więcej okazji z Fly4free.pl

Piękne plaże, Wzgórza Czekoladowe i rum tańszy niż woda. Odwiedziłem Bohol i Panglao

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne
Fenomenalne widoki, świetna pogoda i brak konieczności posiadania wizy dla obywateli Polski. Filipiny to jeden z najbardziej atrakcyjnych kierunków podróży w Azji. Mnogość opcji oferowanych przez wyspiarskie państwo potrafi przyprawić jednak o zawroty głowy, dlatego tym razem postanowiłem samodzielnie sprawdzić, co do zaoferowania mają dwie rajskie wyspy: Bohol i Panglao.

Filipiny od dawna znajdowały się wysoko na mojej podróżniczej liście. Jednak nawet mimo długiego pobytu w Azji Południowo-Wschodniej organizacja wycieczki na archipelag nie była tak prostą sprawą, jak początkowo mógłbym się spodziewać. Ich geograficzne oddalenie, restrykcyjne terminy podróży (pora deszczowa, z którą nie ma żartów) oraz natłok innych planów sprawiały, że zdecydowałem się polecieć tam dopiero mając do dyspozycji pełen miesiąc czasu. I sporą jego część wykorzystałem właśnie na eksplorację Boholu i Panglao.

Foto: MDV Edwards / Shutterstock

Jak dostać się na wyspy

Zasadniczo istnieją dwie możliwości. Od pewnego czasu możecie dolecieć bezpośrednio na Panglao z Manili (w tym bardzo tanio linią AirAsia), a także z wybranych lotnisk w… Korei Południowej. To nie pomyłka. Z jakiegoś względu wyspa jest bardzo popularnym celem wycieczek Koreańczyków z południa, którzy stanowią zdecydowanie najbardziej rzucającą się w oczy zagraniczną grupę turystów. Nie dziwi zatem liczba koreańskich sklepów, salonów piękności oraz wszechobecne menu w języku koreańskim w knajpach.

Drugą opcją będzie dopłynięcie promem z pobliskiego Cebu i było to połączenie, na które zdecydowałem się również ja. Wyspa Cebu nie tylko ma mnóstwo do zaoferowania pod względem turystycznym. Tamtejsze międzynarodowe lotnisko obsługuje także „dużych graczy” przylatujących z wielkich hubów (np. Emirates z Dubaju), co pozwala dotrzeć tam z pominięciem Manili.

Za bilet na łódź zapłaciłem 800 PHP (ok. 56 PLN), a podróż zajęła niecałe 2 godziny. Warto pamiętać o wcześniejszym zakupie biletów – w porcie czy przez Internet. Panglao jest popularnym celem również dla lokalnej turystyki, zatem miejsca na łodziach w okolicy świąt oraz weekendów potrafią wyprzedać się z kilkudniowym wyprzedzeniem.

Po zadokowaniu u brzegów Boholu jak zwykle na miejscu czeka liczna grupa kierowców taksówek, minivanów i tuktuków. Oznacza to, że bez konieczności uprzedniego planowania transferów z łatwością dostaniecie się w niemal każdy zakątek Boholu oraz Panglao. Jak to jednak w podobnych sytuacjach bywa – warto wcześniej dogadać się co do ceny usługi. Nie twierdzę, że kierowcy koniecznie będą próbowali was naciągnąć, jednak jako turyści rzucający się w oczy – wasze zdolności negocjacyjne z pewnością zostaną przetestowane.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Rajskie plaże Panglao

Jako miejsce zakwaterowania wybieram mniejszą z wysp – Panglao, oferującą jednak zdecydowanie lepszą bazę noclegową i szerszy wachlarz możliwości. Przedostanie się z Boholu jest bardzo bardzo proste: wyspy połączone są dwoma mostami, a samo Panglao zajmuje niewielki obszar nieco ponad 90 km².

Na wyspie nie znajdziecie wielu zabytków ani typowych miejsc do „zwiedzania”. Tym, co przyciąga podróżnych, są piękne plaże, na których turkusowa, krystalicznie czysta woda wspaniale współgra z białym, delikatnym piaskiem. Zdecydowanie najpopularniejszą jest słynna plaża Alona, wokół której koncentruje się również większa część biznesu turystycznego. Z tego miejsca odpływają też łodzie na wycieczki po okolicznych wysepkach. Zdecydowanie mniej turystycznym wyborem będzie plaża Dumaluan, gdzie czas spędzają głównie miejscowi (co ma swoje plusy i minusy). Wystarczy jednak oddalić się nieco, by znaleźć spokojny jej fragment, gdzie poczujecie się jak w rajskim zakątku świata. W wodzie znajdziecie m.in. rozgwiazdy (pamiętajcie, by nie zrobić im krzywdy przez wyciąganie z wody!) oraz kolczaste jeżowce (nie zróbcie krzywdy sobie, przypadkowo następując na nie). Na południowym wybrzeżu wyspy zlokalizowanych jest również większość szkół nurkowych.

Zdecydowanie najbardziej pustą plażą w trakcie mojego pobytu była położona na przeciwległym krańcu wyspy Doljo. Płytka, ciepła jak zupa woda niekoniecznie oznacza dobre warunki do pływania i aktywności w wodzie. To jednak idealne miejsce na leniwy, niespieszny relaks z dala od zgiełku.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Island hopping

Jak niemal każdy zakątek na Filipinach, Panglao oferuje możliwość wzięcia udziału w zorganizowanej wycieczce po okolicznych wysepkach. Postanowiłem skusić się i przetestować samemu tę opcję. Podróż zazwyczaj zaczyna się chwilę po świcie, zatem tym razem czekała mnie wczesna pobudka. Bilety na wycieczkę bez problemu kupicie na wspomnianej plaży Alona nawet tuż przed wypłynięciem łodzi, ja jednak zdecydowałem się na mały rekonesans dzień wcześniej i po krótkich poszukiwaniach udało mi się znaleźć pośrednika, który był gotów sprzedać wycieczkę za 600 PHP (ok 42 PLN).

Jeśli chodzi o sam rejs, towarzyszyły mi mieszane odczucia. Zdaję sobie sprawę, że Azja od dłuższego czasu rozpieszczała mnie niesamowitymi widokami. Z każdym kolejnym podobnym doświadczeniem poprzeczka ustawiana jest wyżej, a coraz mniej rzeczy jest w stanie zrobić na człowieku piorunujące wrażenie. Dodatkowo po odwiedzeniu Palawanu (prawdopodobnie) pod względem widoków na Filipinach nic nie dorówna już wysepkom w okolicach El Nido oraz Coron.

Z drugiej strony organizacja pozostawiała zadziwiająco wiele do życzenia: na plaży spędzam niemal godzinę czekając, aż łódź będzie gotowa do wypłynięcia (a mówimy o 6 nad ranem, więc w mojej głowie pojawiają się poważne pytania dotyczące życiowych wyborów – jest sobota, a ja zdecydowanie wolałbym być o tej porze w łóżku). Być może mam pecha, ale moja łódź to oczywiście ta ostatnia zacumowana przy plaży, Wyruszamy zatem na samym końcu długiego sznureczka motorówek, zmierzając na spotkanie pierwszej atrakcji, czyli podziwiania delfinów.

W tym miejscu następuje pierwszy poważny zgrzyt. Widok tych pięknych, majestatycznych i inteligentnych ssaków żyjących na wolności mógłby być jednym z tych, które zapadną w pamięć na zawsze. Niestety – łodzi jest zdecydowanie za dużo, a niektóre prześcigając się w zajęciu jak najlepszego miejsca ruszają w pogoń za biednymi zwierzętami. Nasz kapitan ma nieco więcej taktu i wyczucia, zatem obserwujemy je jedynie z oddali, nie biorąc udziału w wyścigu. Owszem, ssaki nie są „na wyciągnięcie ręki”, w mojej opinii to jednak zdecydowanie lepsze rozwiązanie.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Kolejnym przystankiem jest wyspa Balicasag, u wybrzeży której można spotkać żółwie morskie. W tym miejscu następuje kolejny „ups moment”. Przed udaniem się do wody wycieczka prowadzona jest do jednej z położonych przy plaży restauracji, gdzie marnujemy mnóstwo czasu. Rozumiem, że lokalne społeczności muszą z czegoś żyć, a turyści to często jedyne źródło dochodów. Jednak we wszystkim potrzebny jest umiar: w kawiarni znajduje się wielce taktowny dopisek, że nawet w razie niezamówienia czegokolwiek z menu turysta i tak zostanie obciążony opłatą (ciekawe za co? „Restauracja” nie ma nawet dachu ani żadnej strzechy), który przez większość podróżnych i tak pozostaje zignorowany. Po kilkudziesięciu minutach wreszcie zostajemy podzieleni na 3-osobowe grupki i wraz z przewodnikiem ruszamy niewielką łódką w poszukiwaniu żółwi. Tym razem bez pomocy motoru – jesteśmy zdani jedynie na wiosła. Po dotarciu na miejsce ku mojemu zaskoczeniu jest spokojnie, a turyści nie zachowują się jak na przedświątecznej wyprzedaży w supermarkecie.

W morzu pojawia się za to wiele żółwi, których widok w naturalnym środowisku sprawia, że zapominam o dotychczasowych niedogodnościach. Możliwość obserwowania tych majestatycznych stworzeń w czasie ich „codziennych” aktywności zdaje się być niepowtarzalną szansą, by zobaczyć ten zagrożony gatunek na własne oczy. Na zakończenie nasza eskapada zahacza jeszcze o maleńką wysepkę Virgin Island. Niestety okazuje się, że ze względu na ograniczony czas wycieczki (ciekawe, na co zmarnowaliśmy go tak wiele?) do dyspozycji dostajemy 20 minut. Wystarcza to jedynie na szybki spacer wzdłuż brzegu oraz podziwianie rzeźb o tematyce religijnej zadziwiająco gęsto umiejscowionych na wysepce, która sprawia wrażenie, jakby intensywnie przygotowywała się do obchodów Wielkanocy.

Czy warto było wziąć udział w takim rejsie? Pomimo wspomnianych niedogodności – tak, choćby ze względu na wspomniane żółwie. Organizacyjna strona przedsięwzięcia tym razem dała o sobie znać od złej „azjatyckiej strony”, natomiast wspomnienie pościgu za delfinami budzi we mnie jedynie zażenowanie. Nie był to ani najlepszy, ani najgorszy island hopping w moim życiu. I choć pewnie nie wybrałbym się na tę wycieczkę ponownie, nie mogę powiedzieć, że żałuję wydanych pieniędzy oraz nabytego doświadczenia.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Bohol

Wzgórza Czekoladowe to jeden z najbardziej charakterystycznych obrazków z Boholu. O tym, jak ważne są one dla Filipińczyków niech świadczy fakt, że wraz z wizerunkiem wyraka zdobią one banknot o wartości 200 PHP. Banknoty emitowane przez bank centralny na Filipinach prezentują m.in. przez rekiny wielorybie, wulkany orz inne zwierzęta. Ładniej wyglądającymi pieniędzmi w regionie może pochwalić się chyba tylko Malezja.

Pasmo wzgórz (czy może raczej „pagórków” – wznoszą się one na nieco ponad 100 m n.p.m.) w okolicach miasteczka Carmen w środkowym Boholu od setek lat owiane jest wieloma mitami i legendami. Zbudowane z wapiennych skał, powstałe na skutek wietrzenia trwającego wiele milionów lat, dziś stanowią unikatowy element miejscowego krajobrazu. Swą nazwę zawdzięczają intensywnemu kolorowi, który w porze suchej przypomina kopiec kreta (również słynne niegdyś ciasto, którego z pewnością próbowaliście w dzieciństwie u cioci).

Najlepszym miejscem na podziwianie tego niezwykłego krajobrazu będzie punkt widokowy w okolicach wspomnianego Carmen. Za symboliczną opłatą otrzymacie nie tylko bilet wstępu, ale również darmową podwózkę busem z parking pod jedno ze wzgórz, z którego rozciąga się fenomenalna, 360-stopniowa panorama. Jako Krakus mogę nieco powiedzieć o kopcach i choć lokalny patriotyzm chciałby, żeby werdykt był w tym przypadku inny, muszę przyznać: te z Filipin robią zdecydowanie większe wrażenie!

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Wyraki

Po drodze do Wzgórz Czekoladowych mijam jeszcze dwa warte wspomnienia miejsca. Pierwszym z nich jest park, w którym pod ochroną żyje populacja jednych z najmniejszych małpiatek na świecie – filipińskich wyraków. Te uroczo wyglądające stworzenia prowadzą nocny tryb życia, stąd ich wielkie oczy – doskonale przystosowane do widzenia w ciemnościach oraz wielce „zmęczony” wyraz twarzy za dnia. Co ciekawe, zwierzątka te to jeden z niewielu wyłącznie drapieżnych gatunków, czyli mięsożercy i łowcy w stuprocentowej postaci.

Na terenie parku strażnicy pilnują bezpieczeństwa wyraków, prowadząc równocześnie turystów do miejsc, gdzie za dnia odpoczywają te stworzenia. Choć obowiązuje zakaz zbliżania się do nich oraz robienia zdjęć z lampą błyskową, niestety za niewielkim „napiwkiem” pracownicy parku gotowi są przejąć na moment aparat podróżnych, by zrobić zwierzętom zdjęcie z bliska. Ze swojej strony mogę jedynie polecić rozwagę i szacunek dla zwierząt, a swoje ujęcia robić wyłącznie z użyciem „zoomu”.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

W drodze do parku na mapach Google zaznaczona jest kolejna atrakcja: zasadzony przez człowieka las Bilar. To nic innego, jak prowadząca między drzewami górska droga – gdyby nie specjalny znacznik na mapie oraz mnóstwo opinii w popularnej wyszukiwarce, prawdopodobnie minąłbym to miejsce bez zatrzymywania się. Owszem, droga prezentuje się malowniczo, z niewiadomych mi jednak względów jest ona celem wycieczek (również autokarowych), których uczestnicy robią sobie pamiątkowe fotografie na środku jezdni, budząc uzasadnione wątpliwości odnośnie bezpieczeństwa.

Skoro o bezpieczeństwie już mowa: główne drogi na Panglao i Boholu w większości są dobrze utrzymane i oznakowane, a poruszanie się po nich nie stanowi wyzwania porównywalnego z prawdziwymi azjatyckimi bezdrożami. Filipiny jawią mi się jako kraj pełen paradoksów. Z jednej strony: wspomniany w tytule alkohol w barach i restauracjach bywa tańszy, niż butelkowana woda, a jego reklamowanie ewidentnie nie stanowi w kraju żadnego problemu. Z drugiej, w zadziwiająco wielu miejscach natknąłem się za to na wizerunek Jezusa Miłosiernego, czyli słynnego zmartwychwstałego Chrystusa namalowanego według wskazówek św. Faustyny. Cieszy mnie fakt, że „polska” wersja Jezusa została wyeksportowana i zrobiła tak zawrotną karierę za granicą. Jednak umiejscowienie go tuż obok ostrzegawczych znaków drogowych zawierających dodatkowo reklamę lokalnego alkoholu… sprawiało, że moje brwi wielokrotnie unosiły się wysoko ze zdziwienia.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Rekiny wielorybie

Filipiny to jedno z niewielu miejsc na świecie, gdzie w można zobaczyć żyjące w naturalnym środowisku rekiny wielorybie. Te szlachetne, majestatyczne stworzenia to nie tylko największy przedstawiciel z rodziny rekinów. Ich charakterystyczne ubarwienie, łagodne usposobienie oraz niemal zerowe zagrożenie dla człowieka sprawiły, że stały się one jedną z największych „atrakcji” dla turystów odwiedzających archipelag.

Alternatywą dla słynnej miejscówki z rekinami w Oslob na Cebu może być miejscowość Lila na Boholu. Wycieczkę bez problemu kupicie na wspomnianej już plaży Alona lub w każdej agencji turystycznej na jednej z wysp. Choć ujrzenie rekinów wielorybich było jednym z moich podróżniczych marzeń, po kilku rozmowach z innymi podróżnymi, którzy mieli okazję odwiedzić to miejsce oraz po weryfikacji informacji znalezionych w internecie zdecydowałem się jednak nie brać udziału w tym procederze, prawdopodobnie słusznie przeczuwając, że będzie to jeszcze bardziej przygnębiające doświadczenie niż „ściganie” delfinów.

Niestety to kolejna z atrakcji, która przypomina zoo i pokazuje najgorsze oblicze masowej turystyki. W celu zwabienia rekinów, do wody trafia mnóstwo pokarmu, w którym wraz z rekinami następnie „pływają” turyści. Ten smutny spektakl nie tylko każe zadać sobie pytanie na temat przemysłu turystycznego jako takiego, ale co gorsza, niebagatelnie wpływa na życie i zwyczaje rekinów. Migrujący dotychczas gatunek, wobec łatwego dostępu do pokarmu (prawdopodobnie wątpliwej jakości) dostarczanego przez człowieka, zaczyna prowadzić „osiadły” tryb życia. A to zapewne będzie miało istotny wpływ na całą ich populację.

