Polskie lotniska obsłużyły w 2018 r. 46 mln ludzi! To ostatni tak dobry rok – nowych tras będzie mało
Polskie lotniska pobiły kolejny rekord pod względem liczby pasażerów – niektóre porty obsłużyły o ponad 1/4 podróżnych więcej w skali roku! Ale wszystko wskazuje na to, że to ostatni rok tak dynamicznych wzrostów – zwłaszcza dla mniejszych portów lotniczych. Choć największe lotniska też mają bardzo skromne plany na przyszły rok.
W zeszłym roku polskie lotniska po raz pierwszy przebiły magiczną granicę 40 mln obsłużonych pasażerów, a w tym roku poradziły sobie jeszcze lepiej. Z naszych wyliczeń wynika, że w 2018 roku obsłużyły one ponad 46 mln pasażerów, co oznacza wzrost w skali roku aż o 15 procent.
Największymi motorami wzrostu były w tym roku największe lotniska. Port lotniczy we Wrocławiu obsłużył aż 3,347 mln pasażerów (wzrost o 26 procent), lotnisko w Katowicach – aż 4,83 mln ludzi (wzrost o 24 procent). Po kilku latach stagnacji świetny wzrost (plus 24,7 procenta w skali roku) zanotowało też lotnisko w Bydgoszczy, które ostatecznie obsłużyło aż 413,2 tys. ludzi.
Liderem wzrostu było lotnisko w Poznaniu (portal pasazer.com szacuje, że lotnisko to obsłużyło 2,48 mln podróżnych), gdzie wzrost wyniósł aż 34,1 proc. w skali roku. Jednak z drugiej strony – taki wynik będzie praktycznie niemożliwy do powtórzenia z powodu likwidacji bazy przez Wizz Aira, która nastąpi już wkrótce.
Solidne wzrosty zanotowały też 2 największe lotniska: z Lotniska Chopina skorzystało 17,755 mln pasażerów (o 2 mln więcej niż rok temu), z Krakowa – 6,769 mln pasażerów (o ponad 900 tys. Ludzi więcej niż w 2017 roku).
W czołówce nastąpiła jedna zmiana – piątym największym lotniskiem w Polsce został Wrocław, który wyprzedził lotnisko w Modlinie (3,081 mln pasażerów).
- Warszawa – 17,755 mln pasażerów
- Kraków – 6,769 mln
- Gdańsk – ok. 5 mln
- Katowice – 4,83 mln
- Wrocław – 3,347 mn
- Modlin – 3,081 mln
Przyczyn tak dużych wzrostów jest kilka, ale można pewnie wyróżnić wśród nich m.in. dużo nowych tras otwieranych przez tanie linie oraz przede wszystkim rozwój połączeń czarterowych, głównie z portów regionalnych.
Tyle dobrych informacji, bo wszystko wskazuje na to, że to ostatni tak dobry rok dla lotnisk – wzrosty nie będą imponujące. A co to oznacza dla pasażerów? Zdecydowanie mniej nowych, ekscytujących tras ogłaszanych przez linie lotnicze.

Mazowsze się zapycha, LOT otworzy mniej tras
Naszą analizę zacznijmy od Lotniska Chopina w Warszawie, gdzie sytuacja wygląda jak co roku: lotnisko wciąż bije kolejne rekordy, a jednocześnie wspólnie z przewoźnikami narzeka, że przepustowość lotniska jest już na wyczerpaniu i nie ma miejsca na dalszy rozwój. Analogiczna sytuacja jest w Modlinie (3,081 mln pasażerów), który jeszcze niedawno był największym portem Ryanaira w Polsce, ale teraz pod względem liczby tras irlandzkiej linii w siatce połączeń wyprzedził go już Kraków, a coraz szybciej goni Wrocław.
Co to oznacza dla pasażerów z centralnej Polski? Po pierwsze: znacznie mniej nowych tras. Dotyczy to także LOT, który co prawda szacuje, że przewiezie w tym roku ok. 10 mln pasażerów, ale nowych połączeń nie będzie otwierał tak dużo, co w kolejnych latach.
– Głównym elementem naszej strategii jest rozbudowa naszego hubu w Warszawie i zbudowanie odpowiedniego wolumenu pasażerów w związku z planowaną budową Centralnego Portu Komunikacyjnego. Zdajemy sobie jednak sprawę z coraz bardziej ograniczonej przepustowości Lotniska Chopina. W związku z tym uczciwie trzeba powiedzieć, że rozwój LOT w tym roku najmocniej będzie się odbywał poprzez zwiększanie liczby foteli na trasach, które już obsługujemy. Chodzi tu o zwiększanie częstotliwości, ale też loty znacznie większymi samolotami, np. kolejnymi Boeingami 737 MAX 8, które w tym roku zasilą naszą flotę – mówi Adrian Kubicki, rzecznik prasowy LOT.
Jednocześnie Kubicki nie wyklucza, że zapchane Lotnisko Chopina oznacza, że LOT mocniej zaangażuje się w portach regionalnych.
Dla tych lotnisk może to być zbawienne, bo na przyszły rok plany lokalnych gigantów są dość skromne.

