Moda, wyzwanie czy głupota? Podróże do miejsc, które są kontrowersyjne lub niebezpieczne
Na naszym forum Fly4free.pl kilka dni temu pojawił się bardzo nietypowy wpis. Jeden z naszych stałych czytelników, specjalizujący się w „wygrzebywaniu” naprawdę świetnych okazji (Grzegorz, pozdrawiam!) pokazał, jak można wybrać się w lutym 2019… do Korei Północnej.
Nie dość tego, termin podróży pokrywa się z datą świętowania przez Koreańczyków rocznicy urodzin Kim Dzong Ila – przywódcy Korei Północnej w latach 1993-2011.
Całość wyjazdu powinna się zamknąć w cenie ok. 2650 PLN. Koszt ten obejmuje bilety lotnicze z Wilna do Pekinu (z międzylądowaniem w Kijowie) oraz wycieczkę do Korei Północnej, organizowaną przez jedno z chińskich biur podróży. Cena wręcz niesamowita, biorąc pod uwagę oferty wycieczek do Korei Północnej, które prezentują niektóre z polskich biur podróży.
No właśnie. Wycieczki do Korei Północnej. Czy coś Wam w tym zdaniu nie zgrzyta?
Dyskusja
– Trzeba być chyba nienormalnym, aby tam chcieć jechać. To zamknięty kraj, w którym ludzie umierają z głodu. A ktoś chce się bawić w turystę-eksploratora? Dla mnie to nie ma już nic wspólnego z szeroko pojmowaną przyjemnością. Co dalej, wycieczka do Guantanamo?!
To powyżej, to cytat z Joerga, który z niejednego podróżniczego pieca jadł chleb. Poznaliśmy się blisko granicy Pakistanu i Chin, mieliśmy okazję razem wędrować po różnych dziwnych miejscach – ostatni raz widzieliśmy się w kirgiskiej wiosce Sary Tash, gdy Joerg szykował swój rower do dalszej podróży, planując „przepedałować” Tadżykistan. I niekiedy sobie rozmawiamy na tematy okołopodróżnicze za pośrednictwem komunikatorów internetowych.
Fot. Paweł Kunz, Fly4free.pl / archiwum prywatne
– No dobrze, Joerg, ale żarty na bok. Załóżmy, że masz wszystkie pozwolenia, glejt na przekroczenie granicy Korei Północnej na rowerze… i perspektywę dojechania tak do Pjongjangu. Poważnie nie skorzystałbyś z okazji eksploracji tak niedostępnego miejsca?
– (śmiech) W życiu! Po pierwsze, to niemożliwe. Po drugie, co mógłbym zobaczyć? Tylko to, co byłoby mi pokazane, tak jak na tych wszystkich wycieczkach. Wiesz, kwiatki pod pomnikiem, 3 stacje metra, wszędzie dookoła ładnie ubrani ludzie. Wszystko prawdziwe jak sztuczne fiołki w wazonie. To nie moja bajka, Paweł…
Dezinformacja
Rok temu rozmawiałem z Joanną Marią Chrzanowską, która odbyła wycieczkę do Korei. Poprosiłem ją wtedy, aby specjalnie dla Was pokazała kilka zdjęć z tego kraju, podzieliła się swoimi impresjami.
Joanna zdawała sobie sprawę z tego, że to, co widzi – niekoniecznie jest prawdziwym obrazem Korei Północnej. Uczestnicy wycieczki nie mogli samodzielnie wychodzić z hotelu, każdy dzień był zaplanowany.
– W stolicy widać było grupki ludzi – niestety, praktycznie nie ma ławek… a i śmietników mało. Ludzie zamiast siedzieć, kucali. Wszędzie było czysto… no ale to stolica. Miasto, w którym mieszkają wybrani. – opowiadała mi Joanna. – Zdawałam więc sobie sprawę, że wiele rzeczy, które widzę, jest na pokaz – i nie jest to obraz realnej Korei Północnej. Ale takie były założenia wyjazdu: alternatywą byłaby rezygnacja z pomysłu wycieczki do tego kraju.
Na pytanie, czy podczas wycieczki nasłuchała się o przebrzydłych imperialistycznych zachodnich agentach oraz o tych strasznych mieszkańcach Stanów Zjednoczonych, Joanna się uśmiechnęła:
– Wiesz, trochę się nastawiałam na indoktrynację i wychwalanie przywódcy, ale było spokojnie. Bez czołobitnych mów. Nie odczułam, że ktoś mi coś wciska – mówiła Joanna. – Ze strony naszych pilnujących (mieliśmy przewodniczkę oraz „strażnika”) na początku była rezerwa, ale potem było spoko :-). Nawet sobie z nami żartowali na koniec.
Zatem może ta Korea Północna nie jest aż taka zła? I można traktować ją jak każdy inny kraj, obiekt turystyczny? Odpowiednio wypchany portfel (wycieczki do Korei Północnej z reguły nie są tanie) – i już. A po powrocie wszyscy znajomi będą oglądać nasze zdjęcia, oczywiście z należytą atencją.
Prawda jest nieco bardziej skomplikowana.
Fot. Joanna Maria Chrzanowska
Kraje upadłe kontra kraje turystyczne
Co ciągnie do państw, które na dobrą sprawę powinniśmy omijać szerokim łukiem? Piszę „powinniśmy”, bo jestem typowym backpackersem: chcę zobaczyć jak najwięcej, nie są mi straszne jakiekolwiek warunki podróży, na drugie imię mam „Niewygoda”, na trzecie „No, mister”, dewizą hasło „na przypale albo wcale”… a w oczach chęć zwiedzania świata – ale mimo wszystko są granice, których przekraczać nie mogę lub nie umiem. Problem w tym, że czasami je przekraczam.
Ktoś ma ochotę na wycieczkę do Korei Północnej, która jest rządzona przez fanatyka, grożącego regularnie użyciem broni atomowej – gdzie wybrańcy mieszkają w stolicy, a tysiące osób umierają z głodu na prowincji lub w specjalnych obozach? Albo do Jemenu, gdzie trwa krwawa wojna… a mimo to widać niekiedy na forach podróżniczych oferty wyjazdu do tego niebezpiecznego kraju.
Coś bliżej? Zabawa w bohaterów -„słuchajcie, a może pojechać na pogranicze Ukrainy i Rosji, tam, gdzie walczą? To byłaby prawdziwa przygoda”.
Wyliczankę można kontynuować. Ot, chociażby meksykańskie Ciudad Juarez, jeszcze do niedawna uznawane za najniebezpieczniejsze miasto na świecie – i oferty typu: „Ciudad by night. Wystrzałowe emocje, poznaj brutalne oblicze miasta, gdzie ginie 10 osób dziennie” (niestety, to nie żart: ani oferta, ani powyższa statystyka).
Fot. Paweł Kunz, Fly4free.pl / archiwum prywatne / Frontside, shutterstock
Albo Naddniestrze – komunistyczny skansen, który jest tak tłumnie odwiedzany przez polskich turystów. Teraz to kolejna atrakcja turystyczna dla tych, którzy chcą się wybrać na szybką wycieczkę podczas wizyty w Mołdawii – pamiętam moment, nie aż tak dawno temu, kiedy nie było to takie oczywiste.
Będąc w okolicach Tyraspola kilkanaście lat temu, widziałem młodych chłopaków bawiących się ostrą bronią i dowcipkujących, że jakby mnie teraz zastrzelili, to nikt o tym się nawet nie dowie. Czy był stres? Był. Jak się skończyło? Wypiłem z nimi koniak, bo poczęstowali. Smakował jak diabli.
Fot. Paweł Kunz, Fly4free.pl / archiwum prywatne
A nawet Kuba. Tak, ta piękna i modna Kuba, która z jednej strony otwiera się na świat, a z drugiej skrzętnie skrywa stare tajemnice, podlane obficie krwią i torturami.
Czy pociąga nas egzotyka? Niebezpieczeństwo? Chęć dotknięcia miejsc, które nie są sztampowe – i wymykają się jednoznacznym opisom?
Świat to globalna wioska
A może to moda? Coś w rodzaju wyzwania, wiecie, dla „prawdziwych turystów”. Tych spod znaku WIWI, którzy potem mogą powiedzieć: when i was in… skreślając kolejny kraj z listy tych, które pozostały do odwiedzenia? Fotka z Korei Północnej na Instagramie też jest nie do pogardzenia w tych czasach, nieprawdaż? Będzie pięknie korespondować z innymi.
Upraszczam, ale specjalnie. Świat się skurczył, to globalna wioska. Miejsca, które do niedawna jawiły się jako kosmicznie wręcz niedostępne, teraz są przerzucone z szufladki opatrzonej naklejką „niemożliwe” do nowej, pojemniejszej, na której jest napis: „spoko, tylko zapłać XXX PLN”.
Oczywiście, to do nas należy decyzja, czy chcemy pojechać w miejsca, gdzie jest dziwnie, niebezpiecznie, toczy się wojna. Być może warto jednak przemyśleć swoje plany wyjazdowe. Odłożyć wizytę w Wenezueli na spokojniejsze czasy. Obejrzeć Sokotrę na zdjęciach, Koreę Północną na filmie dokumentalnym, zamiast planować eksplorację pogranicza rosyjsko-ukrańskiego – iść na paintball.
Rozmawiam z moimi przyjaciółmi. Część ma podobne zdanie – inni zastanawiają się, jak znaleźć urlop w lutym, aby spróbować do tej Korei się dostać. Ciekawe, czy ktoś z naszych czytelników zdecyduje się na ten wyjazd.
Fot. Giongi63, shutterstock
Epilog?
Uroczystości na cześć urodzin Kim Dzong Ila, powiadacie? A przy okazji Pekin? I całość za 2650 PLN? Kusi jak cholera.