więcej okazji z Fly4free.pl

Lotnisko czy Sodoma i Gomora? Radzimy jak przeżyć te 2 h do lotu i nie zwariować!

Foto: Focus Pix / Shutterstock
Lotniska wielu ludziom kojarzą się ze stresem. Trzeba pilnować bagażu, poddawać się rozmaitym kontrolom i nie wykonywać nerwowych ruchów. To jednak trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Wiemy po sobie.

Stało się. Zapadła decyzja na temat wyjazdu, a potem już poszło z górki: bilety kupione, bagaż spakowany, power banki naładowane, ostatnie pożegnanie z rodziną odhaczone, bo nigdy człowiek nie wie, kiedy mu się na wakacjach spodoba tak bardzo, że więcej nie wróci.

Stoisz na lotnisku i wydaje ci się, że teraz już tylko to, co najlepsze: przygody, nowe znajomości, wspomnienia. Zanim jednak te wszystkie marzenia staną się rzeczywistością, czeka na ciebie jeszcze jedna drobna przeszkoda. Lotnisko, a na tym lotnisku – odprawa! Bo walka o przetrwanie w portach lotniczych bywa bardziej zażarta niż ta o promocyjny schab w supermarkecie. Byłam, widziałam, ale uczestnictwa nikt mi nie udowodni!

Odprawa bagażowa

Wszystko zaczyna się od nadania bagażu rejestrowanego. Stoisz w kolejce i ledwo ciągniesz walizkę, bo po drodze zahaczyłeś kółkiem o zbyt wysoki krawężnik i oczywiście coś się zacięło. Jeszcze ta cholerna rączka, która składa się, gdy nie powinna, ale nigdy wtedy, gdy ładnie ją o to prosisz. W końcu przebłagana, ale czas na wyzwanie z kategorii wstydliwo-kłopotliwe. Bo niby przed wyjściem trzy razy sprawdziłeś na domowej wadze, czy twój bagaż mieści się w limitach. Wiesz, że tak. Ale wiesz też, że zaraz będzie ją ważyć bezduszna maszyna, więc już teraz poświęcasz swój czas i myśli na znalezienie trzech zastępczych tematów. Przydadzą się, żeby zagadać obsługę, gdyby waga jednak chciała wydać wyrok. Uśmiech, coś tam nogą podnieść, coś zamaskować, jakoś to będzie. Zanim nadejdzie twoja kolej, już czujesz urlopowy klimat, bo pot oblewa Ci czoło i plecy.

Na szczęście przy odprawie bagażowej musisz też pokazać paszport albo dowód osobisty! Nic tylko się cieszyć. Zdjęcie zrobione z 8 lat temu, z tą obciachową fryzurą i nerwowym uśmiechem – w stylu na „rozpikselowanego kryminalistę” na pewno skutecznie odciągnie uwagę od przekroczenia wagi. Przez twój bagaż, rzecz jasna. Paszport to nasz wybawca – nieodłączny dowód zbrodni kwalifikowanej jako „morderstwo mody i stylu”. Winny, wykazał skruchę. Na szczęście wyrok ulega zatarciu po 10 latach, kiedy wymienisz dokumenty na nowe. Ale w pamięci pozostaje na zawsze.

Foto: CatwalkPhotos / Shutterstock

Kontrola bagażowa

Po nadaniu bagażu trzeba przejść kontrolę bezpieczeństwa. To w tym miejscu zazwyczaj odbywają się igrzyska olimpijskie w piciu wody na 100 metrów, bo po drugiej stronie już tylko drożyzna, więc lepiej nawodnić się na zapas. No i nie po to zapłaciłem, żeby teraz wyrzucać i przepłacać po „tamtej stronie”. Po prostu wypiję tyle, żeby nie móc patrzeć w stronę niczego, co jest mokre.

To jest też ten moment, w którym budzą się w nas głęboko ukryte przemytnicze talenty. Tu kilogram za dużo, tu dwa centymetry za szeroko, kilka buteleczek więcej niż powinno być, bo KTOŚ koniecznie chciał wziąć trzy osobne kremy i dwa balsamy. Przejdzie czy nie przejdzie? Jest adrenalina, czas ucieka, wszyscy zachwyceni. Dobrze, że grałeś w Counter-Strike to masz doświadczenie z trzymaniem nerwów na wodzy.

Stoisz w kolejce już dłuższą chwilę, bo wbrew zdrowemu rozsądkowi, postanowiłeś zająć miejsce za rodziną z dziećmi. Rodzice sympatyczni, nieźle zorganizowani, ale jak to zwykle bywa, jedno pisklę właśnie chciałoby jeździć na hulajnodze, choć nawet nigdy takiej nie miało, drugie postanowiło nieprzerwanie machać do strażników i wszystkich przechodzących ludzi, a trzecie jest na tak rozwiniętym etapie pytań: „dlaczego?”, że wywiad USA już rozpytuje o jego CV. W końcu ktoś, kto będzie miał 20 lat życia i 15 doświadczenia.

Fachowe poradniki mówią (tak, są takie!), by w kolejkach wypatrywać ludzi w garniturach, wyglądający jak biznesmeni. Rzekomo dlatego, że latają częściej, są lepiej zorganizowani i z pewnością wiedzą, jak nie tracić czasu w takich kolejkach. No i oczywiście „klient w krawacie jest mniej awanturujący się”. Ale czy na pewno?

No dobra, sympatyczna rodzina w końcu przeszła kontrolę. Przed tobą jeszcze tylko jeden człowiek. Nie przyglądałeś mu się wcześniej, skupiony na radosnej rodzince. Ale już wiesz, że tu się zaraz rozegra przedstawienie. To ten człowiek, który tablicę „zabrania się przewożenia” zrozumiał jako „należy mieć ze sobą”. Ze swojej torby wyciągnie dwie plastikowe maczety dla wnuków, a w kieszeni spodni znajdzie jeszcze pilnik do paznokci, scyzoryk i dwa małe kotki. Gdzie byś nie stanął, on i tak będzie dokładnie przed tobą. Zawsze tak samo zaskoczony, psioczący pod wąsem „lepiej się zajmijcie łapaniem terrorystów!”.

Ręce zdrętwiały ci już w poprzednim stuleciu, bo chciałeś oszczędzić takiego samego teatrzyku pasażerom stojącym za tobą. Wziąłeś plastikowy koszyk, wyłożyłeś te wszystkie paski ze spodni, zegarek, drobne z kieszeni. Jesteś przygotowany lepiej niż największy kujon z twojej klasy przed klasówką. Wypakowałeś z bagażu podręcznego laptopa, power banki, telefon i laptopa. Dobrze, że chociaż te pojemniki są nielimitowane i gratis.

Jesteś świetnym pasażerem, współpracujesz ze służbami jak Bonnie z Clydem. Pierś do przodu i idziesz, dumny jak paw z tej swojej wiedzy i doświadczenia, „patrzcie, ile ja latam”, a po drugiej stronie spodziewasz się kogoś z gratulacjami, że „dzień dobry, cóż za idealny pasażer, czy możemy wykorzystać pana twarz do odznaki dzielnego i zorganizowanego pasażera”? A wtedy pika bramka.

Zostałeś wylosowany do dodatkowej kontroli.

Pro tip: nie ma znaczenia, w której kolejce do kontroli staniecie. Lotnisko to bowiem idealne miejsce do potwierdzenia jednego z podstawowych praw Murphy’ego, które brzmi: DRUGA KOLEJKA JEST ZAWSZE SZYBSZA.

Foto: Surachet Jo / Shutterstock

Ostatecznie, bez butów, ale ciągle w skarpetkach opuszczasz stanowisko kontroli. Ze zranioną dumą, upodlony przepisami, psychicznie okaleczony podejrzeniem o przemyt i terroryzm przechodzisz do strefy wolnocłowej. Witaj po drugiej stronie lustra – w królestwie perfum, słodyczy i alkoholi. Drogich, ale przecież na lotnisku czas i pieniądze liczy się jakoś inaczej.

Teraz przez chwilę możesz być prawdziwym oligarchą. Krążyć wokół drogich zegarków i z zadumaną miną przyglądać się im, od czasu do czasu zatrzymując się przy jakimś na dłuższą chwilę. Do czasu aż zaczepi cię obsługa. Wtedy uciekasz – oczywiście bez zegarka.

Po ucieczce czas wrócić na ziemię i wejść na swoją półkę cenową. O ile oczywiście mają tu kioski Ruchu – to tak z mojej perspektywy finansowej.

W końcu znajdujesz jakiś sklepik wciśnięty na pomiędzy błyszczącymi, marmurowymi katedrami bogactwa i zakupowej rozpusty. To tu rozegra się dramat w postaci dyskusji na temat złodziejstwa, bezczelności i paru innych grzechów właścicieli sklepów, którzy sprzedają małą butelkę wody po 10 PLN. Ktoś powie, że tyle to on za bilet zapłacił. Ktoś doda, że napije się w toalecie, a jeszcze inna osoba tak na wszelki wypadek dorzuci, że „kiedyś było lepiej”. No było, ale cóż poradzisz?

Zażartą rozmowę przerwie chaotyczny mężczyzna – na pierwszy rzut oka nieokrzesany i niespełna rozumu, więc zwróci na siebie uwagę nawet najmniej czujnych pasażerów. Dopiero po chwili rozumiesz, że to świeżo upieczony mąż. Ten sam, który jeszcze obiecuje, że „oczywiście, kochanie, przywiozę ci coś”. Poznajesz go w mig, bo biega jak oszalały po terminalu szukając czegokolwiek, co nadaje się dla ukochanej, o której wcale-przeciez-nie-zapomniał. Tak na szybko ma do wyboru małe degustacyjne słoiczki polskiej marki – w środku pasztetowa, smalec i konserwa turystyczna albo obskurny magnes z nie do końca dopracowanym orzełkiem. Nie polecam żadnego, choć on uznaje, że ten drugi jakoś się nada.

Oczywiście w tym punkcie możesz też wystartować w peletonie po alkohol, który ma złagodzić skutki podróży. Ani się obejrzysz, jak będą krzyczeć twoje nazwisko przez głośniki. Z drugiej strony wtedy ominie cię niekłamana przyjemność zajmowania miejsc i formowania się szyku kolejki na 45 minut przed planowanym boardingiem. Nie można mieć wszystkiego, mój drogi (z tym statusem to wnioskuję po wodzie za dyszkę i kanapce za 29,99 zł).

Foto: zixia / Shutterstock

Wejście na pokład

Przydadzą się mocne nerwy. Są osoby, które będą gotowe do wejścia na pokład nawet kilka godzin przed lotem. Jednak, jeśli wystarczy silnej woli, można spokojnie zostać boardingowym rebeliantem, wybić się z tłumu i po prostu gdzieś sobie usiąść – z ksiązką czy serialem, choć niepisany kodeks turysty wymaga, aby nie było to dalej niż 3 rzędy od właściwego gate’u. Nawet, jeśli ten jeszcze się nie wyświetla.

Ale wcale się nie zdziwimy, jeśli zdecydujesz się jednak postać w kolejce, bo jak dowodzą liczne badania, ma to głębokie psychologiczne uzasadnienie. Poważnie. Kompensujemy w ten sposób strach przed tym, że coś nas ominie, chronimy własne terytorium i realizujemy potrzebę bycia samcem lub samicą Alfa. Ale z drugiej strony – psychologowie dowodzą też, że w kolejkach stoją ludzie z niskim poczuciem własnej wartości, którzy w przeszłości często ponosili porażki, więc teraz dołączają do grupy. A tak wielkie bogactwo charakterów sprawia, że oczekując na lot w takiej kolejce, spokojnie zdążysz otworzyć przewód doktorski z socjologii. Widać, że rzeczeni psychologowie nigdy nie padli ofiarami overbookingu.

Jeszcze tylko obserwacja kilku kłótni z mocnymi cytatami w stylu „jak to kółka liczą się do wymiaru bagażu?” i „ma pan serce z kamienia, całe zabazgrane w przepisach i obostrzeniach”, połączone z dopingowaniem upychania bagażu w koszyku sprawdzającym rozmiar. Na koniec jeszcze tylko dwa strajki w sprawie wykupionego „pierwszeństwa wejścia na pokład”. Coś w rodzaju „Oni weszli! A my nie! A oni weszli”. Teraz to już chwila moment, rozładowanie niegroźnych, choć widowiskowych zamieszek i już można wchodzić na pokład.

Oczywiście, jeśli spokojnie czekałeś na swoją kolej, możesz liczyć na złowrogie spojrzenia współpasażerów, którzy z jednej strony podziwiają mocne nerwy i skłonność do ryzyka, a z drugiej przeklinają cię pod nosem. Nic dziwnego – oni od 20 minut siedzą w autobusie i czekają na takich jak ty!

Pozostaje już tylko uśmiechnąć się do obsługi i zająć swoje miejsce. Wreszcie możesz w spokoju usiąść. Bez siwych włosów, z materiałem na pracę dyplomową z socjologii i nadzieją, że lot będzie chociaż trochę bardziej spokojny niż to, co właśnie widziałeś. Jeszcze tryb samolotowy i widzimy się na miejscu!

„Thank you for flying Ryanair, last year over 90% of our flights arrived on time” – czego sobie i wam życzę.

Misją Fly4free.pl jest przedstawienie Ci najlepszych zdaniem naszej redakcji okazji na podróże. Opisujemy oferty znalezione przez nas w internecie i wskazujemy adresy internetowe, pod którymi samodzielnie możesz wykupić podróż lub elementy podróży. Ceny w artykułach są aktualne w chwili publikacji. Możemy otrzymywać wynagrodzenie od partnerów handlowych, do których Cię przekierowujemy.
Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Avatar użytkownika
Świetnie napisane, ubawiłam się, brawo! :)))
Antares, 10 sierpnia 2017, 20:29 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Dobry tekst. Aneta, pisz takich więcej!
elwirka, 11 sierpnia 2017, 6:18 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Bardzo dobry tekst, napisany z humorem, ale pokazujący "uroki" lotniskowych pułapek. Brawo:)
Magnifique, 11 sierpnia 2017, 9:14 | odpowiedz
Avatar użytkownika
fajnie opisane ;)
Litania, 11 sierpnia 2017, 15:13 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »