiłkami.
W głównej części lounge’u wygospodarowano przestrzeń na poczęstunek w stylu kuchni japońskiej oraz degustację wina śliwkowego oraz zielonej herbaty. Kuchnia japońska to akurat dziedzina mi szalenie bliska, więc z przykrością muszę przyznać, że specjały serwowane przez LOT były średnio jadalne (alkohol był ok). Można było to jednak zrobić zdecydowanie lepiej.
Mieliśmy się spotkać z kilkoma znajomymi lecącymi razem z nami inauguracyjnym lotem, więc mniej więcej pół godziny przed planowanym rozpoczęciem boardingu udaliśmy się w stronę bramek 23-24, skąd mieliśmy wejść na pokład.
Tam także urządzono mini-event z ceremonią herbacianą, ludźmi poprzebieranymi w stroje japońskie i tym podobne. Jako japonista z wykształcenia nie będę tego za mocno komentował – sympatycznie, że coś przygotowano.
Boarding miał rozpocząć się o 14:15, ale już tutaj miał miejsce pierwszy zgrzyt i rozpoczęto wpuszczanie na pokład dopiero w okolicach 14:35. Zaczęto od klasy biznes, premium economy oraz posiadaczy kart Star Alliance Gold. Przyzwyczajeni do kolejek, ustawiliśmy się, aby wejść na pokład, niemniej dała znać o sobie lokalna natura i kilka pań, które koniecznie musiały być wcześniej. Żenujący spektakl wciskania się w kolejkę szybko zakończył się i zaraz byliśmy na pokładzie rękawem dla klasy Y.
Fotele w klasie ekonomicznej w 787 LOTu mają układ 3-3-3 i niestety nie należą do najwygodniejszych. Szerokość siedziska jest mała, a przerwa między fotelami pozostawia bardzo niewiele miejsca na nogi. Szczególnie przy w miarę wypełnionym locie, a według obsługi było jedynie 25 miejsc wolnych. Nasz rząd był pełen, co było dość niemiłą niespodzianką (znowu: choćby w Lufthansie posiadacze SEN dostają w miarę dostępności zawsze wolne miejsce obok siebie – LOT tego nie uznaje i bez-statusowi pasażerowie mieli luzy, natomiast nas ścisnęli).
Na zagłówkach przyczepiono pamiątkowe osłonki, natomiast w kieszeni fotela wsadzono materiały promocyjne, a także krótki list oraz origami, wszystko związane tematycznie z lotem do Tokio.
Chwilę przed 15-tą, zakończono boarding i samolot ruszył na pas startowy. Na pokładzie przywitał nas kapitan i personel pokładowy zapewniając, że opóźnienie nie będzie miało wpływu na godzinę przybycia na NRT.
Choć pogoda w Warszawie była brzydka – nad chmurami zrobiło się cudowne popołudnie.
Serwis pokładowy w klasie ekonomicznej rozpoczął się od rozdania wilgotnych chusteczek. Następnie podano napoje, choć nastąpiło to dopiero ponad godzinę po rozpoczęciu lotu. Trochę się też zdziwiliśmy, że od czasu podania napojów do rozpoczęcia serwisu jedzeniowego (oraz kolejnego z napojami) minęła kolejna godzina, także ponad 2 godziny po oderwaniu się od ziemi dostaliśmy posiłek.
Tu znów uwaga do serwisu. Szkoda, że jedyne o co obsługa była w stanie zapytać to „kurczak czy wieprzowina?”, bez tłumaczenia, które danie jest japońskie, które polskie i co w nim konkretnie jest.
Oczywiście, to nie klasa biznes, natomiast na inauguracyjnym locie takie detale znacznie polepszyłyby doświadczenia pasażerów. Zdecydowaliśmy się na kurczaka (wersja japońska jak się okazało, z sosem teriyaki), a dodatkowo zaserwowano sałatkę w stylu japońskim, tamago z imbirem i edamame, bułkę z masłem (?) oraz brownie. Posiłek był jak najbardziej jadalny, mięso soczyste, sałatka świeża i smaczna. Tylko tamago miało konsystencję gąbki, więc woleliśmy nie ryzykować. Brownie całkiem niezłe.
Po kilkudziesięciu minutach posprzątano na stołach i wkrótce zgasły światła, gdyż przylot następuje kolejnego dnia rano. Kilka godzin na sen musi wystarczyć, a do przylotu zostało ledwo 7. Ze względu na szalenie ograniczone miejsce, przespać mi się nie udało, natomiast rozejrzeliśmy się nieco po samolocie. To dopiero mój 3 lub 4 lot 787, a poprzedni był dawno temu, na pokładzie ANA. Po lotach głównie A380/340 i 747/777 z bólem zauważyliśmy jak niewiele miejsca jest tutaj na rozprostowanie nóg i porozmawianie. W zasadzie jedyne ‘pomieszczenie’ znajduje się na ogonie samolotu, z którego zostaliśmy jednak dość szybko przez obsługę przegonieni.
W trakcie lotu jeszcze kilka rzeczy nie uszło naszej uwadze – alkohol darmowy był jedynie do posiłków, natomiast bolało jeszcze bardziej coś innego – absolutny brak Wi-Fi. Jeszcze 3-4 lata temu traktowałem go jako fanaberię, ale obecnie w większości linii latających długie dystanse jest to standard. Straszna szkoda, że LOT nawet płatnego połączenia nie oferuje.
Kolejnym zaskoczeniem, średnio miłym, były włączone światła w kabinie już na 3 godziny przed lądowaniem. Wtedy miał zacząć się drugi serwis i to też jest trochę dziwne, bo nie przypominam sobie, aby jakiekolwiek inne linie oferowały go szybciej niż 2-2 godziny 15 minut przed lądowaniem, na zdecydowanie większych maszynach. W ten sposób ograniczono pasażerom czas na sen do raptem 4 godzin, co przy lądowaniu rano jest zdecydowanie niewystarczające.
Kompletnie niezrozumiała jest też dla mnie decyzja o serwowaniu… drugiej kolacji! Przy porannych przylotach do Azji z Europy drugi posiłek zawsze był śniadaniem, a decyzję LOT-u uważam za… odważną i oryginalną, przynajmniej. Do wyboru był kurczak oraz quiche, zamówiliśmy oba dania. Niestety tym razem oba były naprawdę słabe, śniadaniowy croissant z dżemem by się sprawił znacznie lepiej.
Niedługo po posprzątaniu serwisu, rozpoczęliśmy obniżanie pułapu z fantastycznymi widokami na wyspę Honshu przy bezchmurnym niemal niebie.
O 9:27, zgodnie z planem, pierwszy rejsowy lot WAW-NRT wylądował w Japonii. Po około 15 minutach podjechaliśmy do naszego gate’u, gdzie sprawnie i szybko można było opuścić pokład. Także bagaże zjechały na pasy w kilka minut.
SPECJALNY MINUS
Specjalnym, OGROMNYM minusem jest kwestia związana z programem kręconym przez Discovery na pokładzie samolotu. Ekipa z ogromnymi kamerami nie tylko kręciła się po pokładzie trącając pasażerów w trakcie spania, ale za skandal uważam podstawianie NDA [umów o poufności, zdjęcie poniżej – przyp. mp] pod nos każdego pasażera do podpisu bez żadnej wcześniejszej informacji. Przez PA wspomniano o akcji, natomiast kto przespał, ten nie wiedział o co chodzi. My dostaliśmy „oświadczenie do podpisania”, ale po zapoznaniu się z nim i możliwą karą nawet 25000zł za złamanie NDA, zdecydowaliśmy się nie podpisywać (i nie byliśmy jedynymi na pokładzie). Co gorsza, podróżująca ze mną narzeczona (Azjatka) wcześniej już oddała razem ze mną niepodpisaną wersję japońską. Natomiast 1.5 godziny przed lądowaniem, jedna ze stewardes przyszła ją specjalnie OBUDZIĆ (!!!) i pytając, czy jednak może podpisać dokument.
Oczywiście się nie zgodziła, natomiast tego typu serwis pozostawiamy poniżej wszelkie krytyki. Zabrakło jakiejkolwiek informacji choćby mailowej przed odlotem, cokolwiek. Stawianie pasażerów przed faktem dokonanym jest strasznie nietaktowne, szczególnie na lotach do Japonii, gdzie o prywatność dba się ze szczególną pieczołowitością.
PODSUMOWANIE
LOT jest narodowym przewoźnikiem, więc chciałbym go wspierać całym sercem i korzystać z jego usług jak najczęściej. Pierwszy lot przebiegł nad wyraz spokojnie, natomiast pozostaje jeszcze sporo małych detali, którymi można bardzo poprawić ogólny wizerunek:
- Lepsza obsługa pasażerów statusowych
- WiFi na pokładzie
- Szybszy serwis (po starcie, przed lądowaniem)
- Japońska obsługa (!) – poza Aeroflotem, LOT to jedyna linia z którą się spotkałem nieposiadająca japońskiej obsługi na lotach do Tokio. 3 stewardesy podobno mówiły po japońsku, natomiast jedna z nich podeszła do nas i spytała (po japońsku) mojej narzeczonej, czy może mówić do niej po angielsku… Kolejna żenada.
Nie jestem pewien czy na slot godzinowy LOT miał jakikolwiek wpływ, natomiast wylot popołudniem z Warszawy z dolotem rano do Tokio powoduje, że niezbędny jest solidny sen w samolocie, aby potem nie cierpieć z powodu jet laga. My w wąskich fotelach Y, nie byliśmy w stanie zasnąć, więc padliśmy o 19 na miejscu ostatecznie i wstaliśmy o 3 nad ranem.
Taka godzina przylotu ma sens wyłącznie w przypadku miejsca w klasie premium lub C, gdzie można jeszcze w miarę rozsądnie wyspać się na pokładzie i pracować zaraz po przybyciu na miejsce. Jeśli jednak LOT chce walczyć o klienta biznesowego, to musi przynajmniej zainstalować WiFi na pokładzie Dreamlinera oraz zatrudnić obsługę z Japonii – inaczej o ruch z NRT do WAW nie będzie w dłuższej perspektywie łatwo.
A plusy? To jednak pierwsze połączenie rejsowe z Polski do Japonii! I całkiem dobra maszyna, coby nie powiedzieć o braku wygód w klasie ekonomicznej, to 787 zapewnia chociaż wyższą wilgotność powietrza, co przekłada się na mniejsze zmęczenie organizmu po locie. Czy będę korzystał jeszcze z tego połączenia? W klasie Y wybiorę pewnie sprawdzoną LH lub EK. Z chęcią przetestuję jeszcze klasę premium i biznes (w Locie jeszcze nimi nie latałem), aby przekonać się, czy serwis oraz możliwości wypoczynku są lepsze.
Jakub Tepper
Japonista, przedsiębiorca, miłośnik mil i podróżowania ‘z klasą’. Średnio odbywa kilkanaście do kilkudziesięciu lotów rocznie na długodystansowych trasach. Najczęściej odwiedza NRT/HND, SIN oraz PVG.