Podróż do Stambułu oczami spottera (relacja)
Źródło: Paweł Jakubowski / sky-watcher.pl
Foto: Paweł Jakubowski / sky-watcher.pl
Moja wycieczka do Stambułu zaczęła się bardzo niefortunnie. Jeszcze nie zdążyłem wyjechać z Płocka, a już moje auto zostało skasowane. Zdenerwowanie, stres, uciekający pociąg itp. Całe szczęście dojazd do Berlina bez problemów udało mi się zorganizować kolejnym pociągiem, również Eurocity, z grupy PKP Intercity
Lokomotywa, do której doczepione były wagony miała mistrzowskie malowanie. Bardzo ciekawie to wygląda. Odjazd nastąpił planowo o godzinie 16:05. W składzie pociągu był wagon bezprzedziałowy klasy drugiej, wagon przedziałowy klasy drugiej, wagon przedziałowy klasy pierwszej oraz wagon restauracyjny WARS dwuklasowy. W jednym z wagonów znajdowały się także dwa przedziały managerskie, 4-osobowe ze stolikiem na środku, wraz z gniazdkiem elektrycznym. Podczas podróży kilkukrotnie przechodziła pracownica wagonu restauracyjnego i przedstawiała ofertę Warsu. Można było zamówić np. gorący posiłek z dostawą do przedziału. Warto nadmienić, że można było płacić kartą (tylko na terenie Polski) oraz gotówką w euro lub złotych.
Część swojej podróży odbyłem w przedziale drugiej klasy, część w przedziale pierwszej klasy a także w Warsie. Na pierwszy rzut oka przedział w klasie pierwszej wydaje się być przedstronniejszy i wygodniejszy. Tak też jest w rzeczywistości. Komfort podróży w „jedynce” jest dużo wyższy, jest mniej zatłoczona oraz siedzenia są rzeczywiście wygodniejsze. Natomiast w Warsie usiadłem w miejscu przeznaczonym dla pasażerów z biletami drugiej klasy. W pociągu jest obsługa kelnerska. Bardzo miła obsługa, polecająca zupę oraz danie dnia. Dodatkowo mamy do wyboru bardzo dużo różnych potraw, przekąsek, pełen wachlarz napojów zimnych oraz ciepłych. W Warsie można równeż odbyć całą podróż, gdyż siedzenia są wygodne zarówno w pierwszej jak i drugiej klasie. Wagony restauracyjne na trasach międzynarodowych różnią się od tych krajowych, gdyż pochodzą z DB, niemieckich kolei.
Do Berlina dotarliśmy z niewielkim opóźnieniem, ok. 10 minutowym. Dworzec Hauptbahnhof robi ogromne wrażenie. Duży, przestronny, kilkupoziomowy. Tuż przed dworcem są przystanki autobusowe. Na lotnisko Berlin Tegel udałem się autobusem TXL. Za bilet w dwie strony zapłaciłem 4,60E. O tej porze ulice Berlina nie były zatłoczone, więc w ok. 15 minut docieram na lotnisko.
Nie miałem już wiele czasu, więc poszedłem do automatu do odpraw Lufthansy, żeby wydrukować sobie kartę pokładową – wcześniej, odprawiłem się w domu. Miejsce, które zarezerwowałem to 9A w samolocie Airbus A320-200 – chyba jedno z moich ulubionych miejsc. Bagażu rejestrowanego nie posiadałem, więc udałem się od razu do kontroli paszportowej i bezpieczeństwa. Wszystko odbyło się sprawnie i bez problemów, mimo iż było bardzo dużo pasażerów. Przy gate numer 15 można było spokojnie usiąść i obejrzeć część meczu półfinałowego Portugalia-Hiszpania. W pomieszczeniu obok był skromny sklep bezcłowy.
Boarding mojego lotu o numerze LH3480 rozpoczął się o czasie. Samolot, którym mieliśmy zaraz polecieć miał znaki rejestracyjne D-AIQS. Przy drzwiach każdego pasażera witał steward oraz stewardessa. Na pokładzie było 150 dorosłych i 8 dzieci plus załoga. Zostały tylko 4 miejsca wolne. Tuż przed startem można było usłyszeć kilka słów od kapitana, który przedstawiał się oraz trasę lotu. Po starcie, który również nastąpił o czasie, gdy zgaszono sygnalizację „zapiąć pasy” rozpoczął się serwis pokładowy. Tutaj, w porównaniu do lotu Lufthansą z Warszawy do Frankfurtu miła niespodzianka. Posiłek, co prawda nie był na ciepło, ale bardzo smaczny i dużo słodkości. Do wyboru była kanapka z indykiem lub z serem plus pudding malinowo-waniliowy, batonik, czekoladka. Do tego wybrałem lampkę czerwonego wina oraz colę. Po kilku minutach obsługa serwowała ciepłe napoje.
Kapitan oraz pierwszy oficer odzywali się do pasażerów jeszcze kilkukrotnie, informując o czasie lotu, pogodzie w Stambule oraz o tym, żeby przestawić zegarek o godzinę do przodu. Szkoda, że lot był nocny, gdyż lądowanie nastąpiło po 2 w nocy od strony Morza Marmara z kierunku 06 (na pasie 06/24) – widoki w dzień byłyby jeszcze bardziej ciekawe.
Lądowanie nastąpiło o czasie, następnie kilka minut jechaliśmy na swoje miejsce postojowe.
Po wyjściu z samolotu udałem się do punktu, w którym się kupuje wizę – na 90 dni jest to koszt 15 euro, 10 funtów, albo 20 dolarów. Pierwszy punkt wizowy był zamknięty, z uwagi na porę nocną, więc musiałem iść do kolejnego kilkadziesiąt metrów dalej. Zaspany, niezbyt przyjazny pracownik lotniska sprzedał ją bez słowa. Po przejściu kontroli paszportowej mamy piękny obrazek. Egzotyczna roślinność na lotnisku to jest to. Można było zrobić ostatnie lotniskowe zakupy i… czas na taksówkę, albo metro.
Na taksówkarzy trzeba bardzo uważać. Dużo się naczytałem o oszustach. Podchodzę do pierwszego w kolejce i pytam się o cenę przejazdu do mojego hostelu, a ten spojrzał na drugiego taksówkarza ze złością w oczach. Odburknął 25 lir. Za 5 kilometrów 25 lir? Mówię, że 15 i jadę. Przystał na 20, ale ja odmówiłem. Przyszedł pan obsługujący i pilnujący porządku przy taksówkach, nakreśliłem mu sprawę. Polecił taksówkarzowi jechać z włączonym taksometrem. No to pojechaliśmy. Wiedziałem przecież, że oszukują, więc z wyczekiwałem końca podrózy. 11 lir, tyle wybiło na taksometrze. Dałem mu 20 i chciałem, żeby mi wydał resztę, ale oddał mi 10 i kazał szybko wychodzić, bo wraca na lotnisko – 10 a 25 lir to niezła różnica.
Hostel bardzo przyjemny jak za te pieniądze – 19 euro – w Stambule to bardzo dobra cena za pokój jednoosobowy ze śniadaniem. Łózko w pokoju podwieszane pod sufit, zamykana szafka, łazienka z przestronnym prysznicem, 3 czyste ręczniki i odgłos startujących samolotów całą dobę. Śniadanie nie było w formie bufetu, ale było obfite.
Przed wyjściem z hostelu poprosiłem o pomoc w dotarciu na przystanek autobusowy konkretnej linii, ale niestety obsługa słabo mówiła po angielsku oraz kompletnie nie wiedziała, gdzie ten przystanek jest. Zaczepiłem kilku przechodniów – wynik podobny. Jeden Turek bardzo zaangażował się w pomoc i wszedł do knajpy i poprosił o porady, ale tam także nikt nic nie wiedział. Po chwili zobaczyłem mój autobus i byłem bardzo zadowolony – myślałem, że przystanek jest obok. Nagle ów pomocny Turek wybiega na środek ulicy i zatrzymuje pojazd.
To było dziwne doświadczenie. Wszedłem bez biletu, chce zapłacić kierowcy dwie liry, ale nie wziął ode mnie pieniędzy, powiedział, żebym usiadł z przodu. W tym autobusie spędziłem nieco ponad godzinę i dojechałem do jednego z kilkunastu zapewne dworców autobusowych. Tam miałem mieć przesiadkę, ale również ciężko było się dogadać po angielsku. Kierowca autobusu również okazał się bardzo pomocny, chodził od autobusu do autobusu z kartką ode mnie, gdzie była nazwa miejsca, do którego chciałem się dostać. Udało się! Byłem mu bardzo wdzięczny. Po 20 kolejnych minutach jazdy dotarłem w okolicę Wieży Galata, którą było widać z daleka. Wstęp na wieżę kosztował 12 lir lub 6 euro. Opłacało się, widok naprawdę rewelacyjny.
Następnie pochodziłem trochę po okolicy, pojeździłem komunikacją miejską (bilet jednorazowy 2 liry). Następnie postanowiłem udać się na spotting do centrum handlowego Flyinn, które leży po drugiej stronie lotniska, tuż przy dwóch równolegle położonych pasach startowych. Najprościej było wsiąść do taksówki z uwagą na powszechnie znane oszustwa. Po wejściu do taxi, ku mojemu zdziwieniu, była włączona taryfa druga. Cóż, pomyślałem, że jest to odległe miejsce od centrum i tak już jest, ale po chwili zapytałem taksówkarza, czemu tak jest, to przełączył na taryfę pierwszą. Na domiar złego kierowca nie wiedział gdzie miejsce, gdzie chciałem jechać. Na szczęście byłem przygotowany i miałem wcześniej wydrukowaną mapę dojazdu.
Przy wejściu do centrum handlowego Flyinn przywitała mnie bramka, jak przy kontroli bezpieczeństwa, wraz z panią ochroniarz. Trzeba było pokazać zawartość plecaka. Szybko udałem się na górę i cieszyłem się tym cudownym dla spotterów miejscem. Oczywiście zamówiłem coś do picia i zintegrowałem się z obsługą. Wypytywali się skąd jestem, po co mi zdjęcia samolotów itp. Po ponad dwugodzinnym spottingu, gdy już było ciemno, trzeba było coś przekąsić – uwaga ceny dużo wyższe niż w lokalnych knajpkach.
Po posiłku nadszedł czas podróży na lotnisko. Oczywiście taksówką. Podróż była bardzo szybka, ponieważ o godzinie 22 ruch był niewielki. Po wejściu na lotnisko wita mnie od razu bramka z kontrolą bezpieczeństwa, ale nie zabrano mi wody mineralnej. Mój lot zaplanowany był na godzinę 4.15 rano dnia następnego. Byłem już odprawiony online, ale nie wydrukowałem karty pokładowej. Podszedłem do stanowiska odpraw Lufthansy, ale niestety było nieczynne. Widniała informacja, że będzie otwarte dwie godziny przed lotem. Na szczęście miła pani z informacji wskazała mi jedyny automat Lufthansy na lotnisku, w którym na szczęście udało mi się wydrukować kartę pokładową. Od razu przeszedłem do strefy odlotów, czyli na airside. Zatrzymałem się w jednej z knajp, gdzie można było obejrzeć wśród Niemców i Włochów mecz półfinałowy EURO 2012. Emocji było bardzo dużo. Dodatkowy był w tym miejscu darmowy hotspot. Czas upłynął na rozmowach z poznanymi tu ludźmi.
Boarding do naszego Airbusa A320-200 nastąpił o czasie. Tym razem mój lot miał numer LH3481 a samolot nosił znaki rejestracyjne D-AIPT. Ponownie miałem zarezerwowane miejsce 9A. Samolot nie był pierwszej młodości, bo miał 22 lata, ale widać, że wnętrze było po liftingu. Fotele sprawiały wrażenie niedawno wymienianych, było czysto i wygodnie. Start nastąpił o również bez opóźnień. Podobnie jak w poprzednim locie odzywał się i kapitan i pierwszy oficer. Po wyłączeniu sygnalizacji zapiąć pasy zaczął się standardowo serwis pokładowy. Serwis wyglądał identycznie jak podczas lotu w Berlina do Stambułu. Zimne i gorące napoje, bez ograniczeń. Wystarczyło poprosić miłą obsługę. Należy także zwrócić uwagę, iż w nocnych lotach dostajemy poduszkę i kocyk. Obłożenie podczas tego lotu nie było duże, więc było bardzo wygodnie. Tym razem zdrzemnąłem się po posiłku i obudziłem się w momencie rozpoczęcia zniżania do Berlina.
Lądowanie bardzo gładkie, o czasie. Przy wyjściu każdy pasażer został mile pożegnany, można było także złożyć aplikację do programu partnerskiego Miles and More.
Bardzo zadowolony z mojego wypadu do Stambułu, miałem dużo wolnego czasu do pociągu, który odjeżdżał o 14.40 z Berlin Hauptbahnhof, czyli z dworca głównego. Udałem się więc od razu po otwarciu tarasu widokowego, czyli o 8 rano, na spotting. Po jakiejś godzinie, przyszedł ochroniarz z informacją, że z niewiadomych mu przyczyn trzeba tymczasowo opuścić taras, gdyż ma takie polecenie od przełożonego.
Po około 20 minutach wróciliśmy. Jak się później okazało, w bagażu jednego z pasażerów samolotu linii United znaleziono granat, ktoś w samolocie próbował otworzyć drzwi po boardingu i wystrzeliły trapy ratunkowe. Przyjechała karetka, kilka straży pożarnej, saperzy, policja.
Po zakończonym spottingu dotarłem autobusem TXL do dworca i z 10 minutowym opóźnieniem spowodowanym usterką niemieckiego pociągu z Kolonii odjechałem w kierunku Kutna. Ponownie zwiedziłem wszystkie klasy w pociągu, ale oczywiście moim ulubionym miejscem oprócz pierwszej klasy był wagon restauracyjny WARS z polską, bardzo miłą obsługą.
Do Kutna także dojechałem z opóźnieniem, ale niewielkim.
Podsumowując, na bazie zdobytych doświadczeń mogę gorąco polecić podróż do Berlina pociągiem Berlin-Warszawa-Express (BWE) z grupy PKP Intercity oraz ofertę nowych, ciekawych lotów z Berlina niemieckich linii lotniczych Lufthansa.
Lufthansa oferuje z Berlina między innymi następujące ciekawe, „urlopowe” kierunki:
Berlin – Bukareszt
Berlin – Dubrovnik
Berlin – Istambul
Berlin – Izmir
Berlin – Katania
Berlin – Malaga
Berlin – Palma de Mallorca
Berlin – Split
Berlin – Walencja
Berlin – Zadar
Berlin – Zagrzeb
Loty zaczynają się już od 49 euro w jedną stronę!
Źródło: Paweł Jakubowski / sky-watcher.pl
Foto: Paweł Jakubowski / sky-watcher.pl