Największe linie w Europie przegrywają z wielką trójką z Zatoki. „Straciliśmy ten ruch i go nie odzyskamy”
Jak czytamy w „FT”, ruch lotniczy między Europą i Azją jest na najniższym poziomie od 14 lat. Z danych Cirium wynika, że w ubiegłym roku między oboma kontynentami linie lotnicze oferowały w sumie 22 mln foteli, czyli aż o 26 procent mniej niż w 2019 roku. Powodów jest kilka: z jednej strony ruch do Azji odbudowuje się wolniej po pandemii koronawirusa, ale ogromny wpływ ma na to także wojna w Ukrainie i rosyjskie sankcje, które zablokowały europejskim przewoźnikom możliwość lotów przez Rosję, czyli najkrótszą drogą z Europy do Azji.
Ale prezesi największych linii lotniczych w Europie wskazują, że poważnym problemem jest też konkurencja ze strony linii z Zatoki Perskiej, które odbijają im ten rynek, oferując znacznie tańsze bilety i wygodne przesiadki w swoich hubach.
– Obecnie mamy minimalny poziom liczby połączeń do Azji Południowo-Wschodniej. Straciliśmy ten ruch na rzecz przewoźników z Bliskiego Wschodu i patrząc na nasza aktualną sytuację finansową, strukturę kosztów i przewagę tych przewoźników, raczej go nie odzyskamy – mówi Ben Smith, szef Air France-KLM.
Hurghada od 2960 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Hurghada od 2819 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Costa Brava od 1759 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
W podobnym tonie wypowiada się Carsten Spohr, czyli szef Lufthansy, która przed pandemią latała aż na 14 trasach do Azji Poludniowo-Wschodniej, obecnie zaś utrzymuje tylko połączenia do Singapuru i Bangkoku.
– Ceny, które oferują… nie ma szans, abyśmy mogli im dorównać przy naszych umowach zbiorowych z pilotami czy załogami pokładowymi – mówi Spohr.
A my dodajmy, że to już nawet nie kwestia umów zbiorowych, ale też licznych strajków, które regularnie paraliżują od czasu do czasu operacje obu przewoźników.
To oczywiście efekt agresywnej polityki linii Emirates, Qatar Airways oraz do pewnego stopnia Etihad, choć akurat trzeci członek „wielkiej trójki” z Zatoki Perskiej przez lata odstawał od swoich sąsiadów.
– Linie z Zatoki są rentowne, zorientowane na pasażera, a dodatkowo cały czas rozwijają swoje huby przesiadkowe. Mają też lepszą bazę kosztową i oferują holistycznie lepszy produkt dla klientów – komentuje w rozmowie z „FT” Abdul Wahab Teffaha, sekretarz generalny Arab Air Carriers Organization.
Dodajmy przy tym, że konkurencja dla linii z Europy to nie tylko linie z Zatoki Perskiej. Mamy przecież dynamicznie rosnące linie Turkish Airlines, która notuje fenomenalne wyniki. W ubiegłym roku przewoźnik przewiózł aż 83,4 mln pasażerów i zanotował aż 6 mld USD zysku netto.
W 2025 roku pojawi się zaś kolejny potężny konkurent dla linii z Europy, gdy na rynku pojawi się linia Riyadh Air, czyli nowy flagowy przewoźnik z Arabii Saudyjskiej.





