Słynny park podnosi ceny z 45 do 1165 zł za bilet! Tak może wyglądać turystyczna przyszłość wielu miejsc
O planowanych podwyżkach w parku narodowym, w którym żyją słynne smoki z Komodo, mówiło się już od kilku lat. Pierwotnie indonezyjski rząd planował jeszcze większe podwyżki, a cena biletu miała dobijać nawet do 2 tys. PLN, jednak ostatecznie do nich nie dochodziło. Także z uwagi na pandemię koronawirusa, która na pewien czas zawiesiła niemal całkowicie ruch turystyczny.
Costa Blanca od 2934 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Sharm El Sheikh od 2499 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Łódź)
Sousse od 1999 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Jednak teraz, gdy restrykcje dotyczące podróżowania na całym świecie zostały zniesione, a popyt na podróżowanie zaczyna powracać do czasów sprzed pandemii, władze Indonezji powróciły do planów drastycznych podwyżek. Cena ma wzrosnąć ze 150 tys. indonezyjskich rupii, a więc ok. 46 PLN do… 1165 PLN (3,75 mln rupii)! Skąd tak duża różnica? Indonezyjskie władze tłumaczą, że chodzi o ograniczenie tłumów turystów oraz jednoczesną ochronę waranów z komodo, które są gatunkiem zagrożonym wyginięciem.
Jednak podwyżki wzbudzają kontrowersje, głównie ze strony lokalnej branży turystycznej, a więc przewodników, właścicieli obiektów noclegowych i knajp, małych biur podróży, którzy ostro przeciwko nim protestują. Sytuacja jest tak napięta, że kilkuset przewoźników rozpoczęło trwający miesiąc strajk, a władze Indonezji postanowiły opóźnić wprowadzenie podwyżek – nowy cennik nie będzie obowiązywał od 1 sierpnia, ale dopiero od 1 stycznia 2023 roku.

Ale to niewiele pomoże. Miejscowi obawiają się, że w ten sposób władze Indonezji zabijają masową turystykę, a co za tym idzie – mocno ucinają im podstawowe źródło dochodu. Które i tak mocno wyschło w czasie pandemii koronawirusa.
Władze uspokajają, że tak się nie stanie, choć przyznają, że ich celem jest ograniczenie masowej turystyki i postawienie na turystów premium.
– Władze Indonezji przestawiają się z turystyki ilościowej na jakościowej – mówi Shana Fatina, dyrektorka zarządzająca organizacji turystycznej w Labuan Bajo, małego portowego miasteczka, które jest „bramą wjazdową” dla turystów planujących wyprawę do parku Komodo.
Czy słynnej wyspie faktycznie grozi nadmiar turystów? W ostatnich latach przed pandemią liczba turystów dość dynamicznie rosła – ze 100 tysięcy turystów w 2014 roku do 200 tysięcy w 2019 roku. I ta ostatnia liczba stanowi właśnie dla władz parku taką „bezpieczną” granicę – celem jest utrzymanie liczby turystów odwiedzających warany na poziomie ok. 200 tysięcy rocznie.
A bez podwyżek, liczba odwiedzających może znacząco wzrosnąć. Z symulacji władz parku wynika, że w 2030 roku liczba odwiedzających wyniosłaby 300 tysięcy turytów rocznie, a w 2045 – nawet 480 tysięcy podróżnych.
Wszystko wydaje się więc mieć ręce i nogi, więc skąd te wszystkie protesty?
– Ruch turystyczny zaczyna się dopiero teraz powoli podnosić po pandemii. Jeśli ludzie zaczną teraz odwoływać swoje rezerwacje, będziemy skończeniu – mówi jeden z lokalnych hotelarzy w rozmowie z agencją AFP.
Czy turystyka premium rozwiąże problem nadmiaru podróżnych?
Na całą sprawę można patrzeć z dwóch punktów widzenia. Z jednej strony powraca jak mantra zjawisko overtourism, czyli nadmiaru turystów, których obecność nie pomaga atrakcjom turystycznym, a nawet wręcz przeciwnie. Jednak z drugiej strony można się zastanawiać czy taka metoda jest skuteczna. A raczej: czy nie jest po prostu skokiem na kasę i próbą szukania zainteresowania wśród „turystów premium”, czyli tej grupy podróżników, która nie liczy się z kosztam?. Nie ulega wątpliwości, że ten segment rynku turystycznego jest niezwykle kuszący dla wielu państw na całym świecie, a dobrym przykładem jest choćby Tajlandia, gdzie politycy od dłuższego czasu sugerują taki zwrot. Powoduje to jednak szereg zagrożeń dla turystyki, wśród których największym jest ograniczenie dostępności do wielu miejsc dla tych mniej majętnych turystów. Czy podobną politykę jak na Komodo wprowadzą też inne miejsca? Nie można tego wykluczyć. Tym bardziej, że pretekst do tak absurdalnych podwyżek wydaje się być dość rozsądny.