„Ja bym swojej nie puścił” i inne bzdury, które słyszą podróżujące dziewczyny
Od kwestii posiadania dzieci lub ich braku, przez straszenie śmiercią, gwałtem czy napadem, aż po idiotyczne podteksty i temat uzyskania pozwolenia od męża, chłopaka lub rodziców – wszystkie te kwestie przewijają się w rozmowach. Podróżujące dziewczyny nie zawsze mają lekko, a mniej i bardziej obcy ludzie uwielbiają im układać życie. Oto najgorsze teksty, jakich wysłuchujemy.
Przybierają różną formę. Czasem to „troskliwie” pytania widywanej raz w roku ciotki zadane niby przypadkiem przy wigilijnym stole, innym razem opinie rzucane w większym gronie – nie personalnie, ale tak by nikt nie miał wątpliwości kogo dotyczą, komentarze znajomych, którzy podchodzą do „tego twojego podróżowania” z charakterystyczną pobłażliwością i tych całkiem obcych osób, które bez pardonu i w najbardziej chamskim tonie potrafią wyrażać się o naszym życiu, choć widzą zaledwie jego skrawek – na blogu, Instagramie, w artykule, wywiadzie albo na podróżniczym spotkaniu.
Oczywiście to nie tak, że takie opinie pojawiają się zawsze i wszędzie. Nie. Nie zawsze i nie w każdym środowisku. Na szczęście. Są rodziny, przyjaciele i przypadkowi ludzie, którzy potrafią dać nam masę wsparcia. Zawsze gotowi rzucić jakimś „dasz radę!”, „pokazuj zdjęcia!”, „ale masz super życie”. Ci, dla których realizowanie pasji jest czymś imponującym albo przynajmniej naturalnym. Zdarza się jednak, że nie są w stanie przekrzyczeć tych, którzy za cel obrali sobie notoryczne wbijanie szpili, bo ich głos, jak na złość, zapada w pamięć o wiele bardziej. A nie powinien!
Nie jesteś perfekcyjna? To siedź w domu
Podróżujące dziewczyny – zwłaszcza te, które w tym temacie przecierają szlaki w swojej rodzinie, towarzystwie czy pracy – wciąż wielokrotnie muszą odpowiadać na pytania, których chłopakom się po prostu nie zadaje. Oczekuje się, że będą tłumaczyć, dlaczego wybrały taki, a nie inny styl życia, publicznie rozliczać źródło finansowania podróży, dążyć do znalezienia towarzystwa (najlepiej męskiego), a jeśli w głowie komentującego z jakiegoś powodu nie są perfekcyjne, trzeba czym prędzej im to wytknąć.
– Bardzo ciężko jest czasem dotrzeć do ludzi, przebić się przez ich brak zrozumienia, a czasami i zazdrość, bo oni też by chcieli – przyznaje Ania, jedna z podpytanych o sprawę podróżniczek. – Myślę jednak, że tu nie ma czego zazdrościć, tylko zacząć oszczędzać albo przestać kupować masę niepotrzebnych rzeczy – dodaje.
Widzę to w podróży, słyszę o tym w rozmowach, czasem doświadczam także osobiście albo gdy czytam komentarze pod wywiadami, które przeprowadzam. I nie ma to znaczenia, czy rozmowa dotyczy stewardesy z pierwszoligowych linii lotniczych, czterech dziewczyn, które rzuciły wszystko i zorganizowały sobie „gap year” albo artystki z polskimi korzeniami, którą wybrano do pracy marzeń spośród kilkunastu tysięcy zgłoszeń. A przecież Fly4free.pl czytają głównie podróżujący ludzie, więc wydawać by się mogło, że podzielą entuzjazm opisywanych kobiet.
I często tak jest. Niestety pod warunkiem, że są wystarczająco ładne, nie mają zbyt dobrych zdjęć, nie wydały zbyt mało (albo zbyt dużo) lub nie podróżowały do zbyt popularnych miejsc. W innym przypadku – dziewczyny, macie przerąbane.
