W tej chwili największy problem z turystami mają m.in. Barcelona, Wenecja czy Amsterdam. Najnowszy raport Światowej Rady ds. Turystyki i Podróży (WTTC) ocenia potencjał w 68 miastach świata i trafnie określa, które miejsca są narażone na turystyczny kryzys. I dobrze byłoby, gdyby już teraz ludzie odpowiedzialni za turystykę w tych miastach zaczęli myśleć, jak rozwiązać kłopotliwą kwestię, która wydaje się być nieunikniona.
Rekordowy wzrost liczby odwiedzających na świecie zanotowały: Osaka, Tokio, Orlando i Lima. Tylko pierwsze z nich, według badań Mastercarda, może pochwalić się 24 proc. wzrostem. Biorąc pod uwagę więcej niż jeden czynnik i ograniczając poszukiwania do naszego kontynentu, okazuje się, że „europejskie punkty zapalne” to przede wszystkim Budapeszt, Praga, Lizbona i… Warszawa. W polskiej stolicy zauważono m.in. dużą intensywność ruchu turystycznego, stale rosnącą liczbę odwiedzających i ich wysokie zagęszczenie na terenie miasta. Eksperci wskazują też, że w przypadku Warszawy nie ma mowy o okresach bez turystów, bo sezonowość jest raczej niewielka. Dane potwierdza również Stołeczne Biuro Turystyki, według którego w 2016 roku Warszawę odwiedziło już blisko 9,65 mln turystów.
I choć można się cieszyć, że turystyka w naszym kraju rozwija się w zadziwiającym tempie, to taka sytuacja, bez podjęcia odpowiednich działań może doprowadzić do turystycznych kryzysów, jakie obserwujemy w innych europejskich miastach. Razem z masową turystyką do popularnych miejsc przychodzą też często nieodwracalne problemy – wyższe ceny w sklepach, niewystarczająca liczba nieruchomości, problem z przepustowością transportu miejskiego itd.
– Każde z tych popularnych miejsc ma określony zestaw problemów i wyzwań, ale wspólnym czynnikiem jest to, że potrzeba długoterminowego planowania, a nie krótkotrwałych zrywów i pomysłów – mówi Gloria Guevara, prezes WTTC. – Lokalni menadżerowie ds. turystyki muszą współpracować ze wszystkimi stronami, tymi publicznymi i prywatnymi, aby opracować spójny plan tworzenia i zarządzania wzrostem turystyki – apeluje.
WTTC sugeruje, by wśród rozwiązań brać pod uwagę przede wszystkim wprowadzanie limitów dotyczących liczby odwiedzających najważniejsze zabytki lub pozwoleń na budowanie nowych hoteli, miejsc noclegowych, podniesienie cen czy starania o rozładowanie ruchu turystycznego z najpopularniejszych atrakcji do tych równie urokliwych, ale mniej znanych. Organizacja przypomina jednak, żeby do wszystkiego podchodzić rozsądnie i nie przesadzić w drugą stronę.
– Wiele miejsc walczy o odpowiednią równowagę w zaspokajaniu potrzeb przedsiębiorców, mieszkańców i turystów – mówi Guevara.
Ale nie wszystkim się to udaje. W Wenecji turyści już niemal całkowicie wyparli zwykłych mieszkańców, których populacja w ciągu 30 lat zmniejszyła się o połowę. W Jaisalmer – jednym z indyjskich miast – największym problemem okazała się być… kanalizacja nieprzystosowana do tak dużej liczby osób. Amsterdam wprowadza limity lokali usługowych związanych z branżą turystyczną, a Berlin, Barcelona czy Paryż walczą z Airbnb nakładając kolejne ograniczenia w przyjmowaniu przyjezdnych. Problem dotyczy też wielu zabytków np. Angkor Wat, Machu Picchu czy Wielkiego Muru – kompletnie nieprzygotowanych na tłumy, które codziennie przyjeżdżają je oglądać.
A jak wskazują eksperci podróże będą stawać się coraz bardziej powszechne. Przede wszystkim, dzięki rosnącym na całym świecie zarobkom, jak i dostępnością tanich lotów, budżetowych noclegów czy platform takich jak couchsurfing.
– Turystyka to siła napędowa dla świata. Tworzy miejsca pracy, rozkręca wzrost gospodarczy – przypomina Guevara. – Blisko miliard osób więcej będzie w tzw. klasie średniej do 2030 r., więc sektor podróży będzie się stale rozwijał – zapewnia.





