Najczęstsze błędy i wpadki Polaków na lotniskach i w samolotach. Skąd biorą się pomyłki?
Wbrew pozorom, przyczyną wcale nie jest alkohol, tylko… zwyczajny brak obycia. Niektóre z tych historii są tak fantastyczne, że aż można się zastanawiać czy są prawdziwe.. Na przykład historia pani Moniki, której koleżanka wzięła szybki kredyt, bo… nie doczytała regulaminu przewoźnika i nie miała wystarczającej kwoty na odprawę na lotnisku.
Na początku ustalmy jedną rzecz: pasażer z Polski nie jest w żaden sposób gorszy od innych narodowości. Owszem, czasem zdarzy mu się zakrzyknąć, że na pokładzie jest bomba albo tak spieszyć się do wyjścia z samolotu, że otworzy drzwi awaryjne, ale naprawdę nie mamy się czego wstydzić. Tym bardziej, jeśli pogada się ze stewardesami – wiele z nich twierdzi, że znacznie bardziej napastliwi, choćby pod względem czynienia im “awansów” są np. Włosi czy Hiszpanie.
Nie zmienia to jednak faktu, że często z powodu różnego rodzaju kuriozalnych wpadek jesteśmy bohaterami różnych historii: zabawnych, irytujących lub dramatycznych. I niestety, mamy do tego większe predyspozycje niż pasażerowie z Europy Zachodniej. I wbrew pozorom wcale nie chodzi tu alkohol, a najczęściej… po prostu o nieznajomość przepisów i reguł, jakimi rządzi się lotnisko czy dana linia lotnicza. To też nie jest zarzut, ale po prostu stwierdzenie faktów: choć w zeszłym roku przez polskie lotniska przewinęło się ponad 46 mln pasażerów (o 15 proc. więcej niż rok wcześniej), to wciąż każdego roku dla wielu pasażerów jest to pierwsza podróż lotnicza w życiu. I nie może to dziwić: ponad 60 proc. Polaków jeszcze nigdy w życiu nie leciała samolotem. Mamy więc każdego roku tabuny debiutantów, którzy nie zawsze wiedzą, jak się zachować, to zaś prowadzi do… różnych sytuacji.
Jakie więc są błędy i najdziwniejsze historie, jakie spotykają nas na lotniskach?

Najczęstsze problemy na lotnisku związane są z brakiem dokumentu tożsamości lub z jego ważnością. Piotr Adamczyk z lotniska w Katowicach przypomina historię, gdy jeden z pasażerów był bardzo zdziwiony, bo nie mógł nigdzie wylecieć… z samą kartą pojazdu. Z kolei inna pasażerka chciała wylecieć z… wypranym paszportem. Zapewniała jednak, że dokument praktycznie nie jest uszkodzony.
– Tylko zdjęcie przykleiło się do drugiej karteczki i został ze zdjęcia oderwany leciutko drugi policzek – miała się tłumaczyć kobieta.
To zaś oczywiście prowadzi do wprowadzania nerwowej atmosfery, tworzenia się kolejek i zdenerwowanych pasażerów.
W Wirtualnej Polsce czytamy historię pani Anastazji, która na co dzień mieszka w Polsce i choć nie ma naszego obywatelstwa, to posługuje się kartą stałego pobytu. Rok temu była na wakacjach w Izraelu – podczas odprawy wszystko poszło gładko, ale gdy stała już w kolejce do wejścia na pokład i poproszono ją o kartę pobytu, okazało się, że… nie może jej znaleźć.
W tym przypadku władze portu poszły kobiecie na rękę – opóźniono lot na 30 minut, a straż zaczęła szukać dokumentu w terminalu. Ostatecznie udało się zadzwonić do ambasady polskiej, gdzie sprawdzono czy kobieta może wrócić do kraju. Niestety, lot był z tego powodu opóźniony o ponad 1,5 godziny.
– Myślałam, że ludzie zabiją mnie wzrokiem, gdy wchodziłam do samolotu. Wszyscy siedzieli już w środku i czekali tylko na mnie – opisuje całą sytuację w artykule Wp.pl.

Spóźnieni na lot? I to aż o dobę
W katowickiej “Wyborczej” wśród największych problemów pasażerów wskazuje się też nadzwyczaj częste kłopoty ze zidentyfikowaniem daty i godziny… wylotu.
Jeśli lot jest przewidziany na godz. 2 w nocy w piątek, wiele osób zamiast przyjechać z czwartku na piątek na lotnisko, pojawia się z piątku na sobotę. I dopiero wtedy się orientują, że ich lot owszem odbył się, ale niemal dobę wcześniej.
Często zdarzają się też sprawy bardziej prozaiczne takie jak zapomnienie o odebraniu swojego bagażu. To wbrew pozorom poważne przewinienie, które może się skończyć w najlepszym razie mandatem w wysokości 500 PLN. Dlaczego? Kady pozostawiony luzem bagaż jest traktowany przez służby jako zagrożenie i poważne złamanie procedur bezpieczeństwa.
Katowice borykają się też z osobliwym kłopotem – co roku zdarza się bowiem, że ktoś zamiast na lotnisko w Pyrzowicach… przyjeżdża na lotnisko sportowe na Muchowcu i potem zdziwiony dzwonił na infolinię, że nigdzie nie widzi swojego samolotu.
Powód tego jest bardzo prozaiczny, a gubią się pasażerowie głównie spoza województwa śląskiego. Dlaczego? Lotnisko Muchowiec znajduje się bowiem przy ul. Lotnisko, a wiele osób wpisuje w GPS właśnie taki komunikat „lotnisko katowice”. Stąd wynika najwięcej pomyłek. Ludzie zwyczajnie nie zdają sobie sprawy z błędu, bo nie znają regionu – czytamy w katowickiej “Wyborczej”.
Inny problem wynika z braku znajomości regulaminów przewoźników.

Wzięła kredyt, żeby... wpuścili ją do samolotu
Znów Wirtualna Polska i tym razem historia pani Moniki, która razem z dwiema przyjaciółkami kupiła bilety lotnicze do Wenecji.
– Olka, która często podróżuje, uparła się, że pokaże nam, jak robić odprawę na lotnisku. To był mój drugi lot w życiu, więc nie protestowałam – opowiada 21-latka, która mimo złych przeżyć, zaufała przyjaciółce.
Gdy w końcu panie pojawiły się na lotnisku, by dokonać odprawy, zostały poinformowane, że jest już za późno na wygenerowanie karty w przeznaczonym na to terminie.
– Ale jeśli nadal chcemy to zrobić, to musimy zapłacić 720 PLN – relacjonuje.
Przyjaciółki zdębiały, ale w końcu jedna z nich wzięła sprawy w swoje ręce i… wzięła błyskawiczny kredyt przez telefon, aby opłacić koszty odprawy. W drodze powrotnej nauczone doświadczeniem kobiety odprawiły się już przez telefon, w pierwszym możliwym momencie.

A w samolocie?
Kiedy już uda się przebrnąć odprawę i znajdujemy się w samolocie, to chyba jest już z górki, prawda? Niestety, wierząc stewardesom, z którymi rozmawiał “Newsweek”, tu przed pasażerami, zwłaszcza tymi niedoświadczonymi stają problemy zupełnie innej maści. Jakie to kłopoty? Zaskakujące jest, że jedną z bardziej powszechnych pomyłek (i to nie tylko wśród rodaków, ale też innych narodowości), są kłopoty ze zlokalizowaniem drzwi do toalety – najczęściej pasażerowie wchodzą do pokładowej szafy na ubrania lub próbują swoich sił przy… drzwiach do kokpitu. Na szczęście prawie zawsze udaje się ich zatrzymać.
Jedną z największych wpadek początkujących pasażerów jest też… walka o półki bagażowe. Zasadniczo to temat-rzeka, choć dzisiaj, jeśli korzystamy głównie z Ryanaira i Wizz Aira, nie stanowi to dla nas problemu, bo od czasu zmian w polityce bagażowej na pokładzie mamy znacznie mniej bagaży podręcznych. Ale w innych liniach to już problem, a wielu pasażerów nie jest najwyraźniej w stanie uświadomić sobie, że obok fotela nie wykupili też przestrzeni nad swoją głową na osobiste rzeczy. Stąd częste awantury o to, gdzie to kładzie swoją walizkę czy plecak.
– W jednym z samolotów półkę bagażową nad trzema rzędami foteli zajmowała tratwa ratunkowa. Dodam, że jest ona bardzo ciężka i do jej wyjęcia potrzebne są trzy osoby. Widocznie musiała komuś przeszkadzać. W pewnym momencie personel zobaczył, że tratwa leży w przejściu. Do tej pory zastanawiam się jak to ktoś zrobił – relacjonuje w rozmowie z “Newsweekiem” jedna ze stewardes.
Jednak największa zmora stewardes (i znów – jest to cecha uniwersalna, a nie tylko pasażerów z Polski), to wstawanie i ruszanie w stronę drzwi wyjściowym, gdy tylko samolot dotknie kołami ziemi. To też cecha, która nie jest zależna od „doświadczeń” pasażera – robią tak zarówno początkujący jak i bardziej wytrwani podróżni.
– Jeszcze zanim samolot się zatrzyma, masz przed sobą tłum ludzi gotowych do wyjścia. To nic, że prosimy, aby usiedli i że kołowanie może potrwać nawet i 40 minut – mówi stewardesa,