Chcesz wyjechać, ale się boisz? Pomagamy ogarnąć pierwszą podróż na własną rękę w 7 krokach
Etap pierwszy – wybór celu
Inaczej trzeba zaplanować weekend w Bergamo, a inaczej miesięczny wyjazd po Azji Południowo-Wschodniej – to jasne. Nie jest jednak powiedziane, że pierwszy wyjazd na własną rękę musi być jedynie kilkudniowym wypadem w granicach Europy. Wielu przecież rzuca się od razu na głębszą wodę.
Zapewniam, że zarówno jedno, jak i drugie można ogarnąć bez trudu. Pod warunkiem, że wiemy dokąd prawdopodobnie pojedziemy.
Na tym etapie nie kupujesz jeszcze biletów, a jedynie sprawdzasz różne możliwości. Szukasz, które kierunki są w twoim budżecie. Zastanawiasz się, co ci się podoba, które kraje bardziej cię interesują, a które mniej, co właściwie chciałbyś robić i co zobaczyć.
Oczywiście, starzy wyjadacze najczęściej mogą kupić bilety w ciemno i to z tego powodu łapią naprawdę rewelacyjne oferty. To przez nich niektórzy wracają do nas po kilku dniach od wrzucenia oferty i piszą że: „oszukujecie, bo nie ma takiej ceny”. Już nie ma, to fakt. Na szczęście wraz z podróżniczym doświadczeniem, przekonasz się, że da się naprawdę tanio, ale często… trzeba się spieszyć.
Na kupienie biletu przyjdzie jeszcze czas, ale najpierw… etap drugi.
Etap drugi – rozeznanie
Skoro wiesz już, dokąd chcesz jechać (albo przynajmniej masz jakieś opcje na oku), to teraz zaczyna się prawdziwa zabawa. Nie masz jeszcze biletów, więc ryzyko wtopy jest niewielkie. To też dobry moment, żeby jej uniknąć.
Przede wszystkim – trzeba zrobić rozeznanie. Wejść na booking (lub dowolny inny serwis rezerwacyjny) i zobaczyć uśrednioną cenę pokoju w danym mieście (albo miastach, jeśli zamierzamy odwiedzić ich więcej). To pierwsza z pułapek, w którą wpadają początkujący. Kupują tani bilet, nie sprawdzając ceny noclegów, a te w niektórych miastach potrafią zaskoczyć.
I o ile czasem skórę może uratować nam couchsurfing, housesitting czy kawałek podłogi u znajomych znajomych, to zdarza się też, że ludzie po prostu rezygnują z planów i porzucają opłacone już bilety, gdy odkryją pozostałe koszty pobytu. Świetnym przykładem jest chociażby karnawał w Wenecji. Widowisko, które chciałoby zobaczyć wielu. Napalasz się, informujesz ukochaną, czujesz, że będzie cudownie – może nawet uda się odhaczyć walentynki i bal maskowy za jednym zamachem. Bilety w dwie strony udaje się znaleźć za ok. 130 PLN (taka cena była jeszcze niedawno np. z Wrocławia). I już widzisz się w tłumie rozbawionych turystów, już myślisz nad kreacjami… aż orientujesz się, ile w tym czasie kosztuje nocleg.
Tańsze miejsca dawno wyprzedane, ceny tych droższych przyprawiają o zawrót głowy. Coś po środku? Też lekko nie jest. Przykładowo dla terminu 3-4 lutego jeden z najtańszych hoteli, życzy sobie 450 PLN za dwuosobowy pokój. I to 1,5 km od centrum, ze wspólną łazienką i w raczej mocno przeciętnym standardzie. I nagle z taniego wypadu robi się pokaźna sumka. Podobne rozczarowanie możesz przeżyć w Norwegii, Szwecji, Izraelu, na Islandii itd. – a przecież to jednocześnie miejsca, do których bez trudu dostaniesz się tanimi liniami z Polski.

Ale noclegi – choć to temat rzeka – są jedynie pierwszym punktem na liście „do sprawdzenia”. Przed opalaniem na rajskim Zanzibarze, w Tajlandii czy Kenii trzeba zweryfikować, czy akurat w danym terminie nie będzie pory deszczowej. Sprawdzone? Okej! To wejdź na stronę MSZ i zorientuj się, czy do danego kraju potrzebujesz wyrobić sobie wizę, a także ile ona kosztuje, czy można ją kupić na lotnisku i jakich potrzebujesz dokumentów? Co z obostrzeniami covidowymi? Większość krajów już je zniosło, ale wciąż są takie, które je utrzymują! Czy dany region jest bezpieczny? Może właśnie wydano jakieś ostrzeżenia? Może jest wymagana tzw. „żółta książeczka” szczepień? Na tym etapie nie zapomnij też sprawdzić cen. Ile zapłacisz za przeciętny obiad, piwo i butelkę wody, bilet komunikacji lub litr paliwa? Dziś wszystkie te informacje bez trudu znajdziesz w internecie.
Jeśli to wszystko mieści się w twoim budżecie – świetnie. Możesz przejść do następnego punktu.
Etap trzeci – wstępne planowanie
To etap, na którym masz już pomysł dokąd jechać. Ogarnąłeś, ile kosztuje przeżycie na miejscu i czy mieści się w zakładanym budżecie. Poczytałeś trochę o danym kraju i aż cię świerzbi, żeby kupić bilety. Ale jeszcze chwilę. Dwa oddechy i zaraz do tego przejdziemy. Najpierw wstępny plan.
Na ile chcę jechać? Które miesiące wchodzą w grę? Jestem elastyczny co do dat, czy trzymam się ustalonego z wyprzedzeniem urlopu? Z kim jadę? Sam czy kogoś zabieram? Czy jego plany i terminarz pokrywają się z moimi? Czy oboje mamy podobny budżet i oczekiwania? To dobry czas, żeby dogadać szczegóły: śpimy w namiotach i myjemy się w publicznych, płatnych prysznicach czy chcielibyśmy luksusowy hotel z najlepszym widokiem w mieście? Niedomówienia albo rozbieżne wyobrażenia naprawdę potrafią zepsuć wszystko. Bo nie ma nic gorszego od złego towarzystwa.
Etap czwarty – rezerwacje
Po tych wszystkich wstępnych przygotowaniach, które z biegiem czasu będziesz w stanie ogarnąć dosłownie w kilka chwil, a wielu aspektów w ogóle nie będziesz musiał sprawdzać (bo będą w głowie), przychodzi czas na ostateczną decyzję i pierwsze wydatki.
Najpierw bilety. Można wziąć coś w regularnej cenie, jeśli ta nam odpowiada albo cierpliwie czekać na promocję (których publikujemy codziennie cały stos). Pierwsza opcja jest wygodna i daje dużą elastyczność w wyborze dat. Druga niestety ma wady – rzadko można wybierać z wielu terminów, oferty rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, no i trzeba czekać (a trudno przewidzieć ile). To wszystko rekompensuje jednak niska cena. Wybór należy do ciebie.
Kiedy na maila przyjdzie potwierdzenie, że bilety faktycznie są już twoje, zacznij zabawę z poszukiwaniem noclegów. W droższych miastach rezerwuję zazwyczaj hotel na cały pobyt, w tańszych tylko na dwie pierwsze noce, a resztę ogarniam sobie na miejscu. Na pierwszy raz polecam jednak na spokojnie przejrzeć oferty w dowolnym portalu rezerwacyjnym, wybrać wstępnie jakieś miejsce, poczytać opinie, obejrzeć zdjęcia, sprawdzić lokalizacje i zerknąć, czy są jakieś opłaty niewliczone w cenę. Zobacz, o której jest zameldowanie i wymeldowanie, czy jest jakaś przechowalnia bagażu, żebyś mógł w razie potrzeby zostawić tam plecak, czy w okolicy jest przystanek.

Dlaczego to ważne? W trakcie poszukiwań trafiłam kiedyś na hotel „tylko dla mężczyzn”, „tylko dla młodych” albo taki, w którym „dobrze widziane jest swobodne podejście do nagości”, czyli taki dla nudystów. Każda z opcji jest okej, dopóki wybierasz ją świadomie! Często też niedoświadczeni turyści wpadają w inne pułapki i na przykład rezerwują hotel na Malediwach, przy samej plaży, w ekstremalnie niskiej cenie. Radość trwa, dopóki na miejscu nie okaże się, że to akurat plaża objęta zakazem noszenia bikini i cały urok trafia szlag.
Kiedy wybierzesz miejsce idealne dla siebie, zarezerwuj pokój – najlepiej w opcji z darmowym odwołaniem i płatnością na miejscu. Tak na wszelki wypadek. Pamiętaj jednak, że zazwyczaj rezerwując pokoje w promocyjnych cenach, np. z dużą zniżką, bardzo często odwołanie rezerwacji jest po prostu niemożliwe. Często jednak warto dopłacić i mieć spokojną głowę – zwłaszcza na początku swojej podróżniczej drogi.
Etap piąty – zakupy i załatwianie formalności
Masz już bilety, noclegi, zaklepany urlop, przygotowane pieniądze. Jeśli preferujesz podróżowanie z gotówką, to dobry moment, żeby wymienić nieco pieniędzy na jakąś bardziej uniwersalną walutę – zazwyczaj EUR lub USD. Warto złożyć też wniosek o Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego, która w krajach UE (i kilku innych) pozwala bez trudu otrzymać częściowo bezpłatną opiekę zdrowotną na wypadek choroby czy urazu. Pamiętaj, że nie zastępuje ona ubezpieczenia, bez którego tak naprawdę nie powinieneś nigdzie wyjeżdżać. Tym bardziej, że polisa z reguły kosztuje zaledwie kilka złotych za dzień, a daje spokój i często ratuje tyłek przed kłopotliwymi sytuacjami i… gigantycznymi rachunkami za pomoc.
Jeśli lecisz z bagażem podręcznym – pamiętaj o limicie płynów, które można zabrać na pokład (choć wreszcie niektóre lotniska odchodzą od tej zasady). Tu przyda się wizyta w sklepie i albo kupienie miniaturowych wersji kosmetyków (w każdej drogerii i większym markecie) albo kupienie pustych buteleczek, które napełniamy sami. Z doświadczenia wiem, że na tym etapie warto też przymierzyć bikini czy kąpielówki – zwłaszcza, jeśli dawno nie byliście na wakacjach. Tak, żeby oszczędzić sobie rozczarowań i nerwowych zakupów na miejscu.
Przejrzyj podstawową apteczkę (większości leków nie ma sensu zabierać, bez trudu kupisz je na miejscu). Zastanów się, czego jeszcze potrzebujesz (z dowolnej kategorii) i nie zostawiaj zakupów na ostatnią chwilę. Na bieżąco spisuj brakujące rzeczy, bo gwarantuję, że wylecą z niej tak szybko, jak się pojawiły.
Etap szósty – szczegółowy plan
To jest ten moment, w którym warto poszukać bardziej dokładnych informacji. Sprawdzić transfery, zorientować się w rodzajach biletów komunikacji miejskiej, kosztach wstępu (i zniżkach) do wymarzonych atrakcji. Zadać sobie wiele pytań i znaleźć na nie odpowiedzi – chociażby na naszym forum czy na naszej grupie.
Ile powinien mnie kosztować dojazd z lotniska? Jakie są opcje? Jak się nie dać oskubać? Dla przykładu – przemiły pan zaraz po moim pierwszym przylocie do Bangkoku chciał mnie zawieźć do hotelu za „jedyne 1200 batów”. Wcześniej wyczytałam w pierwszej lepszej relacji, że w tamtym czasie podróż taksówką nie powinna przekraczać 700 batów, a na miejscu i tak ostatecznie okazało się, że uczciwa cena za tę trasę to ok. 300 batów. Jest różnica? Gdybym się lepiej przygotowała – wiedziałabym to. W Barcelonie lotniskowy Aerobus kosztuje 5,9 EUR, ale jeśli chwilę poszukasz okaże się, że można kupić bilet 10-przejazdowy (T-casual) i wsiąść do zwykłego miejskiego autobusu nr 46 – wtedy za podróż do miasta zapłacicie zaledwie 1,35 euro. Przykładów można mnożyć, na szczęście forum Fly4free.pl jest niezawodnym źródłem wszelkich informacji o dojeździe z i na lotniska.
Pytań jest o wiele więcej. Co jest w pobliżu mojego hotelu? Czy jest w okolicy jakiś sklep? Jeśli wiem, że ktoś szybko panikuje, to polecam nawet sprawdzenie sobie wcześniej na Google Street View (o ile jedziemy do kraju, w którym taka usługa jest dostępna), jak wygląda wejście do naszego hostelu i dojście z przystanku. To pozwala takim osobom zachować spokój i ułatwia pierwsze chwile w obcym miejscu. Trasa obejrzana na Street View sto razy, staje się przecież bardzo znajoma.

Inne kwestie? Ależ oczywiście. Na przykład – czy są jakieś przepisy, które mogą mnie zaskoczyć? Gdzie są poszczególne zabytki albo atrakcje? Jak mogę do nich tanio dojechać? Która plaża jest najładniejsza? W której restauracji warto zjeść? A może jest jakiś targ z pysznym jedzeniem, nieopisany w przewodnikach?
Oczywiście można jechać spontanicznie i wszystko zorganizować na miejscu, uczyć się na własnych błędach i tracić czas na poszukiwania. Dziś z przyjemnością sama tak robię. Ale przyszło to dopiero po wielu wyjazdach, które sprawiły, że bez trudu odnajduję się w totalnie obcych miejscach, gubienie się nie powoduje u mnie palpitacji serca, a brak konkretnego planu nie jest przeszkodą do odkrywania nowego kraju. Zresztą – sam najlepiej znasz swój charakter i wiesz, na ile spontaniczności możesz sobie pozwolić.
Etap siódmy – wyjazd!
Tu już wystarczy wdrożyć wszystko to, co przygotowałeś wcześniej. Nie zrażać się wpadkami, nie przejmować niepowodzeniami. One zdarzają się każdemu. Czasem dasz się oszukać, innym razem wsiądziesz do metra w złym kierunku, przepłacisz za coś albo odstoisz swoje w kolejce, bo nie kupiłeś biletów przez internet. To naprawdę się zdarza, więc nie ma się, co martwić. Następnym razem będzie tylko łatwiej, lepiej i przyjemniej.
Dobre rady są… dobre, ale najłatwiej jednak wszystkiego nauczyć się w praktyce. Po prostu się odważyć i zrobić pierwszy krok. Może nie trzeba od razu jechać na drugi koniec świata. Może na start lot z Krakowa do Gdańska i miły weekend nad morzem? Może dwa dni w Bergamo? Przynajmniej sprawdzisz, czy to w ogóle jest dla ciebie!
A po kilku podróżach sam zauważysz, że musisz sprawdzać już o wiele mniej, plan może być zdecydowanie ramowy, zaczniesz rezerwować np. tylko dwa pierwsze noclegi, a brak uśmiechniętej rezydentki czekającej na ciebie na lotnisku nie będzie już żadną przeszkodą. Wtedy przychodzi najlepszy moment, żeby razem z nami zacząć polować na mega promocje, błędy taryfowe i coraz bardziej nietypowe miejsca.