Nasi sąsiedzi znoszą lockdown! Czy wyjdzie im to na dobre?

Od poniedziałku w Czechach znikają praktycznie wszystkie restrykcje związane z pandemią koronawirusa, bo opozycja nie poparła postulatów rządu mniejszościowego w sprawie przedłużenia stanu nadzwyczajnego. Nie oznacza to jednak, że sytuacja w kraju naszych południowych sąsiadów jest stabilna. Przeciwnie – zniesienie restrykcji grozi całkowitym chaosem.
Czesi są w szoku po tym, gdy w czwartek ich parlament odrzucił wniosek rządu premiera Andrzeja Babisza o przedłużenia stanu wyjątkowego. Oznacza to, że w nocy z niedzieli na poniedziałek zniknie w praktyce rygorystyczny lockdown, a więc godzina policyjna czy zakazy i ograniczenia w przemieszczaniu się. Będzie też można otworzyć wszystkie usługi, sklepy, centra handlowe i siłownie, a także stoki narciarskie, które już zapowiedziały, że w komplecie otworzą się od poniedziałku. Zamknięte najpewniej pozostaną zaś restauracje i lokale gastronomiczne, które w dalszym ciągu będą jedynie serwować dania na wynos.
Stan nadzwyczajny zakończy się więc po 132 dniach, bo został wprowadzony 5 września! Jak do tego doszło? Do tej pory mniejszościowy rząd Andrzeja Babisza przekonywał część posłów opozycji do głosowania za przedłużeniem restrykcji. Jednak w czwartek opozycja zaskoczyła wszystkich, a jej posłowie zdecydowali się na odrzucenie wniosku o przedłużenie restrykcji. W relacji radia TOK FM czytamy, że była to reakcja na to, że rząd obiecywał pewne ustępstwa, czyli choćby otwarcie turystyki czy przywrócenie nauczania w szkołach. Tak się jednak nie stało, więc głosowanie posłów było w efekcie czymś w rodzaju wotum nieufności dla rządu.
Z drugiej strony przeciw stanowi nadzwyczajnemu buntowała się już duża część społeczeństwa. Tym bardziej, że mimo restrykcji liczba nowych zakażeń nie spada – w minionym tygodniu dzienna liczba zakażeń utrzymywała się na średnim poziomie ok. 9 tys. przypadków.
Czy Czesi się cieszą? Z medialnych relacji wynika, że przede wszystkim są w szoku. Z drugiej strony rząd przestrzega, że koniec stanu wyjątkowego oznacza duże komplikacje dla tamtejszej służby zdrowia: choćby brak możliwości przewożenia chorych z przeciążonych szpitali do mniej zatłoczonych placówek oraz zablokowanie pomocy służbie zdrowia ze strony wojska.
Jednocześnie konsekwencją zakończenia lockdownu jest wprowadzenie kontroli granicznych (czyli w praktyce zakazu podróży) przez Niemcy na obszarze całej granicy z Czechami.
Na razie pewne jest tylko tyle, że w Czechach będziemy mieli do czynienia z chaosem. Decyzja parlamentu nie oznacza bowiem, że luzowanie obostrzeń nastąpi w całych Czechach. Premier Babisz podkreśla bowiem, że na prośbę władz lokalnych rząd może ogłosić stan wyjątkowy w poszczególnych regionach. Wiadomo już na przykład, że przedłużenie restrykcji będą miały miejsce choćby w kraju pardubickim. Jednocześnie czeskie media przypominają, że władze samorządowe mają prawo do wprowadzenia na swoim terytorium stanu wyjątkowego na okres 30 dni nawet bez zgody władz centralnych.
Jak więc będzie w Czechach? Najpewniej przekonamy się dopiero w poniedziałek.