Turystyczne perły - pełne tajemnic, kontrowersji i dziwnych obyczajów - znaleźć można na całym świecie. Dziś wędrujemy szlakiem od Arktyki po upalną Kalifornię - w poszukiwaniu miast, kryjących prawdziwe osobliwości.
Zwiedzanie miast to zazwyczaj koncentrowanie się na zabytkach, muzeach, wydarzeniach i regionalnych kulinarnych atrakcjach. Jeżeli poszukujecie czegoś więcej, warto omijać klasyczne ścieżki i zawędrować do prawdziwie dziwacznych zakątków.
PoprzednieObraz 1 z 13Następne
Miasto w którym nie wolno umierać - Longyearbyen, Spitzbergen, Norwegia
W Longyearbyen nie wolno umierać. Mówiąc ściślej, jest to niemile widziane, utrudnia bowiem egzekwowanie prawa, zakazującego pochówku na terenach należących do miasteczka.
O co chodzi? Longyearbyen to arktyczna osada, położona w norweskiej prowincji w Arktyce, obejmującej archipelag Svalbard. Ogólna liczba mieszkańców archipelagu, to nieco ponad dwa tysiące. Leżący na Spitzbergenie Longyearbyen to tutaj wręcz metropolia, licząca około 1800 mieszkańców. Pozostałe ludzkie osady to głównie stacje meteorologiczne, stacje badawcze (w tym polskie), a także kopalnie, która są podstawą egzystencji większości mieszkańców. To z powodu węgla przybyli i pozostali tu osadnicy, choć tak naprawdę nikt nie mieszka tu na stałe.
Ale wróćmy może do umierania. Warunki panujące na archipelagu nie sprzyjają pochówkowi. Nie tylko ze względu na walkę z zamarzniętą ziemią, choć mówimy o miejscu, w którym najwyższa temperatura to około pięciu stopni na plusie. Chodzi przede wszystkim o to, że zakopane ciała nie ulegają prawidłowemu rozkładowi. Co gorsza, po latach potrafią podnieść się z wiecznej zmarzliny! Ta sytuacja prowadzić może do epidemii. Jedna zdarzyła się już na początku XX wieku, wpływając na konieczność wprowadzenia dziwacznego z pozoru prawa.
Zakaz nie obejmuje tylko ludzi, albowiem żyje tu też cała masa niedźwiedzi polarnych, które są ogromnym zagrożeniem dla mieszkańców miasteczka. Nikt nie wychodzi tu z domu bez broni, a miasto otoczone jest solidnym stalowym płotem. Choć nie wolno polować na niedźwiedzie, dozwolone jest ich zabijanie w sytuacji ratowania sobie lub komuś życia. Niedźwiedzie zwłoki także nie są tu zakopywane - odzyskuje się to, co może się przydać. Reszta jest błyskawicznie utylizowana.
Starsi lub chorzy mieszkańcy miasta są zwykle proszeni (niektórzy mówią, że jest to bardzo uparcie wyrażana prośba) przez norweskiego gubernatora, o jak najszybsze opuszczenie wyspy i udanie się na stały ląd. Tych, którzy zastanawiają się dlaczego w tej sytuacji nie zdecydowano się na wybudowanie krematorium, odpowiadamy od razu - okazało się, że to nie tylko zbyt poważna inwestycja, ale także nadmierne zanieczyszczenie.
Zwyczaje panujące w Longyearbyen zainspirowały także scenarzystów. Na kanale Ale Kino! od marca oglądać można brytyjski serial “Fortitude”, który opowiada historię, która mogłaby wydarzyć się w arktycznym piekle.
Fot. Bjørn Christian Tørrissen/Wikimedia Commons/CC BY-SA 3.0
W Longyearbyen nie wolno umierać. Mówiąc ściślej, jest to niemile widziane, utrudnia bowiem egzekwowanie prawa, zakazującego pochówku na terenach należących do miasteczka.
O co chodzi? Longyearbyen to arktyczna osada, położona w norweskiej prowincji w Arktyce, obejmującej archipelag Svalbard. Ogólna liczba mieszkańców archipelagu, to nieco ponad dwa tysiące. Leżący na Spitzbergenie Longyearbyen to tutaj wręcz metropolia, licząca około 1800 mieszkańców. Pozostałe ludzkie osady to głównie stacje meteorologiczne, stacje badawcze (w tym polskie), a także kopalnie, która są podstawą egzystencji większości mieszkańców. To z powodu węgla przybyli i pozostali tu osadnicy, choć tak naprawdę nikt nie mieszka tu na stałe.
Ale wróćmy może do umierania. Warunki panujące na archipelagu nie sprzyjają pochówkowi. Nie tylko ze względu na walkę z zamarzniętą ziemią, choć mówimy o miejscu, w którym najwyższa temperatura to około pięciu stopni na plusie. Chodzi przede wszystkim o to, że zakopane ciała nie ulegają prawidłowemu rozkładowi. Co gorsza, po latach potrafią podnieść się z wiecznej zmarzliny! Ta sytuacja prowadzić może do epidemii. Jedna zdarzyła się już na początku XX wieku, wpływając na konieczność wprowadzenia dziwacznego z pozoru prawa.
Zakaz nie obejmuje tylko ludzi, albowiem żyje tu też cała masa niedźwiedzi polarnych, które są ogromnym zagrożeniem dla mieszkańców miasteczka. Nikt nie wychodzi tu z domu bez broni, a miasto otoczone jest solidnym stalowym płotem. Choć nie wolno polować na niedźwiedzie, dozwolone jest ich zabijanie w sytuacji ratowania sobie lub komuś życia. Niedźwiedzie zwłoki także nie są tu zakopywane - odzyskuje się to, co może się przydać. Reszta jest błyskawicznie utylizowana.
Starsi lub chorzy mieszkańcy miasta są zwykle proszeni (niektórzy mówią, że jest to bardzo uparcie wyrażana prośba) przez norweskiego gubernatora, o jak najszybsze opuszczenie wyspy i udanie się na stały ląd. Tych, którzy zastanawiają się dlaczego w tej sytuacji nie zdecydowano się na wybudowanie krematorium, odpowiadamy od razu - okazało się, że to nie tylko zbyt poważna inwestycja, ale także nadmierne zanieczyszczenie.
Zwyczaje panujące w Longyearbyen zainspirowały także scenarzystów. Na kanale Ale Kino! od marca oglądać można brytyjski serial “Fortitude”, który opowiada historię, która mogłaby wydarzyć się w arktycznym piekle.
Fot. Bjørn Christian Tørrissen/Wikimedia Commons/CC BY-SA 3.0
PoprzednieObraz 1 z 13Następne