Samoloty wystartowały tuż po sobie – maszyna Japan Airlines odbiła się od płyty lotniska o 18:56, natomiast narodowy fiński odleciał dwie minuty później. Choć cel był ten sam – Tokio Haneda – to ich trasy wyglądały zupełnie inaczej.
Japoński przewoźnik obrał kurs na północ: przez Morze Barentsa, Grenlandię i Cieśninę Beringa. Z kolei Airbus lecący po szyldem Finnaira skierował się na południe – przez Polskę, Rumunię, kraje Kaukazu i Chiny. Na mapie wyglądało to jak nietypowy wyścig: dwa samoloty, ten sam cel, lot przez dwie zupełnie odmienne części świata.
Sharm El Sheikh od 1507 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Antalya od 2361 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Drezno)
Hurghada od 2539 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Dłuższa trasa, krótszy czas
Ostatecznie górą w tym wyścigu okazał się fiński przewoźnik, który do lotniska docelowego dotarł w 12,5 godziny. Samolot Japan Airlines do przebycia swojej trasy potrzebował natomiast blisko godzinę więcej – chociaż pokonany przez niego dystans był o 450 km krótszy.
Skąd taka różnica? Kluczem są wiatry na wysokości przelotowej. Samolot lecący pod szyldem Finnair przez większą część lotu korzystał z silnych prądów strumieniowych wiejących z zachodu na wschód. To naturalne „turbodoładowanie”, które pozwalało niekiedy przyspieszyć maszynę nawet o 150-200 km/h względem ziemi.
Niedzielny wyścig był wyjątkowy z jeszcze jednego powodu. Dotychczas bowiem Finnair, podobnie jak Japan Airlines, obsługiwał trasę z Helsinek do Tokio lecąc na północ. W niedzielę po raz pierwszy zdecydował się jednak obrać kurs na południe – i jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę.

Kolejna szansa na śledzenie wyścigu
W poniedziałek Finnair ponownie wybrał tę samą, południową trasę. Tego dnia Japan Airlines nie oferował jednak swojego rejsu z Helsinek, więc emocji związanych z bezpośrednim wyścigiem nie było. Wydawało się więc, że kolejna szansa na śledzenie wyścigu nadarzy się we wtorek. Okazało się jednak, że… Japan Airlines poszły w ślady fińskiego przewoźnika i też obrały trasę na południe. Niewykluczone więc, że niedzielny wyścig był absolutnie unikatowym wydarzeniem.
Warto dodać, że jeszcze kilka lat temu taki „wyścig” w ogóle nie byłby możliwy, bo obie maszyny leciałyby najkrótszą i najwygodniejszą trasą – przez Rosję. Wszystko zmieniła jednak wojna na Ukrainie, w efekcie której część samolotów nie może korzystać z rosyjskiej przestrzeni powietrznej.
Od tego czasu linie lotnicze muszą wybierać dłuższe, alternatywne trasy – czy to na północ przez Arktykę, czy na południe przez Kaukaz lub Półwysep Arabski. W efekcie miłośnicy lotnictwa otwarzymali nowe, nieoczekiwane zjawisko do śledzenia na Flightradarze.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?