Polskie lotnisko chce wykorzystać nowy trend w turystyce. Szykują trasy, których nie ma nikt w naszym kraju
Szczecin-Goleniów to przykład lotniska, które od kilku lat tkwi w stagnacji. W ubiegłym roku obsłużyło co prawda 483 tysiące pasażerów, ale wciąż daleko mu do rekordowego 2018 roku, gdy z jego usług skorzystało niemal 600 tysięcy podróżnych. Z czego wynika ten stan rzeczy?
– Mamy takie same problemy, jak w innych portach o podobnej wielkości. Po okresie pandemicznym duże odbicie ruchu nastąpiło przede wszystkim na lotniskach, które mają u siebie bazy operacyjne, zwłaszcza tanich przewoźników. My w tej chwili powoli wracamy do poziomu ruchu z lat 2017-2018, ale niestety tak jak inne małe lotniska, musimy czekać na swoją kolej – mówi w rozmowie z Fly4free.pl Maciej Dziadosz, prezes zachodniopomorskiego lotniska.
Kemer od 2464 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Hurghada od 2617 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Wrocław)
Hurghada od 1640 PLN na 14 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Lotnisko ma jednak swoje pomysły na rozwój ruchu pasażerskiego i siatki połączeń.
– Patrzymy na trend „coolcations”, w który zaczyna wpisywać się Bałtyk. Widzimy w tym duży potencjał do rozwoju i nad tym będziemy chcieli dalej pracować – mówi Dziadosz.
Chodzi tu oczywiście o zjawisko związane z występowaniem ekstremalnych upałów na południu Europy. W związku z nim wielu przedstawicieli branży turystycznej uważa, że część turystów zmieni swoje wakacyjne nawyki i w miesiącach letnich zacznie wybierać chłodniejsze miejsca na wypoczynek. A Polska (obok np. Skandynawii czy krajów Beneluksu) jest jednym z miejsc, które może na tym skorzystać.
Lotnisko w Goleniowie było już w zeszłym roku blisko skorzystania na nowym turystycznym trendzie – jedno z austriackich biur podróży planowało uruchomienie czarterów z Grazu oraz Linzu, które dowiozłoby turystów z tych miast nad Bałtyk. Ostatecznie połączenia te zostały wstrzymane, ale…
– Te połączenia nie wypaliły, ale tylko pośrednio, bo ci pasażerowie i tak od nas dotarli, tylko lotami przesiadkowymi przez Warszawę i my ich obsługujemy. Oczywiście ze wszystkimi niewygodami związanymi z takimi transferami, bo np. przy locie powrotnym do Wiednia trzeba spędzić noc w Warszawie, ale i tak mamy takich podróżnych. W zeszłym roku obsłużyliśmy 570 takich pasażerów i można się zastanawiać czy to dużo czy mało. My uważamy że dużo – analizując wszystkie niedogodności to i tak coś, co pokazuje, że jest potencjał w takim kierunku. My intensyfikujemy rozmowy w sprawie uruchamiania takich połączeń i mamy nadzieję, że jeśli nie od jesieni tego roku, to od wiosny przyszłego roku już będą takie regularne połączenia z takich miejsc jak Austria, Szwajcaria czy Zagłębie Ruhry. To miejsca, które wykazują zainteresowanie, biura podróży się do nas zgłaszają, więc wszystko jest kwestią dogrania szczegółów – mówi Dziadosz.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?