„Jest mi wstyd za to, co zrobiłem”. Polak, który wyszedł po skrzydle samolotu w Hiszpanii, przerywa milczenie
Ta sprawa wzbudziła wiele emocji wśród naszych czytelników. Informowaliśmy o niej na naszych łamach jako jedni z pierwszych. Po 4 dniach od wydarzeń, które miały miejsce w samolocie Ryanair na lotnisku w hiszpańskiej Maladze, wiemy już chyba wszystko.
Przypomnijmy: 1 stycznia późnym wieczorem na lotnisku w Hiszpanii wylądował samolot Ryanair, który ze stolicy Wielkiej Brytanii wystartował z blisko godzinnym opóźnieniem. Po zatrzymaniu się na płycie lotniska, przez kolejne 30 minut drzwi pozostawały zamknięte.
Jeden z pasażerów, 57-letni Polak, zirytowany przedłużającym się czasem oczekiwania na wyjście, wstał z fotela i usunął drzwi awaryjne, wychodząc na skrzydło samolotu wraz ze swoim bagażem podręcznym.
Spacerując po skrzydle, doszedł do krawędzi i próbował zeskoczyć na płytę lotniska. Dopiero po kilku minutach załoga samolotu zdołała go zabrać do wnętrza samolotu. W mediach społecznościowych jest opublikowany film z całego zajścia, który nakręcił jeden ze współpasażerów.
Romuald Graczyk został zatrzymany przez funkcjonariuszy Gwardii Cywilnej, grozi mu potężna grzywna. Pojawiło się wiele spekulacji dotyczących tego, co popchnęło naszego rodaka do takiego czynu. Wskazywano na atak astmy. Prawda jest jednak inna.
Fot. Facebook / Fernando Del Valle Villalobos
Wyjaśnienia
Hiszpańskim dziennikarzom udało się dotrzeć do naszego rodaka.
– Nie wiem, co mnie naszło. To była jakaś pomyłka. Czułem, jak mnie ogarnia klaustrofobia, nie rozumiałem dlaczego jesteśmy już w Maladze i nie możemy opuścić samolotu. Widziałem drzwi z napisem EXIT, więc wyszedłem – opowiada Polak. – Ludzie zaczęli klaskać i pokazywać wyciągnięte kciuki, więc doszedłem do krawędzi skrzydła. Widziałem że jest wysoko, więc nie miałem zamiaru skakać – dodaje Romuald Graczyk. – Jestem przytłoczony tym, co się stało – te słowa nasz rodak powtarza wielokrotnie.
Czy Polak zrobił to pod wpływem choroby, na przykład astmy? Romuald Graczyk nie potwierdził tych faktów, jednakże nie zaprzeczył, że w przeszłości miał problemy z alkoholem.
Pan Romuald jest w ciężkiej sytuacji materialnej. Ostatnie lata spędził w Hiszpanii, korzystając z pomocy społecznej i mieszkając w domach prowadzonych m.in. przez hiszpański Caritas. Utrzymywał się z drobnych prac, niekiedy posuwając się do żebrania pod katedrą w Maladze, prosząc turystów o drobne monety.
Bilet powrotny z Malagi do Londynu zasponsorowały mu jego siostrzenice, które odwiedził po raz pierwszy od 7 lat. W Wielkiej Brytanii spotkał się m.in. ze swoim bratem i matką. Teraz wszyscy się martwią, bo panu Romualdowi grozi potężna grzywna.
Nie wiadomo, z czego miałby ją zapłacić. Hiszpańscy dziennikarze relacjonują, że nasz rodak miał przy sobie… 18 centów, a w domu, wedle jego relacji, przechowywał tylko monetę o wartości 0,50 GBP (ok. 2,5 PLN).
Fot. Philip Lange, shutterstock
Konsekwencje
Dyrektor Gwardii Cywilnej w porcie lotniczym Malaga informuje:
– Grzywna, która dotyczy tego zdarzenia, będącego poważnych naruszeniem przepisów bezpieczeństwa lotniczego, może wynieść 40 tys. GBP (ok. 187 tys. PLN – przyp.red.)
Funkcjonariusze przekazali dane pana Romualda do Spanish Aviation Safety and Security Agency (AESA) – to właśnie ta agencja zdecyduje o wysokości kary, która zostanie nałożona na Polaka.