Wiele osób poczuje potrzebę, żeby wyrazić opinię na temat waszego wyglądu – bo przecież tylko ładne dziewczyny mogą wygrywać konkursy, zdobywać świetne posady i odkrywać świat, potencjalnych źródeł utajnionego zarobku – bo przecież w 2019 roku nie mogą po prostu oszczędzać, zarabiać i wydawać własnych pieniędzy, obranego stylu życia – bo choć czasem wydaje mi się to nierealne, naprawdę niektórzy wciąż sądzą, że jedyną słuszną drogą jest mąż i dzieci (i to koniecznie przed 30-tką) oraz obranych kierunków – bo jeżdżenie do popularnych miejsc to przecież „żaden wyczyn” i czym się tu chwalić.
– Najgorsze jest to, że faceci nie podlegają tego typu ocenie. Nikt nie mówi: ale brzydal, jeździ sam, bo go żadna nie chce albo nie wyszło mu w życiu, to podróżuje. Z kobietami jest inaczej – opowiada za to Natalia.

Człowiek kobiecie wilkiem?
Na bazie własnych doświadczeń i po konsultacjach z lubianą przeze mnie grupą podróżniczek zebrałam najgorsze komentarze, jakie usłyszały w swoim życiu. Na poniższej liście przybierają skrajną formę (choć ogołoconą z wulgaryzmów), ale w życiu często kryją się pod życzliwymi radami, pełnymi udawanego niepokoju pytaniami czy tak zwaną „konstruktywną krytyką”. Wszystkie łączy jedno. Zawsze i bezwzględnie trzeba je wpuścić jednym uchem, a drugim wypuścić.
„Teraz podróże, a potem płacz”, czyli podróże zniszczą ci życie. To chyba najgłupsze, co kiedykolwiek usłyszałam, choć jednocześnie powtarzające się zdecydowanie najczęściej. Płacz ma dotyczyć bowiem różnych sfer życia:
- płacz, bo gdzie ty męża po 30-tce znajdziesz,
- płacz bo nie będziesz mieć już nigdy dzieci,
- płacz, bo zamiast zarobić na mieszkanie, „przepuściłaś” wszystkie pieniądze gdzieś w świecie.
Najbardziej hardcorową wersją tego złorzeczenia było stwierdzenie, że „teraz jeżdżę po świecie, nie dbam o to, czy będę mieć rodzinę, a później to mi tylko in vitro zostanie”. Pomijając już kwestię, że nie wiem, co złego jest w tym sposobie na posiadanie dzieci, to jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby taki lub podobny tekst padł w stosunku do faceta.
„Ja bym swojej nie puścił” – to zdecydowanie moje ulubione. Opinia, która pojawia się za każdym razem, gdy jakiejkolwiek na świecie dziewczynie przydarzy się coś złego. I nie ma znaczenia, czy zasłabła na hotelowej plaży w trakcie all inclusive, na które wybrała się z koleżankami, czy szła przez dżunglę w towarzystwie polecanego przewodnika. Często poprzedzona szalenie rozbudowaną opinią na temat społeczno-kulturowych uwarunkowań danego kraju w stylu „tam tak właśnie jest”.
– Ja myślę, że to nie tylko dotyczy podróżniczek, ale w ogóle kobiet odstających od jakiegoś tam szeregu. Najgorsze, że takie komentarze wypowiadają zarówno mężczyźni, jak i inne kobiety – mówi Kasia. – Ile ja się nasłuchałam, że męża zostawiam w domu, że po co mi to. Kiedyś wybierałam się też na Sardynię z grupą innych kobiet i ktoś zapytał, że jak to, mąż mnie tak samą puszcza?
Często to stwierdzenie przybiera też formę: „Gdybym był Twoim chłopakiem, to byś tak nie jeździła”. Właśnie dlatego nie jesteś.
„Pewnie szuka HE, HE, sami wiecie czego” – wiadomo, dziewczyna która podróżuje tak naprawdę szuka chłopaka. Albo przynajmniej przygodnych znajomości, które zmieniają się niemal co noc. Po cóż innego wybierałaby wieloosobowe pokoje i czemu nie wzięłaby kogoś z Polski? Nie bierze się drewna do lasu, co nie? A jak – nie daj Boże – jedzie sama na Bliski Wschód, do Indii czy Afryki to jeszcze dodatkowo „sama się prosi” nawet, jeśli nie poszukuje.
„A to pani się nie boi tak sama?” – czasem się boję, ale ten strach jeszcze nigdy nie powstrzymał mnie przed wyjazdem. Tymczasem pytanie, czy się nie boisz, pojawia się równie często, co stwierdzenie, że w przyszłości będę żałować podróży. Na szczęście w wielu przypadkach jest to po prostu wyrażone bardzo pozytywnym zaciekawieniem. Zdarza się jednak, że to samo pytanie, ma obudzić w nas niepokój, podważyć znajomość świata, sprawić, że jeśli kiedyś coś się stanie, wszyscy dookoła będą mogli powiedzieć: „a nie mówiłem?!”.
– Parę razy poinformowano mnie „życzliwie”, że jeśli mi się coś stanie, ktoś mnie zgwałci, napadnie albo w inny sposób skrzywdzi, to sama jestem sobie winna, bo korzystałam z autostopu, couchsurfingu czy zbiorowego transportu. – denerwuje się Ewelina. – Prosiłam się, bo nie zabrałam ze sobą mężczyzny, który mógłby mnie obronić. Tymczasem przecież nie w każdej sytuacji facet jest gwarancją bezpieczeństwa, a i znam wielu takich, co pierwsi by uciekali – mówi.
„Urodzisz dziecko, to skończą się podróże” – głównie kierowane do kobiet w ciąży lub tych, które ją planują. W opinii większości ludzi, posiadanie dziecka kompletnie wieńczy jakiekolwiek wyjeżdżanie, a wszystko na co sobie możesz pozwolić bez linczu to all inclusive z ogromną strefą dla najmłodszych. Oczywiście najczęściej mówią to osoby, które same właśnie tak zmieniły swoje życie. Na szczęście znam tyle dziewczyn, które po urodzeniu dziecka dalej wojażują w najlepsze, że mogę śmiało zaliczyć to do bzdur.
– Kiedyś, gdy jeździłam z dzieckiem, zebrałam sporo krytyki. Na szczęście takie komentarze były zrównoważone przez te życzliwe głosy. Dziś to się bardzo zmienia, jestem już starszą panią, a takich podróżujących solo kobiet jest tak wiele, że coraz mniej to ludzi dziwi – opowiada Ewa. – Często pytają o męża, ale ucinam to informacją, że nie ma akurat urlopu – śmieje się.

Nie potrzebujesz niczyjego pozwolenia
Na szczęście niemal każda zapytana dziewczyna – niezależnie od tego, czy zdarza jej się słyszeć tak idiotyczne teksty często, sporadycznie, czy tylko zna je z opowieści innych osób – przyznaje zgodnie, że głupie opinie trzeba po prostu ignorować. Dla równowagi opowiadały też o wszystkich wspaniałych momentach, w których zamiast dostać burę za swój styl życia, mogły się nim dzielić, chwalić i cieszyć bez żadnych obaw.
Wszystkim tym kobietom, które takie i podobnie opinie mają w nosie, przybijam piątkę. Pozostałym, które chciałyby podróżować, ale wciąż przejmują się komentarzami społeczeństwa, posyłam masę ciepła i wsparcia. Wiem, że czasem jest trudno, bo frustraci starają się wymierzać bardzo silne ciosy, które chociażby ze względu na poziom głupoty – zapadają w pamięć.
Ale choćby nie wiem, jak bardzo przekonany o swojej racji był drugi człowiek, nie dajcie sobie wmówić, że nie dacie rady, że potrzebujecie pozwolenia, że powinnyście się bać, że jesteście za młode, za stare, zbyt nieśmiałe lub zbyt odważne, że samotne podróże nie przystają dziewczynom, a jak już urodziłyście dzieci to wyjechać możecie co najwyżej na all inclusive. Trzymajcie się tych, którzy życzą wam dobrze, którzy was wspierają, którzy mają siłę, by bez cienia obaw stać obok silnych i fajnych kobiet, a i z nadążaniem za nimi nie będą mieć problemu. I miejcie w głowie moje ulubione powiedzenie – psy szczekają, karawana jedzie dalej. Róbcie swoje, będzie dobrze.
A wszystkim tym, którzy tak kochają „pojechać” po nieznajomej dziewczynie w komentarzu, po prostu współczuję. Że też nie szkoda wam czasu na zupełnie idiotyczne i bezpodstawne dowalanie tym, które zamiast gnić przed komputerem, miały odwagę spełnić marzenia. A jakim cudem nie jest wam wstyd być takimi burakami – i to często pod własnym nazwiskiem? Nie mam pojęcia. Żony, dziewczyny, siostry i matki na pewno są z was dumne.