Rekiny wielorybie cały czas można przy odrobinie szczęścia zobaczyć na otwartym morzu lub w czasie jednej z wycieczek typu island hopping. A jeśli ta sztuka się nie uda, w mieście Cebu możecie za darmo odwiedzić Narodowe Muzeum Filipin, gdzie znajdziecie „model” rekina w skali 1:1. Nawet sztuczny eksponat robi duże wrażenie, w mojej ocenie jest to też dużo bardziej etyczny wybór, niż wzięcie udziału we wspomnianym pływaniu z rekinami.

Foto: Avigator Fortuner / Shutterstock

Anda i okolice

Soczysta zieleń ciągnąca się niemal po horyzont to jedna z wizytówek Boholu. Macie do zagospodarowania nieco więcej czasu na wyspie? Koniecznie ruszajcie do Andy! Okolica jak w soczewce skupia to, co wyspa ma najlepszego do zaoferowania. Natkniecie się tam na położony pośród pól ryżowych wodospad Can-umantad, spokojne puste plaże na południowo-wschodnim wybrzeżu wyspy oraz godną alternatywę dla Wzgórz Czekoladowych, czyli pasmo Kankoka.

Po drodze warto zahaczyć jeszcze o szczyt Alicia. Trekking w upalnym, tropikalnym klimacie z nawiązką wynagrodzony zostanie widokami, które zastaniecie na końcu trasy. Co najważniejsze: ze względu na swoje oddalenie oraz położenie poza głównym turystycznym szlakiem, to miejsce do którego dociera niewielu turystów. Istnieje więc duża szansa, że w czasie waszej wycieczki będziecie mieli je niemal na wyłączność!

Foto: Archiwum prywatne

Na sam koniec

Prawdopodobnie nawet napisanie całej książki o Boholu i Panglao nie wyczerpałoby w całości tematu tych niezwykle fascynujących miejsc. Tutaj zamierzeniem było jedynie pokazanie, jak wyglądała moja wizyta na wyspach, która być może zainspiruje was do zaplanowania własnej wyprawy. O czym jeszcze mogę wspomnieć na sam koniec?

Zdecydowałem się ominąć popularny rejs po rzece Loboc. Lokalny „folklor”, który przebija się we wszystkich zachętach do wzięcia w nim udziału to akurat coś, co miewałem w Azji na co dzień. Jeśli jednak jesteście ciekawi atrakcji turystycznych w „festynowym” wydaniu, zdecydowanie jest to opcja warta rozważenia, być może w połączeniu z podziwianiem nad rzeką świetlików nocą.

Festiwale, których nigdy nie omijam w podróży, noszą nazwę „nocnego rynku”. Znajdziecie ich mnóstwo porozsiewanych nawet po niewielkich wioseczkach na Boholu, a każdy licznie gromadzi lokalną społeczność. To świetna okazja do spróbowania miejscowych pyszności, w tym jednego z najbardziej typowych specjałów Filipin. Lechon, czyli wolno pieczony prosiaczek to danie, przy którym chowa się nawet tradycyjny majówkowy grill z Polski.

Jeżeli nie boicie się nietoperzy i zamkniętych przestrzeni, na Panglao możecie odwiedzić jaskinię Hinagdanan. W jej wnętrzu znajduje się jezioro, w którym można popływać (na własną odpowiedzialność: jest drabinka, ale nie ma ratownika). To idealna opcja na przystanek i schłodzenie się w trakcie gorącego dnia!

Do wszystkich wspomnianych przeze mnie miejsc najtaniej dojedziecie wypożyczonym skuterem. Za dzień wynajmu przyszło mi zapłacić 300 PHP (ok. 21 PLN) przy dłuższym wypożyczeniu. Większość dróg jest dobrze oznakowana i utrzymana w zadowalającym stanie, a znikomy ruch (poza nielicznymi miastami) sprawił, że jazda była samą przyjemnością!

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne
Jak tanio dolecieć na Filipiny?
W tym miejscu znajdziecie przykładową inspirację dla zorganizowania podróży na Bohol i Panglao z Warszawy. Natomiast pod ten link trafiają wszystkie publikowane przez nas oferty na Filipiny.
Misją Fly4free.pl jest przedstawienie Ci najlepszych zdaniem naszej redakcji okazji na podróże. Opisujemy oferty znalezione przez nas w internecie i wskazujemy adresy internetowe, pod którymi samodzielnie możesz wykupić podróż lub elementy podróży. Ceny w artykułach są aktualne w chwili publikacji. Możemy otrzymywać wynagrodzenie od partnerów handlowych, do których Cię przekierowujemy.
Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.

Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?


porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »