Tania linia wysłała pasażerów do celu, ale zostawiła ich bagaże 10 tys. km dalej. Były za dużym obciążeniem
Pasażerowie Norwegiana na pewno na długo zapamiętają feralną podróż. Dziesiątki z nich nie mogło odebrać swojego bagażu, bo ten zamiast dolecieć do Singapuru, został w Londynie. Decyzją kapitana usunięto część walizek, gdy okazało się, że samolot waży za dużo.
Samolot należący do linii Norwegian miał wystartować z lotniska Londyn Gatwick niedługo przed północą. Po rutynowym sprawdzeniu wagi maszyny, wykonanym po zatankowaniu odpowiedniej ilości paliwa i wpuszczeniu pasażerów, okazało się, że Boeing 787 jest zbyt ciężki by mógł bezpiecznie polecieć. W związku z tym piloci podjęli decyzję o usunięciu części bagażu. W Londynie zostało aż 70 walizek.
Gdy pasażerowie po 12 godzinach dotarli do Singapuru, nie kryli frustracji. Wielu z nich miało umówione spotkania biznesowe lub planowało rozpocząć wypoczynek, a zostali jedynie z najważniejszymi rzeczami, które zabrali do bagażu podręcznego. Według wstępnych informacji, reszta walizek miała dotrzeć do celu dopiero pięć dni później.
Choć obsługa na lotnisku przyjęła reklamację i poinformowała, że pasażerom zostaną zwrócone koszty podstawowych zakupów, Norwegian nie jest taki chętny do wypłacania rekompensaty. Linia przekonuje, że sytuacja nastąpiła nie z jego winy. Chodzi bowiem o to, że przewoźnik musiał skorzystać z innego, krótszego pasa startowego. Główny jest w tym tygodniu zamykany na każdą noc z powodu prac konserwacyjnych.
Tymczasem lotnisko Gatwick również umywa ręce i tłumaczy, że gdy tylko Norwegian zgłosił problem, personel operacyjny zorganizował otwarcie głównego pasa. Ale informacja ta dotarła za późno. I tak różne strony konfliktu przerzucają się winą, a cierpią jak zwykle pasażerowie.
– Chcielibyśmy przeprosić za wszelkie niedogodności dla pasażerów wynikające z opóźnienia niewielkiej liczby odprawionych bagaży na lotnisku Gatwick – oświadczył rzecznik prasowy linii. – Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby poszkodowani pasażerowie otrzymali swoje rzeczy tak szybko, jak to możliwe – dodał.
13 października podoba sytuacja spotkała pasażerów linii Wizz Air na trasie z Dubaju do Katowic. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich zostało 20 walizek.
– Jak tylko bagaże zaczęły wyjeżdżać na taśmę, wywołali nasze nazwiska. Wtedy już wiedzieliśmy, że ich nie ma. To była niedziela, a nasze bagaże miały dolecieć następnym rejsem, we wtorek. To oznaczało, że w najlepszym przypadku w środę będą w Katowicach, a w czwartek u nas – opowiada Marta Domańska, jedna z pasażerek feralnego lotu. – Kosztowało nas to dużo nerwów, już w piątek mieliśmy zaplanowane kolejne wyjazdy, a wszystkie rzeczy zostały w Dubaju – opowiada.
Choć lot miał miejsce ponad miesiąc temu, a od trzech tygodni pasażerowie próbują uzyskać odszkodowanie, na razie korespondencja utknęła w martwym punkcie.