Pani Krystyna odkryła tanie latanie po 60-tce. I w rok podróżowała tyle, że można jej tylko zazdrościć
Na ślad pani Krystyny natrafiliśmy przypadkiem, przeglądając na forum Fly4free.pl temat będący podsumowaniem roku. Moją uwagę przykuł wpis użytkowniczki kryskaM, który zaczyna się od słów.
„W tym roku nauczyłam się tanio latać. Całe życie (mam 60+) albo góry albo zagranica z biurem podróży… A w 2017 nowe odkrycie (…)”.
A pod spodem lista podróży w mijającym roku, której pozazdrościłby jej niejeden forumowy wyjadacz. Postanawiam, że muszę ją poznać, bo rzadko się zdarza, by ktoś w takim wieku zaczął samodzielnie latać tanimi liniami i tak szybko się wkręcił.
Piszę więc do pani Krystyny, że chciałbym stworzyć tekst na jej temat, bo może być wspaniałą inspiracją dla wielu ludzi w każdym wieku. I osobą, która pokazuje, że nigdy nie jest za późno na życie z pasją. Szybko odpisuje.
„Ja też jeszcze 20 lat temu uważałam, że po 60-tce to już bliżej niż dalej. Punkt widzenia się zmienia, a wszystko zależy chyba od charakteru i duszy. Z kanapowca z pilotem w ręku nie zrobisz podróżnika” – czytam i zaczynamy rozmawiać.
Jak to się zaczęło?
Pani Krystyna jest obecnie na emeryturze i mieszka w Warszawie. Za kilka dni będzie obchodziła 64. urodziny (najlepsze życzenia!). Ma wykształcenie chemiczne, przez całe życie zajmowała się kompozycjami zapachowymi dla różnych produktów. Co się stało, że nagle zaczęła latać?
– Proszę pana, ja turystką byłam zawsze. Wyjeżdżałam na wycieczki zagraniczne, ale z biurami podróży. No i całe życie, 3 do 5 razy w roku, chodziłam po górach. Najchętniej po Tatrach, tylko teraz strasznie tam ciasno. Najczęściej były to zorganizowane wyjazdy z PTTK. Było świetnie, czasem grupa liczyła nawet 50 osób. Ale kilka lat temu lekarze z powodu problemów ortopedycznych odradzili mi dalsze chodzenie po górach – opowiada.
Jak możecie sobie wyobrazić, dla tak aktywnej osoby był to spory cios. Pani Krystyna musiała więc sobie znaleźć nową pasję. Zdecydował przypadek.
– Chciałabym złożyć duży ukłon w stronę kierowniczki Domu Kultury Zacisze, która zorganizowała cykl spotkań „Robimy podróże” z panią Ewą Miszczak. Ewa trochę nas zainspirowała, pokazała sposoby na tanie podróżowanie i strony, gdzie można szukać biletów, choćby Fly4free.pl. Ktoś może powiedzieć, że przecież to banalnie proste, ale to nie spłynęło samo w nocy. Zawsze musi być ktoś, kto rozpali iskrę i dokładnie pokaże co i jak – mówi pani Krystyna.
Złapała bakcyla – w czasie spotkań w domu kultury wykształciła się grupka osób, która zaczęła wspólnie spędzać czas. Pojawiły się pierwsze wypady. Na początek bliskie: pałac w Wilanowie, Konstancin.
W grudniu zeszłego roku przyszedł czas na pierwszy tani lot – krótki wypad Ryanairem do Wrocławia. W sumie wybrało się tam 7 osób, a większość pierwszy raz leciała samolotem, co tylko potwierdza tezę o tym, jak tanie bilety Ryanaira pozytywnie wpłynęły na popularyzację latania w Polsce.
Fot. Archiwum prywatne
– Było bardzo fajnie, choć nie dla wszystkich idealnie, bo taki samodzielny wyjazd to trochę inny świat niż wyprawa z biurem podróży. Część osób nie była świadoma tego, co to jest hostel – że w 4-osobowym pokoju trzeba będzie nocować ze znajomymi, ale jednak trochę obcymi osobami – mówi pani Krystyna.
Ale ona akurat złapała podróżniczą zajawkę. Kolejne podróże wymienia niemal jednym tchem.
– W lutym byłam pierwszy raz w Bergamo na jednodniówce. Poleciało nas 6 osób, ale to nie ta sama grupa co we Wrocławiu, bo jej skład cały czas się zmienia – komuś nie pasuje, ktoś wolałby kiedy indziej. Trochę starałam się inspirować te wyjazdy, bo zaczęliśmy spotykać się u mnie na takich nieformalnych spotkaniach. Pewnego razu ktoś rzucił hasło Barcelona i to był taki najciekawszy wyjazd, choć akurat tutaj pojechały ze mną tylko 2 koleżanki. Niedawno zaś wróciłam z Malty – relacjonuje bohaterka tekstu.
Fot. Archiwum prywatne
W maju ponownie poleciała do Bergamo, gdzie spędziła 2 dni, razem z koleżanką – celem było zobaczenie Mediolanu i jeziora Como. Z kolei w lipcu była na jednodniówce w Londynie. Pierwszy raz sama.
– Czy się boję? Nie, ale zawsze do takich wyjazdów dobrze i starannie się przygotowuję, na przykład czytając forum Fly4free.pl. Taka wiedza praktyczna jest bardzo trudna, ale trzeba zasięgnąć języka. Nie dotyczy to zresztą tylko wyjazdów, ale nawet takich spraw, jak najtańszy dojazd na lotnisko i z lotniska do centrum, bo tu też bez odpowiedniej wiedzy można niepotrzebnie wydać fortunę – mówi pani Krystyna.
Inny samotny wyjazd miał miejsce w październiku do portugalskiego Faro. Wyjazdy przyniosły jeszcze dodatkowy efekt – chęć samokształcenia.
– Jako tako znam angielski, ale to nie zawsze wystarcza, dlatego niedawno zaczęłam uczyć się hiszpańskiego. Może przyda się w podróżach na przyszły rok, bo późną wiosną planuję wyjazd do Andaluzji. Co prawda zakochałam się w klifach Lagos i Portugalii, ale nie można się uczyć dwóch języków jednocześnie, trzeba coś wybrać – wyjaśnia.
Tych wyjazdów było jednak znacznie więcej. Pani Krystyna lata Wizz Airem i Ryanairem. Bardziej podoba jej się komfort u tego pierwszego przewoźnika, ale na irlandzką tanią linię też nie powie złego słowa.
– Wpadka Ryanaira jesienią z odwołanymi lotami zaowocowała u mnie otrzymaniem trzech voucherów. Dzięki nim byłam z rodziną w Rzymie, w styczniu lecę do Londynu, a w lutym – sama do Lizbony. Co będzie dalej, zobaczymy. Wszystko będzie zależało od mojego budżetu – tłumaczy.
Latanie low-costami wcale jej nie przeszkadza.
– Pierwsze loty może faktycznie były trochę męczące, ale można się przyzwyczaić. Jeśli chodzi o sam lot, to dużo zależy od stewardów i stewardess, którzy pracują na pokładzie samolotu – tłumaczy.
Przejdźmy teraz do kwestii, która na pewno ciekawi was najbardziej. Oddajmy głos pani Krystynie.
Dla osób postronnych może się wydawać, że takie ciągłe podróże kosztują fortunę?
– Mam emeryturę. Jest trochę wyższa niż minimalna, ale też żadne kokosy. Czy wydaję dużo? Na pewno te moje wyprawy kosztują znacznie mniej niż posiadanie auta. Mam starego grata na gaz i patrząc na wydatki mogę stwierdzić, że gdybym go nie miała, miałabym znacznie więcej pieniędzy na podróże. Poza tym jeżdżę na krótko, góra 2-4 dni, a wtedy nie wydaje się dużo pieniędzy, bo nie ma na to czasu.
– Kupując bilet, staram się wyszukiwać tanie okazje. Latam za vouchery z Ryanaira albo punkty z mojej karty kredytowej, podpiętej pod Wizz Aira. Mam też konto walutowe i jak tylko zostanie mi trochę pieniędzy, to przelewam je właśnie na nie. Poza tym jestem dość oszczędna – bardzo dokładnie zastanawiam się, na co wydaję pieniądze na wyjeździe. Gdy wyjazd jest krótki, to nie ma czasu na wydawanie dużych kwot. W plecaku ląduje ser żółty, kabanos, jakaś kanapka. Choćby dlatego, że nie mam czasu latać i szukać sklepu. Tak krótkie wyjazdy sprawiają, że zawsze dobrze się przygotowuję, by nie tracić czasu – korzystam z forum i map w telefonie. Mam stary model Nokii z Windowsem i znalazłam na nią taką bardzo fajną czeską mapę turystyczną, która pokazuje różne ciekawe trasy. Kiedy byłam niedawno na Malcie, to w stolicy mapa pokazała mi super ścieżkę dołem przy samym morzu, której nie znalazłam na żadnej innej mapie, np. tej z informacji turystycznej. Dodatkowo zaznaczam na mapach różne punkty do zwiedzenia lub biorę z TripAdvisora polecane dobre, niedrogie restauracje.
Ile płaci pani za bilety?
– Różnie. Staram się kupować bilety z wyprzedzeniem, ale za przysłowiową złotówkę jeszcze nie leciałam. W sierpniu byłam w Brugii ze znajomymi i za bilety płaciliśmy 78 PLN od osoby. Kupno biletu lotniczego wcześniej jest ważne także dlatego, że można dzięki temu kupić bilet na autobus w odpowiednio niskiej cenie, bo na lotnisku może się okazać, że jest problem. A inne loty? Bywa różnie. Na Maltę poleciałam np. za 220 PLN w obie strony.
To dobra cena…
– Tak, tym bardziej, że chcę znowu lecieć i nigdzie nie mogę znaleźć ceny nawet zbliżonej.
Co z pozostałymi kosztami?
– Noclegi to na razie moja pięta achillesowa. Korzystam tylko z Booking.com. Nie jestem mocno przywiązana do miejsc noclegowych, mogę spać w hostelu, choć nie sypiam w salach wieloosobowych, z obcymi ludźmi.
Ile kosztują takie wyjazdy w sumie?
Pani Krystyna w odpowiedzi wyciąga arkusz.
– Ja bardzo precyzyjnie planuję koszty związane z każdym wyjazdem. Dokładnie wiem, na co mogę sobie pozwolić. Spójrzmy na raporty…. Rzym, gdzie spędziłam na miejscu dwa i pół dnia, kosztował mnie nieco poniżej 500 PLN, łącznie z biletami i dojazdami z lotniska i na lotnisko oraz ubezpieczeniem. Como i Mediolan na 2 dni – w sumie zapłaciłam 405 PLN, a jednodniówka w Londynie kosztowała mnie dokładnie 228 PLN – mówi pani Krystyna.
Jakie ma pani podróżnicze plany?
– Chciałabym polecieć do Ameryki Południowej. Ewa bardzo polecała nam Boliwię, bo jest tam spokojnie. W Australii już byłam, ale marzy mi się Nowa Zelandia. Tam potrzeba jednak większych pieniędzy, no i dochodzą do tego męczące loty, więc raczej to odpuszczę. Nie ciągnie mnie za to do Azji i do Afryki. Byłam kiedyś w Tunezji i wydaje mi się, że te miejsca są zbyt odległe kulturowo. Musiałabym być tam tylko obserwatorem, a przy moich europejskich nawykach nigdy nie wejdą tak naprawdę między tych ludzi, a to jest w podróżach najciekawsze.
Fot. Archiwum prywatne
Czy znajomi zarazili się podróżniczym bakcylem?
– Bardzo wielu znajomych mówi, żebym zabrała ich ze sobą. Ale to jest bardzo duża odpowiedzialność. I jeśli ktoś nie ma doświadczeń turystycznych, to taka podróż może być trudna dla obu stron. Ale w miarę możliwość zabieram innych: do Rzymu zabrałam bratanka z żoną. Pierwszy raz lecieli samolotem i byli zachwyceni.
***
Słucham opowieści pani Krystyny w zachwycie. Jej historia idealnie koreluje z naszym wczorajszym tekście o podróżniczych wymówkach. A przecież wystarczy tylko chcieć, żeby spełniać marzenia o poznawaniu innych krajów. I wcale nie są do tego potrzebne duże pieniądze.
– Panie Mariuszu, pan mnie tak pytał o wszystko, to teraz ja mam do pana pytanie…
– Tak?
– Ma pan jakiś dobry patent na to, jak tanio dostać się z Warszawy do Berlina? U was na stronie jest tyle fantastycznych promocji na loty z Berlina, tylko dojazd jest taki drogi…
Macie jeszcze wątpliwości, że mamy do czynienia z prawdziwą pasjonatką…?