Czy to najgłupsi turyści świata? Trudno uwierzyć, że zrobili te rzeczy naprawdę
Nie ma tygodnia, żebyśmy nie dotarli do wiadomości na temat idiotycznego zachowania turystów. Najczęściej zagrażają tylko sobie, czasem także innym, a kiedy indziej po prostu zabytkom, które mają tysiące lat. Wpadają na „genialne” pomysły, niszczą przyrodę, architekturę, obrażają religie, kultury i innych ludzi.
I choć z każdą kolejną informacją zarzekam się, że w turystycznym świecie nie zdziwi mnie już nic, nagle odkrywam, że fantazja turystów nie zna granic. Zaledwie kilka dni temu Park Yellowstone po raz kolejny musiał oficjalnie przypomnieć ludziom, żeby zabierali do parku nie tylko selfie sticki, ale też… rozsądek.
Wszystko z powodu mężczyzny, który na środku drogi biegnącej przez park postanowił zmierzyć się z bizonem. Bynajmniej nie takim z monopolowego. Śmiały 55-latek wszedł pomiędzy zatrzymane na ulicy samochody, podszedł do wielkiego zwierzęcia, zaczął uderzać się w klatkę piersiową i krzyczeć. Tak rozwścieczył bizona, że ten postanowił go zaatakować. Mężczyznę udało się aresztować dopiero kilka godzin później.
Kiedyś, także w Yellowstone, turyści zabrali małego bizona do swojego samochodu, bo byli przekonani, że zwierzę… marznie.
Myślicie, że to był szczyt głupoty? Nic bardziej mylnego.
Zostawić po sobie pamiątkę
W 2015 roku włoska policja aresztowała dwie amerykańskie turystki, które postanowiły podpisać się na Koloseum. Swoje inicjały wydrapały na murach monetą i oczywiście nie omieszkały zrobić sobie jeszcze zdjęcia ze swoim artystycznym wyczynem. Za takie samo „dzieło” 42-letniego Rosjanina skazano na 20 tys. EUR grzywny i 4 miesiące więzienia w zawieszeniu.
Niespełna miesiąc temu na genialny pomysł upamiętnienia swojej wycieczki wpadli też kolejarze ze Słowacji. Po zdobyciu Rysów na jednej ze skał przytwierdzili metalową tabliczkę ze swoimi nazwiskami, nazwą firmy i datą. W zeszłym roku w Tatrach pojawiały się także inne – mniej zaplanowane podpisy. Jak chociażby napis „Iron Maiden dzidaztoporem 14.08.2017 (Jula)” na Bystrej albo słynne już „Magda i Tomek 12.08.2016” na szlaku do Jaskini Raptawickiej, za którym stała para poszukiwana przez całe rzesze internautów.
Za to w czerwcu 2017 roku chiński turysta postanowił wyładować swoją frustrację na stalagmicie, który powstawał przez tysiące lat. Do zdarzenia doszło w jaskini w prowincji Guizhou, a film z monitoringu szybko obiegł media społecznościowe.
Bez selfie nie ma wyjazdu
Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, dlaczego już ponad 1000 miejsc zakazuje używania selfie sticków bądź robienia sobie tego typu zdjęć, to wystarczy przypomnieć zaledwie kilka sytuacji.
Od marca 2014 zgłoszono minimum 127 zgonów, których bezpośrednią przyczyną było robienie sobie selfie. Aż 74 z nich miały miejsce w Indiach. A wypadki, które nie kończą się śmiercią, trudno zliczyć. Zarządcy parku, w którym znajdują się słynne Plitwickie Jeziora mieli już tak serdecznie dość, że także rozważali wprowadzenie zakazu. Dwa lata temu 20-letni Kanadyjczyk spadł z 70-metrowego wzniesienia, gdy wszedł na jego krawędź, by sfotografować się na tle kilku wodospadów. Z tego samego miejsca spadła też 54-latka ze Słowacji. O podobne apele pokusił się chociażby wspomniany już Park Yellowstone, ponieważ notorycznie ludzie próbowali mieć selfie z niedźwiedziem czy bizonem.
Ludzie spadają z klifów, gór, skał, mostów – a wszystko dla kilku „lajków” i dobrego ujęcia. W innym przypadku turystka robiąc sobie selfie zniszczyła kilka dzieł sztuki w galerii w Los Angeles. Proces robienia zdjęcia poza setkami odsłon na YT, przyniósł też 200 tys. USD kary.
Innym razem turyści doprowadzili do śmierci małego delfina, który nieopatrznie znalazł się w pobliżu jednej z popularnych hiszpańskich plaż. Tłum ludzi natychmiast postanowił zrobić sobie z nim zdjęcie, oczywiście nie szczędząc zwierzęciu dotykania, wyciągania z wody itd. Wystarczył kwadrans, by delfin nie mógł już zostać odratowany.
A to nie zawsze musi wiązać się bezpośrednio z selfie. Świetne zdjęcia chciała mieć bowiem też pewna rodzina, która w ubiegłym roku postanowiła włożyć swoje dziecko do 800-letniej trumny w muzeum Southend , a przy okazji… odłamali jej kawałek. Ale największy skandal i tak wywołała pewna matka w poznańskim zoo, która postanowiła zrobić synkowi zdjęcie za barierkami wybiegu dla tygrysów. Do zdjęcia dołączyła wiele mówiący komentarz: „”Nie można było tam wchodzić, ale nikt nas nie złapał. Ważne, że jest fotka z tygrysem”.
Głupich nie sieją
W 2014 roku w Peru ogromna grupa turystów postanowiła zorganizować sobie imprezę w Sacsayhuamán niedaleko Cuzco. Kompleks kamiennych murów, które wznieśli Inkowie ugościł 60 osób, ale policja nie miała już tyle wyrozumiałości. Tym bardziej, że poza alkoholem i narkotykami znaleziono przy nich puszki farby w sprayu, która dziwnym trafem przypominała taką, którą wcześniej niszczono okoliczne stanowiska archeologiczne.
W ubiegłym roku furorę robił też profil dwóch amerykańskich turystów, którzy dzielili się swoimi nagimi zdjęciami na tle przeróżnych atrakcji turystycznych. Gdy złapano ich podczas sesji fotograficznej w jednej z tajskich świątyń, zostali aresztowani przez policję. Teraz mają dożywotni zakaz wjazdu do kraju.
Z kolei dwa tygodnie temu dwóch Węgrów przyłapano na próbie kradzieży cegieł z krematorium w Auschwitz. Jak później tłumaczyli 30-latka i 36-latek, chcieli zabrać je „na pamiątkę”. Mało? W marcu tego roku 19-letni turysta z Izraela postanowił załatwić swoje potrzeby na schody tamtejszego pomnika ofiar.
W maju młodzi Brytyjczycy chcieli pod wpływem znacznej ilości alkoholu podpalić koledze… stopę. W efekcie użycia zapalniczki i dezodorantu zapalił się hotel, a z powodu pożaru trzeba było ewakuować 100 osób. Akcję wyceniono na 175 tys. GBP.
Trudno też zapomnieć o chyba najgłośniejszym wyczynie ubiegłego roku, czyli wrzuceniu drobnych do silnika samolotu „na szczęście”. Informacja, która bardziej przeraża niż śmieszy, brzmi jak żart, ale niestety wydarzyła się naprawdę. Na szczęście służby na lotnisku w Szanghaju zauważyły, co zrobiła 80-letnia pasażerka, a mechanicy odzyskali 9 monet.
Jak widać niektórym sytuacjom udaje się zapobiec, inne kończą się tragicznie. Jedne wpływają tylko na samych „geniuszy”, ale inne mają później drastyczne konsekwencje dla całej branży turystycznej. Ale czy to oznacza, że głupszych rzeczy nie da się zrobić? Coraz częściej zaczynam wątpić. Dziwi mnie jedynie, że za co drugim z takich przypadków stoi ten ktoś, do kogo durny turysta rzuca „ja nie dam rady?!” i trzyma mu piwo albo nagrywa zamiast przynajmniej pomartwić się o budżet, który pochłoną grzywny lub adwokat.
Ale jak to mówią – kto bogatemu zabroni. Zwłaszcza bogatemu w ułańską fantazję.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?