“Szczyt koniunktury jest już za nami”
O sytuacji w Modlinie pisaliśmy już wiele razy. W skrócie: bez rozbudowy nie ma co marzyć o nowych trasach. Ale zaskakują prognozy na 2019 rok w innych portach: lotnisko w Katowicach planuje obsłużyć ledwie o 5 proc. pasażerów więcej, podobnie Gdańsk, a Wrocław szacuje jeszcze mniejszy wzrost, który w skali roku wyniesie ledwie 3,5 procenta. Skąd tak pesymistyczne plany?
– To wynika z sytuacji na rynku i pewne przytłamszenia tanich linii, które tną swoją ofertę na mniejszych lotniskach. Wygląda na to, że szczyt koniunktury, jeśli chodzi o nowe trasy, jest już za nami, a z planów przewoźników widać, że rozwój będzie znacznie skromniejszy niż dotychczas – mówi Tomasz Kloskowski, prezes lotniska w Gdańsku.
Port w Trójmieście “tradycyjnie” poda swoje statystyki za 2018 rok jako ostatni, dopiero 18 stycznia. Będą to jednak bardzo ciekawe dane, bo okaże się czy lotnisko przekroczyło po raz pierwszy w historii barierę 5 mln obsłużonych pasażerów w ciągu roku.
Z Kloskowskim zgadza się Dariusz Kuś, prezes lotniska we Wrocławiu.
– Przez ostatnie 2 lata rośliśmy w tempie kilkudziesięciu procent, więc i tak lotnisko mocno się rozwinęło. Ale w tym roku wzrost będzie znacznie skromniejszy – mówi.
W tym roku lotnisko we Wrocławiu będzie zabiegało o kilka kierunków hubowych. Priorytetami na liście pozostaje Bruksela (pierwotnie tę trasę miał uruchomić Brussels Airlines, jednak linia zmieniła decyzję), a także Londyn – Wrocław chciałby połączenia biznesowego z lotniskiem Heathrow lub London City.
– Jeśli chodzi o low-costy, to zawsze jest jakaś lista życzeń. Jeśli chodzi o nowe kierunki, to bardzo interesują nas lotniska w Niemczech oraz we Francji, bo uważamy, że ten rynek ma bardzo duży potencjał. Chcielibyśmy też kolejnych połączeń z Ukrainą – na naszej liście jest m.in. Odessa – mówi Dariusz Kuś.
Nowe trasy można planować, jednak wiele wskazuje na to, że nie wszystkie lotniska mogą spodziewać się wielkich wzrostów.

Tanie linie uciekają z mniejszych lotnisk
Nie wszystkie porty lotnicze będą dobrze wspominać miniony rok. Jest co prawda kilka lotnisk, które mogą być zadowolone (wspomniana wcześniej Bydgoszcz), ale już na przykład w Lublinie a nawet w Poznaniu nie ma szczególnych powodów do zadowolenia.
Oba lotniska rozwijały się bardzo szybko, jednak obecnie perspektywa jest taka, że wzrost będzie hamował. Głównym czynnikiem w obu przypadkach były decyzje Wizz Aira, który najpierw w czerwcu zamknął bazę w Lublinie, a na dniach zrobi to samo w Poznaniu. Szczególnie szokująca była ta druga decyzja, która jest jednocześnie wyraźnym sygnałem dla mniejszych portów lotniczych: skoro Wizz Airowi nie opłaca się latanie z tak bogatego i dużego regionu jak Wielkopolska, to inne porty raczej nie mają czego szukać w negocjacjach z irlandzkim przewoźnikiem.
A straty są bardzo odczuwalne, głównie dla Lublina: jeszcze niedawno władze portu były przekonane, że przebiją w minionym roku granicę pół miliona obsłużonych pasażerów. Ostatecznie licznik stanął na 455 tysiącach podróżnych (na zdjęciu poniżej) – to ledwie o 25 tysięcy więcej niż w 2017 roku. Niby jest to rekord, jednak apetyty były znacznie większe. Tym bardziej, że w kolejnych kwartałach lotnisko z powodu dużej liczby zawieszonych połączeń będzie notować raczej spadki.

Co z małymi lotniskami?
Z tych mniejszych portów najbardziej stabilnie wygląda sytuacja Rzeszowa. Lotnisko w stolicy Podkarpacia w zeszłym roku obsłużyło 771,2 tys. pasażerów, czyli o 11,2 proc. więcej niż rok wcześniej. Tak dobry wynik to efekt współpracy z LOT, który uruchomił w 2018 roku loty do Tel Awiwu, ale też bezpośrednie połączenie do USA – od kwietnia z Rzeszowa możemy polecieć do Newark.
Na innych mniejszych lotniskach sytuacja jest stabilna: w Szczecinie wielu pasażerów z pewnością odczuje zamknięcie trasy krajowej Ryanaira na Lotnisko Chopina, ale w zamian LOT zwiększy liczbę lotów do Warszawy, a irlandzka linia uruchomi 3 razy w tygodniu loty do Krakowa.
W końcu wzrosty zaczęło też notować lotnisko w Łodzi – w zeszłym roku skorzystało z niego ponad 217,4 tys. pasażerów. To wzrost w skali roku o 4,9 procenta. Na lotnisku im. Władysława Reymonta zdecydowanie największym graczem jest Ryanair (w ciągu 12 miesięcy leciało nim 192 tys. pasażerów z Łodzi), ale na plus należy zaliczyć powolny powrót czarterów na to lotnisko. W tym roku ta tendencja ma się tylko zwiększyć.
Stabilnie rozwija się też lotnisko w Szymanach – w zeszłym roku port lotniczy Olsztyn-Mazury zanotował 15 proc. wzrost w liczbie obsłużonych pasażerów, co przełożyło się na 121,3 tys. podróżnych. Siatka połączeń lotniska jest na razie dość skromna: możemy stąd polecieć do Dortmundu, Londynu Luton (obie trasy Wizz Aira) i Londynu Stansted (Ryanair), ale od przyszłego roku dojdą nowe trasy: wkrótce wróci połączenie LOT do Lwowa, pojawi się nowa sezonowa trasa krajowa (LOT do Krakowa), powróci też czarterowe połączenie do Burgas w Bułgarii.
- Zielona Góra-Babimost – 21,9 tys. pasażerów
- Olsztyn-Mazury – 121,3 tys.
- Łódź – 217,4 tys.

Perspektywy?
Patrząc na decyzję Wizz Aira, który po latach oczekiwania pojawił się w Krakowie oraz inne już zapowiedziane trasy (LOT, Ryanair), wydaje się, że oprócz Lotniska Chopina będzie to jedyny port lotniczy, który w tym roku może liczyć na duże, dwucyfrowe wzrosty. Inne lotniska? Wizz Air już zapowiedział, że koncentruje się na portach w Gdańsku, Wrocławiu, Warszawie, Katowicach i Krakowie, Ryanair zaś raczej nie planuje otwarcia kolejnej bazy operacyjnej w Polsce, która byłaby gwarancją kolejnych nowych połączeń.
Pewne nadzieje można wiązać z planami rozwoju linii easyJet, ale znów – nieudany eksperyment z lotami z Lublina może stanowić dla przewoźnika ważny argument, aby rozwijać się przede wszystkim w tych największych portach lotniczych.
No chyba, że znów któryś przewoźnik zaskoczy nas tak mocno, jak Wizz Air z otwarciem bazy w Krakowie. Nie mielibyśmy nic przeciwko temu.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?