więcej okazji z Fly4free.pl

Poleciałam do Japonii i… nie zbankrutowałam! Straszyli cenami – a ja za obiad płaciłam 20 zł

Foto: Paulina Zambrzycka
Japonia to miejsce, o którym ludzie marzą latami. Nigdy do nich nie należałam. Odwiedziłam Kraj Kwitnącej Wiśni przypadkowo. Byłam siódmy miesiąc w podróży po Azji i powoli myślałam o powrocie do Polski. Gdy kupowałam bilet, siedziałam w Tajwanie. Chciałam stamtąd… uciec. Spontanicznie padło na Japonię. Ludzie straszyli mnie, że nie starczy mi pieniędzy. Że Japonia wypali mi portfel. Trochę się wystraszyłam, czy słusznie kupiłam ten bilet. Jednak moje obawy zniknęły, gdy wysiadłam z samolotu – pisze Paulina Zambrzycka, autorka kanału Byle do wylotu na YouTube.

Uciekłam do Japonii przez trzęsienie ziemi

Bilety do Japonii kupiłam, gdy roztrzęsiona siedziałam w Tajwanie. Dosłownie. Pech chciał, że w Tajpej trafiłam na wstrząsy wtórne po gigantycznym trzęsieniu ziemi – takim, jakiego nie było w Tajwanie od 25 lat. Pierwszy raz ziemia zadrżała po 2:00 nad ranem, gdy tylko dotarłam na kwaterę. Nie przemyślałam tego, rezerwując mieszkanie na 11. piętrze w starym budownictwie. Piętnaście minut później przyszło kolejne trzęsienie ziemi. Kulminacja nastąpiła kilka dni później, gdy budynek zaczął przechylać się tak mocno, że nie byłam w stanie zapanować nad utrzymaniem równowagi. Ciuchy spadły z wieszaków, nawet walizka odjechała na drugi koniec pokoju. W panice wybiegłam z budynku (teraz wiem, że nie powinnam). W ten dzień postanowiłam: „Czas wiać z Tajwanu”. Do wyboru miałam dwie opcje – albo wracam do Polski i płacę majątek za bilet, albo jeszcze się wstrzymam, zostanę w Azji i wybiorę inny kierunek. Padło na Japonię.

Kiedy podzieliłam się tym faktem z bliskimi, kręcili głowami. – Ale ty wiesz jak tam drogo? Przecież zbankrutujesz! – pisali na Fejsie. Najpierw chciałam posiedzieć dłużej, ale skutecznie mnie odstraszyli. Przeczytałam kilka wpisów na blogach i zaczęłam szybko kreślić plan pobytu. Postanowiłam zostać w Japonii przez 3 tygodnie i odpuścić m.in. Okinawę – bałam się, że nie starczy mi pieniędzy. Poza tym planowałam lecieć z Japonii do Korei Południowej. Bo być tak blisko i nie wpaść do Seulu? Musiałam okroić budżet na Japonię. Od razu się przyznam, że podczas mojej wielomiesięcznej podróży nie robiłam głębokiego researchu. Chciałam, żeby ta wyprawa od początku do końca była spontaniczna, a rzeczywistość mnie zaskakiwała. Tak też było z Japonią.

„Jeny, jak tu tanio!”

Dokładnie taka była moja reakcja, gdy pierwszy raz weszłam do 7-Eleven – słynnej azjatyckiej „żabki”. Nie mogłam wyjść z szoku, że wydając 20 zł w konbini (sklepie spożywczym), mogę zjeść smaczny obiad. Japonia słynie z gotowych dań na wynos. Można też zjeść od razu przy stole, na ciepło. Potrawy są tak różnorodne i pyszne, że codziennie zaglądałam do konbini, żeby spróbować czegoś innego.
·      pikantne krokiety z wołowiną: 100 jenów (ok. 2,60 zł)
·      kawałek soczystego kurczaka w chrupiącej posypce: 120 jenów (ok. 3,20 zł)
·      onigiri z tuńczykiem i majonezem: 130 jenów (ok. 3,50 zł)
·      pełnowymiarowe danie okonomiyaki: 400 jenów (ok. 10,70 zł)

Mogłabym wymieniać bez końca. Prawdziwy maraton zakupowy zaczynał się jednak wieczorem, gdy w konbini pojawiały się promocje na jedzenie. Ciężko było się opamiętać, wszystko smakowało tak dobrze. Zdecydowanie, Japonię wspominam, myśląc o jedzeniu. Poza Tajlandią (tom-yum, tęsknię!) i Tajwanem (scallion pancakes, mmm!), właśnie w Tokio moje kubki smakowe oszalały.

Oczywiście w zwykłym, dużym markecie spożywczym, często można było kupić jedzenie jeszcze taniej. W Osace tylko w takim lokalnym spożywczaku robiłam zakupy, próbując wcisnąć się między seniorów walczących o ostatnie sushi w lodówce.

Foto: Paulina Zambrzycka

„Złote łuki” tańsze niż u nas

Ciężko w Japonii trafić na tzw. paragony grozy. Oczywiście, jeśli poszłabym do ekskluzywnej restauracji w 5* hotelu (unikam takich miejsc, podróżuję budżetowo), zapłaciłabym krocie. Na lotniskach, w centrum Tokio, Osace czy Kyoto ceny jedzenia nie różnią się jednak tak bardzo.

Gdzie w Japonii jest taniej niż u nas? Na pewno w słynnych sieciówkach typu „złote łuki”. Poczucie, że jest niedrogo, miałam też, jedząc w biegu na mieście. Za posiłek w niedużej, taniej knajpce lub barze płaci się ok. 20-25 zł (miso ramen czy udon z wkładką). Na każdym kroku są automaty z napojami, które nie kosztują wiele jenów (pamiętna lemoniada z Kyoto). Za kawę czy herbatę uji-matcha płaciłam ok. 2-3 zł / butelkę 0,5 l.

Foto: Paulina Zambrzycka

Gdzie jest haczyk?

Na pewno w podróżowaniu pociągami. Zwłaszcza te międzymiastowe są bardzo drogie – za przejazd z Tokio do Kyoto bez JR Pass wychodzi ponad 400 zł! Zdecydowałam się więc na samolot, który na tym samym odcinku kosztował ok. 150 zł.

Lokalny transport nie jest tak przerażający. W Tokio ceny biletów zmieniają się w zależności od tego, ile przystanków się przejedzie. Przykładowo za przejazd z Shinjuku do słynnego skrzyżowania Shibuya zapłacić trzeba ok. 5 zł. Z Asakusa do dzielnicy Harajuku wychodzi mniej więcej 7 zł – jednak dystans jest połowę dłuższy.
Gdzie jest haczyk? Może w biletach wstępu? Wiele świątyń zwiedzać można za darmo. A jeśli już trzeba płacić, ceny nie są wygórowane. Bilety wstępu wahają się między 15 a 70 zł, w zależności od miejsca. Są też oczywiście droższe wejściówki (np. do Universal Studio w Osace), ale takich unikałam.

„W Tokio na pewno zbankrutuję…”

Właśnie taka pierwsza myśl przyszła mi do głowy, gdy przeglądałam noclegi przed przylotem do Tokio. Nie podróżuję sama, więc warunkiem był pokój dla dwóch osób. Z partnerem pracujemy zdalnie – musieliśmy mieć chociaż trochę miejsca na wyciągnięcie laptopów. W końcu udało się znaleźć coś sensownego – mały hotelik blisko stacji Ueno. Wszędzie było stosunkowo blisko.

Najpierw miały być 3 noce w Tokio, bo akurat w stolicy Japonii ceny noclegów nie są niskie. Jednak finalnie stanęło na 6 nocach, co i tak uważam za naprawdę niewiele – stolica ma tyle do zaoferowania! 6 noclegów kosztowało 1885 zł.

Dużo taniej wyszedł pobyt w Osace. Zależało mi też na wycieczkach do Kyoto, więc stanęło na 14 dniach w Osace. Z perspektywy czasu żałuję, że nie zaklepałam żadnego noclegu w centrum Kyoto, ale ceny nie były zadowalające. Finalnie i tak musiałam dopłacać, żeby dostać się z Osaki do Kyoto (co dodatkowo zajmowało dużo czasu), ale trudno. Na przyszłość już będę wiedzieć, jakiego błędu nie popełnić.

Dwa tygodnie w Osace kosztowały 1965 zł. Łatwo więc zauważyć, jak olbrzymia różnica jest między pobytem w Osace a Tokio, gdzie prawie tyle samo wyszło za 6 nocy. Mało tego, w Osace zarezerwowałam piętrowy apartamencik w typowej dla Japonii zabudowie szeregowej. Było w nim tyle miejsca, że nawet słynna toaleta z milionem przycisków była odseparowana od mikro łazienki. Ale to już temat na inny artykuł.

Jak jest z tą Japonią? Drogo czy nie?

Inflacja w Japonii jest najwyższa od lat i nie schodzi poniżej 2%. Jen jest słaby, więc na razie podczas podróży po Japonii nasz portfel może „spać spokojnie”. Oczywiście, jeśli potrafimy odpowiednio zarządzać budżetem. Jakkolwiek to brzmi, słaby jen to furtka dla wszystkich, którzy od dawna marzą, żeby zobaczyć Kraj Kwitnącej Wiśni. To jedna z nielicznych pozytywnych stron inflacji.

Mimo tego, że Japonia nigdy nie chodziła mi po głowie, oszalałam. 3 tygodnie wystarczyły, żebym zakochała się w niej bez pamięci. Miłość od pierwszego wejrzenia jednak istnieje! Nic nie sugeruję i nikogo nie namawiam, ale to dobry czas na podróż. Kiedy jen zacznie się umacniać, szansa na zobaczenie Japonii budżetowo… ucieknie.

Misją Fly4free.pl jest przedstawienie Ci najlepszych zdaniem naszej redakcji okazji na podróże. Opisujemy oferty znalezione przez nas w internecie i wskazujemy adresy internetowe, pod którymi samodzielnie możesz wykupić podróż lub elementy podróży. Ceny w artykułach są aktualne w chwili publikacji. Możemy otrzymywać wynagrodzenie od partnerów handlowych, do których Cię przekierowujemy.
Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.

Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?


porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »