Fly4free.pl

Coś poszło nie tak? Największe podróżnicze wpadki redakcji Fly4free i czytelników

Wpadka podróżnicza
Foto: pio3 / Shutterstock

Wymarzony wyjazd. Jest super? Niestety, nie wszystko można zaplanować. A wpadki podczas podróży i wyjazdów są ich nieodłączną częścią. Czasami jest śmiesznie, czasami nerwowo. Też tak macie?

Każdy z nas, podróżujących, pamięta takie sytuacje. Czasem wynikłe z naszej winy, czasem z obiektywnych przyczyn. To tak jak w jednym z praw Murphy’ego: „jeśli wiesz, że coś może pójść źle i podejmiesz stosowne środki zapobiegawcze, to źle pójdzie coś innego”.

Przed wami kilka autentycznych opowieści podróżniczych. Zaczerpniętych z doświadczeń własnych, opowieści znajomych, oraz naszych czytelników i użytkowników forum Fly4free.pl. Ku przestrodze… i dla śmiechu 😉

A jeśli chcecie się pośmiać przy innej historii urlopowego wyjazdu z piekła rodem, to zajrzyjcie do kina – od 12 października będzie tam grany „Hotel Transylwania 3”.

Uwaga, pisownia w wypowiedziach czytelników i forumowiczów – w formie oryginalnej!

Pakuję właśnie plecak na kolejny wyjazd. I jak zwykle, zastanawiam się czy los będzie dla mnie łaskawy – czy może spłata mi jakiegoś figla. Wiecie, mówię o najrozmaitszych wpadkach. Zapomnę czegoś, albo się spóźnię, albo zachowam się nie do końca adekwatnie do miejsca bądź sytuacji… i będzie mi głupio. Sięgam zatem do jednej z moich historii.

* * *

Tytułem wstępu: odwiedziłem ponad 100 państw świata – i w szufladzie zalega mi spora kupka paszportów, które zostały anulowane z powodu braku miejsca na dalsze wizy. Są przedziurkowane, nieważne, trzymam je na pamiątkę. W tej samej szufladzie, w której zawsze jest aktualny paszport.

Rok 2010. Świetna okazja na Fly4free! Wyloty do Ameryki Południowej (Kolumbia, Brazylia) linią Lufthansa za relatywnie niewielkie pieniądze, daty na początek 2011. Kupuję, jestem zadowolony, spokojnie planuję wyjazd.

Dzień przed wylotem jestem spakowany, zwarty i gotowy na przygodę. Czas ruszyć w drogę. Ale wylot jest z lotniska w Warszawie, muszę tam z Krakowa dojechać. Zakładam „na zapas” bezpieczny margines 3-4 godzin, wyjeżdżam z Krakowa… i robię sobie krótką przerwę w Kielcach. Coś mnie tknęło, zaglądam do saszetki z dokumentami. Jest paszport? Jest! Uff.

…ale, chwila, chwila, na brzegach widzę dziurki! Spakowałem nieaktualny i stary paszport!

Droga powrotna z Kielc do Krakowa po paszport… i późniejszy ekspresowy przejazd z Krakowa do Warszawy, to było niezapomniane przeżycie. Nikomu nie polecam. Czułem się jak w „Need for Speed” na drodze krajowej :-/ Zdążyłem prawie na styk, wystarczyłby jeden większy korek przed Warszawą – i zamiast polecieć, pozostałaby mi podróż palcem po globusie.

Od tej pory mam zwyczaj, aby przed wyjazdem parokrotnie sprawdzać wszystkie dokumenty. Zawsze. Mimo tego, że zrobiłem to pół godziny wcześniej. I zrobię to jeszcze ze dwa-trzy razy. Nazwijcie to kompulsjami, nazwijcie to rytuałem. Mam nauczkę 😉

Paszporty
Foto: Paweł Kunz, Fly4free.pl / archiwum prywatne

Podróż z piekła rodem

To i tak nic w porównaniu z tym, co kiedyś przeżyłem w Transylwanii. Środek nocy, ogólne zmęczenie, dojeżdżam z moimi towarzyszami do rumuńskiego Sibiu. Nocleg mieliśmy zaplanowany na terenie kempingu, który miał znajdować się na obrzeżach miasta. Tym większe było zdziwienie, gdy wylądowaliśmy pod bramą, która wyglądała na nieużywaną dłuższy czas.

Okazało się, że kemping od dawna już nie działa. Niewiele się zastanawiając, rozbiliśmy swój namiot w pobliżu nieużywanych torów tramwajowych (na takie wyglądały), blisko muru, który oddzielał drogę od dawnego kempingu.

…to była straszna noc. Wciąż słyszeliśmy wilki, które wyły w pobliżu. Nie wiedzieliśmy, o co chodzi, przeczekaliśmy do rana – a obudził nas hałas tramwaju, który przejechał dosłownie dwa metry od naszego namiotu. Ta linia tramwajowa jednak była w ciągłej eksploatacji – a odgłosy wilków, które tak nas niepokoiły przez całą noc, dobiegały z… zoo, położonego nieopodal. Uff!

Walka z kilogramami

Pytam się w redakcji o wpadki, związane z podróżą. Jeden z moich kolegów, który wyszukuje dla was promocje i okazje na tanie przeloty, uśmiecha się – i opowiada:

– Wyjazd mojej Lubej na roczne stypendium do Bordeaux. To były czasy, kiedy miałem blade pojęcie na temat latania, więc w sumie przelot organizowała sobie sama. EasyJet na trasie KRK – CDG. Wyjazd na rok, no to trzeba zabrać trochę rzeczy.

Limit bagażu w EasyJet wynosił 20 kg, można było dokupić dodatkowy bagaż. Jakoś umknęło nam, że dokupieniu podlega miejsce w luku, ale już nie kilogramy (do tego jest osobna procedura). Przychodzimy zadowoleni na lotnisko z dwoma torbami, nie wiem w sumie dlaczego, ale poszła sama nadać bagaż. No i się dowiedziała, że limit wagowy w jej przypadku to 20 kg, choć my mieliśmy łącznie 39kg. Opłata za kilogram nadbagażu na lotnisku to 50 PLN.

Oczywiście nastąpił płacz i pytanie: „Co ja zrobię, jadę na cały rok?!” itd. Pracownik na stanowisku EasyJet nawet nie mrugnął okiem, tylko powiedział: „Spokojnie, mam dla Pani specjalnie wylosowany voucher na bagaż. Życzę miłego wyjazdu”. Zabrał walizki bez żadnej dopłaty. Powiedział, że bardzo się wzruszył sytuacją.

Jestem pewien, że gdybym to ja miał wtedy lecieć z 19 kilogramami nadbagażu, to kazałby mi spadać na drzewo i płacić za każdy kilogram… 😉

Zdradliwe paski... i zemsta faraona

Z pewnym wzruszeniem wspominam historię, którą opowiadał jeden z moderatorów naszego forum Fly4free.pl, czyli krasnal. Niestety, Artura już nie spotkamy na podróżniczych ścieżkach, zabrała go okrutna choroba.

– Lotnisko w Maladze, wracałem do Berlina z wakacji w Maroku, od kilku dni dręczony zemstą faraona. Ogólnie wyglądałem jak wrak człowieka, w ciągu kilku dni straciłem 5-7 kg przez odwodnienie.

Przy kontroli bezpieczeństwa położyłem pasek na taśmę i przeszedłem przez bramkę trzymając się za spodnie. Bramka oczywiście zapiszczała, ochroniarz kazał mi rozłożyć ręce – spodnie spadły do kostek a ja stałem jak ta ostatnia sierota w gatkach w mikołaje i choinki, czerwony jak burak…

Potem już w samolocie jedyną wygodną dla mnie pozycją okazała się pozycja embrionalna, więc leżałem zwinięty i zielony na twarzy – a starsza pani obok mnie co chwilę mi się przyglądała… aż wreszcie zapytała po niemiecku: „haben Sie Angst vorm Fliegen?” („ma Pan lęk przed lataniem?”).

Od tamtej pory zawsze wożę z sobą nifuroksazyd.

Kontrola na lotnisku
Foto: Thanakrit Sathavornmanee / Shutterstock

Nieporozumienie

Czasami warto pamiętać, jak wygląda nasza walizka. Historia naszej czytelniczki – i wiernej uczestniczki wszystkich Zlotów Fly4free.pl – o nicku olajaw:

– Miejsce: lotnisko w Brukseli. Leciałam do faceta, który był tam na stażu […] wysiadłam w Brukseli, pobiegłam szybko po bagaż – miałam ze sobą błękitna małą walizkę, pożyczoną od siostry. Gdy zobaczyłam pierwszą błękitną walizkę na taśmie, złapałam ją i szybko wybiegłam do wyjścia.

Czekając na przystanku na autobus zaczęłam przyglądać się walizce, coś mi nie pasowało – moja była wypchana po brzegi, a ta średnio, w przedniej kieszeni nie było nic, a ja naupychałam wszędzie wszystkiego. Za chwilę patrzę a tu kłódka zamknięta (a ja w swojej nie zamykałam), więc krzyczę do mojego faceta: „ ktoś mi zamknął kłódkę!” Po czym zaczęliśmy zastanawiać się, czy ma może w mieszkaniu jakieś obcęgi albo coś innego, żeby ją rozwalić.

W pewnym momencie patrzę, a tam kartka przyczepiona do walizki: „Dorota XXXXXXX” (nie mam na imię Dorota) – i wtedy olśnienie: „TO NIE MOJA WALIZKA!”. Pobiegłam z powrotem na lotnisko, pogadałam z celnikiem przy wyjściu i wpuścił mnie do taśm jeszcze raz, uśmiechając się z politowaniem. Biegnę do taśmy, a tam moja sierotka błękitna walizka jeździ dobre 30 minut…

Nie myśląc długo, podmieniłam walizki. OK, nie było to rozsądne, bo ktoś jej pewnie już szukał 🙁 . Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać tylko tyle, że błękitne walizki zdarzają się nad wyraz rzadko, moja nie była moja, tylko pożyczona – więc nie znałam jej zbyt dobrze. Stresu i nerwów tego dnia najadłam się za wszystkie czasy. Dobrze tylko, że nie zdążyliśmy wsiąść do autobusu… bo dużo większym problemem byłby powrót na lotnisko i szukanie walizki…

Uważaj, co śpiewasz

Czasami warto zwracać uwagi na pozornie nieistotny kontekst. Opowiada Djorkaeff, z forum Fly4free.pl:

– W lipcu na szlaku do Doliny Pięciu Stawów, aby droga szybciej schodziła, podśpiewywałem sobie. I tak usiadłem sobie na pniu, a w głowie nie wiedzieć czemu piosenka zespołu „Big Cyc”. Więc śpiewam sobie głośno: „Boże jedyny, Makumbę zachowaj!”.

Patrzę, a po lewej stronie mija mnie wycieczka szkolna, w tym czarnoskóry nastolatek z nietęgą miną…

A potem opowiadają, że w Polsce rasizm.

Tatry
Foto: alicja naumiler / Shutterstock

Ach śpij, kochanie...

BrunoJ, forumowicz Fly4free.pl:

– Kiedyś wracałem z USA, mając za sobą jakieś pojedyncze godziny snu przez ostatnie dwie doby. We Frankfurcie wylądowaliśmy z kolegą o 7 rano, a samolot do Polski był po godzinie 10. Kolega poszedł „na zakupy”, a ja poszedłem pod gate, który był pusty i gdzieś daleko na odludziu na pięterku.

Wybrałem rząd krzeseł obok siebie, plecak pod głowę – i zasnąłem. Wyszedłem z założenia, że przecież zejdą się ludzie, będą zapowiedzi, więc się obudzę. Od czasu do czasu otwierałem oko, żeby kontrolować temat – coś gadali przez megafon, miałem dobry widok na monitor nad moim gate’m. Wszystko pod kontrolą.

…i nagle z błogości wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Patrzę, a to mój kolega, z którym podróżowałem. Odbieram, a on pyta: „– Gdzie siedzisz w samolocie, bo nie mogę Cię wypatrzeć?!”. Yyyy, W JAKIM SAMOLOCIE? Ciągle nieprzytomny patrzę na mój gate… a tam cisza i spokój, nikogo nie ma, nic na monitorze.

Możecie sobie wyobrazić, jak lekko śnięty gość (ja) próbuje zrozumieć co się dzieje. Szczęśliwie, okazało się, że właściwy gate był niezbyt daleko – więc zziajany wpadłem do samolotu jako jeden z ostatnich. Od tamtej pory, jeśli już zdarza mi się planowo przysnąć na lotnisku, to najzwyczajniej ustawiam budzik.

W drogę! Ale... skąd?!

Darek9634 to kolejny z naszych czytelników, który zaliczył „małą wpadkę” podróżną. Oddajmy mu głos:

– Lecieliśmy do Rzymu. Kupiłem bilety dużo wcześniej. W dzień odlotu pojechaliśmy z Gdańska do Modlina. Na lotnisku byliśmy o godz. 10:00, ze sporym zapasem, odlot miał być o 12:05.

Szukamy na tablicy odlotów… a tam tylko Ryanair. POMYLIŁEM lotniska! My mieliśmy lecieć linią Wizz Air, a odlot był z lotniska Okęcie (Chopina). Mieliśmy niecałe dwie godziny, aby dostać się z Modlina na właściwe lotnisko. Stres ogromny, bo do przejechania Warszawa. Parking rezerwowany z samochodu przez internet.

Dowóz z parkingu na lotnisko prawie jak karetką „erką” na sygnale. Na miejscu zawijasy czekających na odprawę. Po odprawie biegłem do bramki z prośbą, by poczekali na jeszcze trójkę pasażerów. Gdyby nie spóźnienie odlotu, to z całej wycieczki byłyby nici…

Podróżni na lotnisku
Foto: Collage / mahos, Martyn Jandula / Shutterstock

„Navigare necesse est...”

…czyli opowieść john_doe o „małej” pomyłce.

– Rok 2008. Wyjazd samochodem. Wpisałem trasę z Krakowa do… Bułgarii, normalne mapy TomTom w odpowiedniej wersji z tamtych czasów. Nie spojrzałem dokładnie na rozkład trasy. Jazda w nocy. No to jadę, jadę.

Polska, Słowacja, zaczęły się tereny, których nie kojarzę dokładnie, ale jadę – i dojeżdżam w pewnym momencie do terminala granicznego. Chciałem jechać przez Węgry i Rumunię, zatem spodziewałem się węgierskiej granicy, którą zresztą znałem z wcześniejszych tras w inne miejsca.

Środek nocy, ale mimo wszystko coś mi nie pasuje – Polska jest przecież objęta porozumieniem z Schengen, poza tym sama granica wygląda inaczej, terminal jest „żywy”. Pytam jednego gościa, którędy na Węgry… a on patrzy na mnie i mówi, że przecież jestem na granicy słowacko-ukraińskiej…

Po salwie śmiechu ode mnie i dziewczyny i odpowiednim – tym razem z dokładnym sprawdzeniem trasy – przestawieniu nawigacji, wróciliśmy na poprzednio zaplanowany szlak. W sumie straciliśmy najwyżej 2 godziny, ale blamaż konkretny.

Od tej pory przestałem się śmiać z ludzi, którzy podążając za wskazówkami GPS, zjeżdżają ze schodów albo wjeżdżają do jeziora.

Za błędy się płaci

Czasami mała pomyłka w miejscu odjazdu, powoduje duże kłopoty. Coś o tym wie nasz czytelnik, o nicku wojtekf93, który wspomina swoją wpadkę z przewoźnikiem (Polski Bus), nie jeżdżącym już po polskich drogach:

– Jestem na dworcu autobusowym (Metro Wilanowska), 10 minut przed odjazdem PolskiegoBusa. Szukam autokaru do Wilna – i dowiaduję się, że stąd nie jedzie! Jako to? Zawsze stąd wszędzie jeździłem PolskimBusem?! No tak, ale nie poza teren Polski 🙁

Oczywiście zadaję pytanie w biurze PolskiegoBusa o możliwość przetrzymania 15 minut autokaru na właściwym przystanku początkowym (dworzec autobusowy Metro Młociny). Spotykam się z odmową. Pytam pierwszego z brzegu taksówkarza: „ – Ile do Białegostoku? – Wie Pan, około 1000PLN

Mam mętlik w głowie: co robić? W Wilnie miałem mieć 6 godzin czasu do odlotu do Kutaisi (leciałem na mecz Gruzja – Polska). Na szczęście miałem numer do kierowcy Ubera, który chwilę wcześniej przywiózł mnie z centrum. Dzwonię: „– Zawieziesz mnie do Białegostoku za 100$?” – eeee, hmmm, w porządku, jestem za 5 minut”.

Dogoniliśmy autokar 50 kilometrów przed Białymstokiem – i trzymaliśmy się już za nim. To było trudne do wykonania, praktycznie cała droga z Warszawy do Białegostoku to jednopasmówka… ale kierowca swoim VW Polo jechał jak szalony.

A jaki dziś właściwie jest dzień?

W nawiązaniu do poprzedniej historii i konkluzji, że „za głupotę się płaci”. Na naszym forum Fly4free wypowiada się BusinessClass:

– Czy się płaci? Oj płaci… 5 stycznia. Melduję się na lotnisku w Santiago de Chile. Próbuję się odprawić na lot do La Serena. W automacie się nie udaje. Idę do normalnego stanowiska check-in.

Okazało się, że owszem, mam wylot 5-go… ale lutego, a nie stycznia. Koszt nowego biletu – około 500PLN.

Nigdy więcej nie rezerwuję biletów w stanie nietrzeźwości…

Pasażer na lotnisku
Foto: Sergey Furtaev / Shutterstock

Kontrola... czy toaleta?

Czasami zmęczenie (albo zaspanie) może spowodować pewne… hmmm, „pomyłki” – opowiada shiver:

– Jedna z wcześniejszych wycieczek, wylot z Edynburga do Oslo, powrót do domu po męczącej Szkocji i nieprzespanej nocy.

6:00 rano. Przechodzę przez security, ludzie przede mną, ludzie za mną, wiadomo trzeba się pozbyć metalu. No to dawaj, zdejmuję pasek… i nagle zauważam, że rozporek już mam rozpięty i przymierzam się do zdejmowania spodni…

Szybko zapiąłem, odłożyłem pasek – i poszedłem przez bramkę. Czerwony jak burak.

Wasza kolej na opowieść

A wy? Jakie śmieszne (albo straszne) wpadki zdarzyły się wam podczas waszych podróży? Podzielcie się swoimi historiami w komentarzach. Czekamy z niecierpliwością! 🙂

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Avatar użytkownika
Serio nie macie o czym pisać?  Na co komu takie bzdety.  Podróże to przygody i to chodzi. Piszcie proszę o tanich i atrakcyjnych lotach,  a każdy znajdzie swoją przygodę.   F4f schodzi na p.. ?
xxlmalina, 3 października 2018, 22:06 | odpowiedz
Avatar użytkownika
A ja proszę o więcej. Lepiej się czuje jak okazuje się, ze nie tylko ja jestem roztargniona:)
bozenak, 7 października 2018, 20:20 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Nikt nie zmusza do czytania... 
xxlmalina Serio nie macie o czym pisać?  Na co komu takie bzdety.  Podróże to przygody i to chodzi. Piszcie proszę o tanich i atrakcyjnych lotach,  a każdy znajdzie swoją przygodę.   F4f schodzi na p.. ?
Mio, 8 października 2018, 8:31 | odpowiedz
Avatar użytkownika
czy mecz Gruzja - Polska to eliminacje Euro 2016 z  końca 2014 roku? z tego co pamiętam już wtedy droga S8 między Warszawą, a Białym na sporej liczbie odcinków posiadała 2 pasy ruchu w każdą stronę.Teraz to już w ogóle bajka :). 
wasil10, 8 października 2018, 14:23 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Mój pierwszy lot w życiu do chłopaka, który przebywa za granicą na projekcie. Dźwigam ze sobą wielki bagaż i z trudem wsiadam do tramwaju z napisem "Okęcie". Szcześliwa obserwuję na niebie latające samoloty i nie mogę się doczekać tego doświadczenia. Wysiadam na pętli al. Krakowskiej, widzę obok pas startowy, ale jak się dostać na to lotnisko? Kręcę się w kółko aż pytam kogoś o dojście, okazuje się, że terminal jest 5.5 km stąd. Próbuję dzwonić na taksówki lub złapać coś na ulicy bezskutecznie, a czas oczekiwania to co najmniej 30min. Komunikacja miejska to kolejne 30min, a mi za chwilę zamykają check-in. Szybka decyzja, łapię stopa, co udało się dosyć szybko. Dziękuję Pani, która uratowała mój lot i zawiozła mnie pod sam terminal. Oddałam bagaż i puścili mnie kontrolą biznes, aby było szybciej. W ostatniej chwili udało się! Pierwszy stop i lot w życiu.
martasielska.pl, 16 października 2018, 19:59 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »