Maseczka 10 PLN, prowiant 15 PLN. Urządzamy pierwszą podróż od wielu tygodni – bezcenną!
Od porzucenia wszelkiej przypadkowej integracji na szlaku, przez pakowanie kanapek i dodatkowy ekwipunek w postaci maseczki czy żelu dezynfekcyjnego, aż po chodzenie absolutnie pod turystyczny prąd – podróżowanie w czasach pandemii jest możliwe, ale trzeba się do niego dobrze przygotować. A my podpowiadamy jak.
Za nami najprawdopodobniej najdziwniejszy i najspokojniejszy turystycznie weekend majowy, jaki było dane nam przeżyć. Bez korków na Zakopiance, bez szaleństwa na bramkach na A2, bez pełnych Krupówek, bez naleśnika-giganta w Bieszczadach, który przecież zawsze otwierał tam sezon, bez wszechobecnego zapachu grilla i wieloosobowych spotkań, a nawet bez zastanawiania się, jaka będzie pogoda, bo w sumie… co za różnica?
Tymczasem majówka, majówką, ale świat idzie do przodu, polski rząd luzuje obostrzenia, a najbardziej wyposzczeni podróżnicy zastanawiają się, czy i jak można byłoby wreszcie wyrwać się z domu. I choć niewątpliwie trzeba przy tym zachować rozsądek, a i wielu z nas będzie musiało zmienić dotychczasowe przyzwyczajenia, to wszystko wskazuje na to, że JUŻ MOŻNA!!!!!!!!!
No, tylko spokojnie, nie przepychać mi się. Najpierw zasady, kilka nowych przyzwyczajeń i zaczynamy.
Odgórne zasady, czyli jesteśmy grzeczni i poważni
Macie już dość tych wszystkich obostrzeń, zmian, zasad, za którymi trudno nadążyć? Niewygodnie wam w maseczce, na cztery ściany we własnym domu nie możecie już patrzeć, a mózg zachowuje się jakbyście dostali szlaban i to, co gorsza, na czas nieokreślony? Nie jesteście sami.
Ale to niestety nie znaczy, że można sobie odpuścić. Mamy już otwarte lasy i inne tereny zielone, turyści znów mogą korzystać z parków narodowych, a nawet w ograniczonym zakresie także z hoteli i innych obiektów noclegowych. Ale poluzowanie restrykcji nie oznacza poluzowania zdrowego rozsądku.
Stosujcie się do zasad, mimo że nie wszystkie wydają się być sensowne. Na szlaku, w lesie czy na wycieczkach na łonie natury nie musicie mieć maseczki, ale noście je nadal – zgodnie z zasadami – na parkingach, przy kasach biletowych i wszędzie tam, gdzie jest więcej ludzi. Jedziecie do hotelu? W porządku, ale nie buntujcie się, że basen zamknięty, a restauracja nie pracuje.
Organizujcie się na razie w małym gronie – na wycieczki większą ekipą przyjdzie jeszcze czas. Wiem, że nagle w wielu z was obudziła się wielka potrzeba integracji. Zawsze nienawidziłeś śpiewać, a największe szczęście to było jak się w pociągu trafił pusty przedział. A teraz – gdyby się tylko dało – to byś nawet sam wyciągnął słynny biały śpiewnik z żółwikiem na okładce, który był niemal w każdym polskim domu i na całe gardło zaintonował „gdzie strumyk płynie z wolna” i dawał czadu jakbyś właśnie występował przed publiką na Stadionie Narodowym. Ale wstrzymaj konie i na razie ćwicz pod nosem. W maseczce nawet nie widać, że mamrotamy coś pod nosem, więc można bez obaw!
W miarę możliwości wybierajcie samodzielny transport – własny samochód, rower – jeśli jedziecie wystarczająco blisko, a jeśli korzystacie z transportu zbiorowego, pamiętajcie, że przynajmniej co drugie siedzenie ma pozostać wolne. Potraktujcie to jak szansę na biznes klasę w PKS-ie.
A jeśli nie przekonuje was po prostu dbanie o zdrowie swoje i innych, to pomyślcie chociaż, że za jeden mandat mogłoby być sporo biletów lotniczych i zostawcie sobie te pieniądze na popandemiczne czasy. Bo one kiedyś nadejdą, obiecuję!
Dodatkowy ekwipunek, czyli maseczka i płyn do dezynfekcji na stanie
Nie wątpię, że większość z was jest mistrzami pakowania plecaka. Sama czuję się mocna w tej kategorii, a i tak średnio co 3 dzień wracam się do domu, bo zapominam narzucić na siebie ten jakże stylowy dodatek, jakim jest maseczka na twarz. Przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości musi zająć trochę czasu – to normalne.
Pamiętajcie więc również, żeby do klasycznego ekwipunku dorzucić jakiś żel czy płyn dezynfekujący i wziąć sobie do serca naczelną zasadę Ryśka z Klanu, czyli „dzieci, myjemy rączki!”. Podobno selfie też wychodzą lepsze, gdy telefon jest czyściutki jak łza. I to, że jesteście na łonie natury, nie ma tu nic do rzeczy.
Zawsze znajdzie się jakaś ławka, której wcześniej dotknęło nie wiadomo ile osób, a to się oprzecie o jakąś ladę, a to będziecie korzystać z toalety, a kto wie, może nawet ten sam patyk, który rzucacie swojemu psu, wcześniej rzucał ktoś inny? Nigdy nie macie pewności! I choć popadanie w paranoję nie ma sensu, to od dwóch dodatkowych elementów ekwipunku jeszcze nikomu krzywda się nie stała. Sprawdzone.
Idziemy pod prąd, czyli na popularne miejsca przyjdzie jeszcze czas
Tatrzański Park Narodowy pracuje już pełną parą, schroniska zaczynają działać, spływy Dunajcem ruszyły, pierwsze muzea będą otwierać swoje podwoje. Fajnie, też za nimi tęskniliśmy. Ale póki co jednak zamiast spłynąć z fiakrami, postawmy na płynięcie zdecydowanie pod prąd.
Jeśli szlak w górach, to mniej oblegany. Jak wycieczka, to nie do Zakopanego, a mniejszej miejscowości nieopodal. Jak las, to nie ten najsłynniejszy, najbardziej lubiany i niemal „modny”. Jak spacer po puszczy, to nie główną ścieżką – tylko pamiętajcie, żeby okruszki sypać za sobą, co by mieć jak wrócić.
Jak za starych czasów, czyli własny prowiant to nie obciach
Dobra, wiadomo, że kanapka z jajkiem w jednej łapce i kiełbaska w drugiej w trakcie wycieczki/lotu samolotem/jazdy autokarem/podróży pociągiem, to jest temat tak wdzięczny do żartów, że nie można wręcz się z niego choć chwilę nie pośmiać. Ale obecnie własny prowiant to nie powód do pogardliwego uśmiechu, a wręcz konieczność. Wszystkim śmieszkom korzystającym na co dzień z szeroko rozumianej gastronomii, przypominam, że restauracje są wciąż zamknięte i jak się dobrze nie przygotujecie, to się wam szybko włączy podstawówka i zaczniecie zaczepiać obcych ludzi słowami „ej, a z czym masz?!”, gdy tylko wyciągną kanapkę.
Także lepiej dobrze przypomnijcie sobie stare, dobre czasy wycieczek z rodzicami, gdy szczytem burżujstwa był może jakiś wyżebrany McDonald’s w drodze powrotnej albo – to wersja dla starszych – frytki z budki w super przetłuszczonej torebce z ilością soli, która od razu zwiększała wydobycie w Wieliczce o 30%, chociaż generalnie na co dzień to się po prostu jadło w drodze kanapkę, którą mama robiła dzień wcześniej, bo „a co wy myślicie, że ja będę rano wstawać, żeby wszystkich obsłużyć?”.
Przygotujcie kanapki, odkopcie termosy, przeproście się z wkładami do turystycznych lodówek, poszukajcie przepisów na fajne przekąski, które nadają się „w drogę”, weźcie zapas wody. Dzięki temu ograniczycie wizyty w sklepach w trakcie podróży i w trakcie napadu głodu nie będziecie naprędce szukać jakiegoś fast foodu.
A skoro i tak zachowujecie społeczny dystans, to wyjątkowo nawet na jajeczko, kiełbaskę i sałatkę śledziową może być dyspensa. Chociaż przy tym menu, zwłaszcza serwowanym prosto z plecaka po dłuższej wędrówce, 1,5 metra odstępu jest wskazane niezależnie od pandemii 😉
Lokalnie też fajnie, czyli na razie trzymamy podróże na dystans (niewielki)
Malediwy, Bali, Włochy, Etiopia, Meksyk, USA, Wietnam, Chiny – gdzie to mieliśmy nie być w ostatnich miesiącach, prawda? Rozumiemy Was! Planowaliście wojaże po całym świecie, ale wyszło jak wyszło i trzeba nieco zmienić plany. To może łamać serduszko, może nie być najprzyjemniejsze i może wpędzać w depresje – jakby ktoś odwołał gwiazdkę albo spakował wam pod choinkę puste pudełko. Ale wierzcie mi – można przekuć to w coś fajnego! Nigdy nie było czasu na te dolinki, co to są zaledwie kilkanaście kilometrów od miasta? Jedziesz! Ostatni raz oglądałeś najbliższy sobie las, puszczę, park narodowy na wycieczce z klasą? Nadrobić, raz, raz! Widziałeś te spacery z alpakami, ale nikt ich nie organizuje na lotnisku, więc trudno było wrzucić je w kalendarz? Teraz jest ten moment!
Zawsze chcieliśmy dalej, bardziej, więcej i częściej. Teraz trzeba wyluzować. Gdy w ostatnich tygodniach największym wyzwaniem stała się wyprawa do supermarketu, a wiele osób zaczęło marzyć choćby o tym, by odwiedzić przedszkole i zostawić tam na moment własne dzieci, nagle okazuje się, że lokalne też jest fajne! Być może szybko o tym zapomnicie, gdy na niebie znów zaroi się od samolotów. Ale to będzie za jakiś czas.
Teraz znów możemy cieszyć się tym, co mamy pod nosem. Jak dzieci, dla których interesujący jest każdy kamyk, każda łąka, każde krzywe drzewo. Znów możemy odkrywać Polskę, najbliższe okolice, lokalne atrakcje – może i trochę mniej spektakularne, ale przecież nasze!
A gwarantuje, że będzie to przeżycie nie mniej ekscytujące niż podróż na drugi koniec świata, jeśli przez ostatnie tygodnie grzecznie siedzieliście w domu! Bo siedzieliście, prawda?