Poleciałem najbardziej memiczną trasą Ryanaira i nie żałuję, choć dojazdy do lotnisk zajęły dłużej niż sam lot
Port lotniczy Bruksela-Charleroi i jego znaczenie
Port lotniczy Charleroi to jedno z dwóch lotnisk obsługujących belgijską stolicę i ten, z którego korzystają niemal wyłącznie tanie linie. Zlokalizowany około 50 km na wschód od Brukseli nie znajduje się nawet w samym mieście Charleroi – aby być precyzyjnym, należałoby dodać tam jeszcze: Gosselies.
Biorąc pod uwagę liczbę oferowanych kierunków i skalę operacji, to również jedna z najważniejszych baz w całej siatce Ryanair. Nadając sprawie właściwy kontekst: irlandzki przewoźnik oferuje ponad 100 kierunków, operuje kilkunastoma samolotami i oferuje perełki rzadko dostępne z innych lotnisk jak np. Korsyka, Madera czy nawet Azory, przewożąc rocznie ponad 10 mln pasażerów. Zatem niezaprzeczalnie: ma to sens.
Najsmutniejsze miejsce na ziemi?
Zacznijmy od humorystycznego akcentu i mema, który krąży (nie tylko) w kuluarach znajdujących się w Brukseli instytucji UE. Doskonale oddaje on sedno sprawy, o której dziś piszę, a żeby właściwie wczuć się w sytuację, nie trzeba być wcale byłym stażystą z instytucji europejskich, oficjelem czy też eurokratą. Kto jako najbliższy dostępny port lotniczy ma Charleroi – doskonale mnie zrozumie i w cyrku się nie śmieje. Zapewne znalazłoby się kilka gorszych lotnisk, na które lata Ryanair, biorąc jednak pod uwagę skalę działalności i jej rozmach – ze świecą szukać podobnego przykładu.
W najprostszym tłumaczeniu, zadane pytanie brzmi: „jeśli Disneyland jest najszczęśliwszym miejscem na ziemi, jak myślicie, które jest najsmutniejszym?” A wszystko skwitowane bardzo trafnym: „wszyscy znamy odpowiedź”.
Esencja filozofii tanich linii
Żarty na bok, ale trasa Charleroi – Modlin (nazywając już rzeczy po imieniu) to esencja filozofii Ryanair, która wybiła go tak wysoko w przestworza. Podróż między dwoma lotniskami położonymi „pośrodku niczego”, a jednak blisko ważnych metropolii to świetny pomysł na wykorzystanie niższych opłat lotniskowych, slotów w lepszych godzinach, a w konsekwencji: zaoferowanie superniskich cen i co za tym idzie – skuszenie milionów pasażerów. Przykłady podobnych lotnisk można mnożyć: Beauvais pod Paryżem, Skavsta (nie)daleko Sztokholmu czy też śp. lotnisko Oslo Rygge.
Charleroi to miejsce, które samo w sobie zasługuje na osobny wpis. Kilka lat temu w internetowym głosowaniu wybrane zostało „najbrzydszym miastem na świecie”. Pewnie jak zwykle bywa, jest w tym spora dawka subiektywizmu, niemniej fakty pozostają niezaprzeczalne: postindustrialne, wyludniające się miasto, w którym wybudowano w pełni funkcjonalne metro, zapominając go jednak otworzyć (ta historia to nie żart), lata świetności zdecydowanie ma za sobą, a uśmiech politowania budzi nie tylko wśród mieszkańców Brukseli, ale również samych Walończyków. I to właśnie tam Ryanair ma jedną ze swoich najważniejszych baz, skąd oferuje prawdziwy klejnot w koronie: trasę do podwarszawskiego Modlina.
Dlaczego trasa jest taka wyjątkowa?
Od czego powinienem zacząć? Wspominałem wcześniej o modelu działania tanich linii polegającym na wybieraniu położonych dalej lotnisk, tu jednak sprawa wydaje się być podniesiona do kolejnego poziomu. Dojazdy do Charleroi oraz z Modlina do Warszawy zajęły mi dłużej, niż… sam lot z „Brukseli” do „Warszawy”. Więcej czasu spędziłem w autobusach, niż w samolocie. Podróż samolotem rozkładowo trwa równe 2 godziny, dojazd do lotniska w Belgii zajął mi 1:15h, również podobną ilość czasu.
Panujący w Brukseli monopol na autobusowe połączenie z lotniskiem Charleroi to kolejny aspekt, o którym warto wspomnieć. Podróż autokarem Flibco za 18,99 EUR (ok. 80 PLN) kosztowała mnie więcej niż… sam lot do Modlina (za niego zapłaciłem 16,99 EUR). I choć samo lotnisko Charleroi przeszło w ostatnich latach sporą modernizację (odświeżony terminal wraz ze strefą gastronomiczną, możliwość zamówienia prawdziwych belgijskich frytek, salonik z widokiem na płytę lotniska, etc.), miejscu wciąż daleko do (biorąc pod uwagę liczbę i skalę przeprowadzanych operacji) miana lotniska „z prawdziwego zdarzenia”.
Wisienka na torcie
Lotnisko Bruksela Charleroi nie powiedziało jednak jeszcze ostatniego słowa, a w zanadrzu trzyma prawdziwego jokera w rękawie. Mowa o Terminalu 2, skąd czasami można mieć wątpliwe szczęście lecieć. Zazwyczaj oddany do wyłącznego użytku Ryanair, lotniskowe doświadczenie wnosi na „wyższy poziom”. Znajduje się na wysokości parkingu, a z wyglądu i oferowanych udogodnień przypomina namiot. Mimo, że mały (dosłownie kilka gate’ów), potrafi się zapchać i wypełnić kolejkami nawet poza godzinami szczytu. Do tego jeden niewielki sklepik duty free znanej marki, dwie kawiarnie i salonik, który przypomina kanciapę bez okien i zasłużenie może poszczycić się w Google oceną zaczynającą się od cyfry 2.
Obiecana wisienka na torcie to płatne toalety w ogólnodostępnej części lotniska. Konieczność spaceru do samolotów niezależnie od pogody, która w Belgii nie rozpieszcza nawet latem, dopełniają doświadczenia na miarę trasy, o której piszę. W skrócie: dostajemy dokładnie to, za co płacimy (i nic więcej).
Modlin – Charleroi: stworzeni dla siebie?
Lądowanie w Modlinie to sprawa, której chyba nie trzeba przedstawiać naszym czytelnikom. Dla tych, którzy jeszcze tam nie byli: mnie jawi się jako mniejsza wersja lotniska Charleroi. Używając metafory, przypomina młodsze, mniej zdolne rodzeństwo, po którym nikt wiele się nie spodziewa. Dojazd (jeśli to możliwe) jest jeszcze gorszy, bowiem zakłada przesiadkę z autobusu na pociąg i dopełnia wspomnianej wcześniej idealnej całości: podróże na/z lotniska zajęły mi dłużej niż sam lot. Ale posypując nieco głowę popiołem: cena czyni cuda, a „za darmo” i ocet bywa słodki. Nie bez powodu Wizz Air zdecydował się wrócić do Modlina, a Air Arabia przebojem zaoferowała egzotyczne trasy właśnie z okolic Nowego Dworu Mazowieckiego.
Jaki to wszystko ma sens?
Połączenie, choć szumnie nazwane „Bruksela – Warszawa”, w rzeczywistości łączy dwa małe lotniska położone w szczerym polu. Fakty pozostają jednak niezaprzeczalne: samoloty latają niemal codziennie (a na innych trasach z Charleroi do Polski nawet dwa razy dziennie) i są wypełnione po brzegi. Z jednej strony jak w soczewce skupia to, z czego słyną tanie linie (czyli niską cenę i minimum komfortu), z drugiej: jeśli nie oczekujemy luksusów i tym razem to nie droga jest celem samym w sobie – no to dlaczego nie? Nawet biorąc pod uwagę wszystkie dodatkowe opłaty, z Brukseli do Warszawy dostałem się za ok. 175 PLN – co jest ceną trudną do pobicia jakimkolwiek innym środkiem transportu.
Mieliście okazję lecieć już z Charleroi? Dajcie znać w komentarzach, jakie były wasze doświadczenia!
- Nie wszystko złoto, co się świeci: szumnie nazwana trasa z Brukseli do Warszawy tak naprawdę zabierze Was nieco dalej, niż obiecane dwie stolice.
- Charleroi – Modlin jawi się jako „esencja” działania tanich linii. Bez silenia się na złośliwości można powiedzieć, że to lot z namiotu do namiotu, do tego oba położone są w szczerym polu.
- Ewidentnie ma to jednak sens: samoloty latają wypełnione po brzegi, a jeśli to nie droga jest celem samym w sobie – podróż pociągiem (z przesiadkami) lub autem niekoniecznie jawi się tutaj jako sensowna alternatywa.
- Warto pamiętać jednak o niedogodnościach: transfery potrafią zająć dłużej, niż sama podróż samolotem i są droższe, niż przelot. Niemniej jednak: finalna cena za pokonanie tego odcinka dalej jest atrakcyjna.





