więcej okazji z Fly4free.pl

Jak stracić w Polsce 150 tys. mil, czyli pilnuj swoich zdobyczy lotniczych. Złodzieje na nie czyhają

Smutny pasażer
Foto: Yakobchuk Viacheslav / Shutterstock

Wyobraź sobie, że tracisz kilka, kilkanaście tysięcy PLN. Rozpaczasz? Ależ skąd. W niektórych przypadkach nie będziesz nawet wiedzieć o tym, że coś straciłeś. Oto złodzieje mil lotniczych i ich eldorado.

Zgłosił się do mnie jeden z naszych czytelników. Pan Marek z Wrocławia (imię zmienione) padł ofiarą kradzieży. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż ukradzionym towarem były… mile lotnicze, które od kilku lat zbierał w programie lojalnościowym jednego z sojuszy lotniczych.

Sprawdzając przypadek pana Marka, wdepnąłem w szary świat. To miejsce, gdzie nie zaglądają postronni użytkownicy internetu. Nie mają o nim pojęcia podróżni, którzy pracowicie zbierają mile-nagrody za swoje przeloty. Nie dostaniemy się tam ot tak, bez żadnego problemu. Ale to właśnie tam handluje się towarem, który ma realną wartość. Twoimi milami lotniczymi.

Podstawy zabawy w mile

– Zebrałem tego sporo. Licząc na szybko, będzie z kilkaset tysięcy.
– Jeden przewoźnik, jeden program lojalnościowy?
– Mam mile w różnych systemach.
– Dużo latasz…
– To kwestia mojej pracy. Co kilka tygodni muszę być w Stanach Zjednoczonych, do tego loty do Indii, Chin, Australia trzy razy w roku.
– Ale pracujesz w Polsce?
– Tak, w jednej z korporacji, mającej swoją polską siedzibę w województwie dolnośląskim.
– Długo czasu zabrało Ci zebranie tylu mil?
– Około trzech lat.

Aby w pełni zrozumieć mechanizm kradzieży, zacznijmy od szczypty teorii.

Czym są mile lotnicze? W dużym skrócie: systemem lojalnościowym, który ma za zadanie przywiązać pasażera do danej linii lotniczej lub sojuszu, w którym dany przewoźnik jest obecny. Mechanizm jest prosty: za każdy odbyty lot, otrzymujemy specjalną „nagrodę”. Są nią mile.

Jaki jest mechanizm naliczania mil? Kiedyś wyglądało to w miarę prosto: za każdą „wylataną” w trakcie podróży samolotem milę (realną), otrzymywaliśmy milę-nagrodę. Nasz bezpośredni lot z Warszawy do Los Angeles to trasa licząca 6016 mil? Dokładnie tyle mil-punktów trafiało na nasze konto w systemie lojalnościowym przewoźnika.

Wielkość nagrody zależała od… naszego biletu. Zakup biletu (i późniejszy lot) w klasie biznes lub w klasie pierwszej skutkował przyznaniem znacznie większej ilości mil, niż wynikałoby to z przelecianej trasy – stosowało się specjalny mnożnik, który zwielokrotniał naszą zdobycz. Kupiliśmy bilet na trasę liczącą 5000 mil lotniczych w biznes klasie, gdzie ów mnożnik wynosił 250 proc.? Otrzymywaliśmy nagrodę w wysokości nie 5000 mil, lecz 12500 mil.

Dodatkowo, otrzymane mile zależały od posiadanego statusu w danej linii/programie. Pasażerowie, którzy korzystają często z usług konkretnego przewoźnika (i mają status „gold”, „elite”, „senator” – tutaj określeń jest wiele), mogli liczyć na korzystniejszy przelicznik.

Program lojalnościowy Flying Blue
Foto: The Travelers Club / Boarding Area

Aktualnie w większości programów milowych powoli odchodzi się od takiego prostego systemu. Coraz częściej mile nie są naliczane na podstawie przebytego dystansu, lecz opłaconych taryf. Co za tym idzie, linie lotnicze dążą do tego, aby nagradzać tych klientów, którzy wydają w ciągu roku sporą kwotę na bilety lotnicze – kosztem tych, którzy może i często latają, ale ich bilety reprezentują najtańsze, „śmieciowe” taryfy.

Mile zdobywać można również poprzez… zakupy.  Przykład: jeżeli posiadamy kartę kredytową, która jest wydana przez bank (współpracujący z daną linią lotniczą lub sojuszem), to za każde zakupy, które opłacimy taką kartą, otrzymamy mile. To wolny – lecz skuteczny – sposób na „ciułanie” mil.

Mile to pieniądze

– Korzystałeś z tych zgromadzonych mil?
– Tak, czasami je wykorzystywałem, nie trzymałem ich na kupce tylko po to, aby móc sobie oglądać stan konta.
– Na co wydawałeś mile?
– Na podwyższenie klasy lotu, na dodatkowy bilet dla mojej żony, gdy lecieliśmy do Stanów.
– Coś jeszcze?
– Kupiłem kiedyś fajny zegarek. I jakieś inne drobiazgi.

Co zrobić z milami? Cóż, tutaj dużo zależy od danego programu. Najprościej (i tak naprawdę to od zawsze była główna wisienka na torcie, związana ze zbieraniem mil) wydać je na… inny bilet. Zobrazuję to może na konkretnym, swoim przykładzie.

Powiedzmy, że potrzebuję dostać się z Paryża do Marsylii, 8 stycznia 2019 r. Bilet na to połączenie kosztuje ok. 100 EUR w jedną stronę. Ale ponieważ posiadam mile-nagrody w systemie lojalnościowym linii Air France-KLM, loguję się na swoje konto – i widzę, że ten sam bilet mogę kupić znacznie taniej, „opłacając” część kosztów zdobytymi milami.

W tym konkretnym przypadku, za bilet zapłacę 3600 mil (które zostaną odjęte z mojego konta) oraz 31,57 EUR dopłaty – najczęściej są to podatki i opłaty dodatkowe.

Nic nie stoi na przeszkodzie, abym za zdobyte mile kupił bilet także dla innej osoby: żony/męża, kolegi, kogoś znajomego. Jeżeli tylko mój stan konta milowego mi na to pozwala, po prostu loguję się, szukam biletu który mnie interesuje – i dokonuję „zakupu”.

Flying Blue
Foto: Paweł Kunz, Fly4free.pl / Flying Blue

Dzięki zdobytym milom (i niskim dopłatom) możliwe są naprawdę fascynujące podróże. Do rzadkości nie należą oferty, gdzie podróż w jedną stronę z Europy do Ameryki Południowej (na przykład do Gujany Francuskiej) lub na Karaiby kosztuje kilkanaście tysięcy mil plus kilkadziesiąt EUR dopłaty.

Innym sposobem na wydawanie mil jest podwyższenie standardu podróży. Zamiast lecieć w klasie ekonomicznej, „kupujemy” sobie fotel w klasie biznes… lub wręcz w pierwszej klasie. I cieszymy się podróżą w luksusowych warunkach, która – patrząc w cennik – kosztuje ogromne kwoty.

Po co mi mile?

Za zdobyte mile możemy również dokonywać przeróżnych zakupów: od elektroniki użytkowej, poprzez perfumy, biżuterię, skończywszy na bagażu podróżnym, książkach, muzyce czy nawet wycieczkach.

Co ważne, część korporacji i sklepów uczestniczy w programach partnerskich, oferując osobom kupującym „za mile” specjalne bezimienne karty upominkowe lub atrakcyjne rabaty. Niekiedy sami przewoźnicy ogłaszają akcję promocyjną, w ramach której można kupić „pakiety mil” za mniejszą niż zazwyczaj cenę.

I jeszcze jedna ważna kwestia: mile najczęściej można również transferować. Mówiąc wprost: jeżeli chcę przekazać część (lub całość) moich mil dla innej osoby, to mogę to zrobić. Zdobyte mile wędrują wtedy z jednego konta na drugie. Część z programów lojalnościowych (Miles & More, Flying Blue itd.) pobiera za to opłatę, bezpośrednio związaną z ilością transferowanych mil – co w pewnych przypadkach czyni całą operację średnio opłacalną.

Tyle podstaw. Czas na „mięso”.

Promocja na Aviosy
Foto: Iberia / British Airways

Kradzież

– Kiedy się zorientowałeś, że zostałeś okradziony?
– W wakacje. Ostatnio miałem mały przestój w pracy, nigdzie nie latałem i nie zaglądałem na konta. Zastanawiałem się nad przelotem początkiem 2019 r. do Azji, i zalogowałem się na moje konto. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że moje mile… wyparowały.
– Co oznacza „wyparowały”?
– Nie było ich. Mój status milowy wynosił zero. A jeszcze kilka miesięcy temu w tym konkretnym systemie lojalnościowym miałem ponad 150 tys. uzbieranych mil.
– Co zrobiłeś?
– Zacząłem ekspresowe śledztwo.

Jak można stracić mile? Możliwości jest wiele. To wręcz zadziwiające, jak małą posiadamy świadomość na temat tego, że mile przedstawiają realną wartość finansową. To nie tylko suchy zapis cyferek w komputerze – ale realny produkt, który może być dużo wart…

I o ile w przypadku naszego portfela, kart kredytowych czy konta bankowego zachowujemy dalece posuniętą ostrożność (wieloznakowe hasła, tokeny, dodatkowe uwierzytelnianie, potwierdzanie transakcji SMSem), o tyle w przypadku kont lojalnościowych w liniach lotniczych często panuje „wolna amerykanka”.

Dość powiedzieć, że do niedawna w jednym z największych tego typu programów, do zalogowania potrzebny był login (którym mógł być również numer karty członkowskiej) oraz czterocyfrowy kod. To tyle.

Dla złodziei to raj. Mogą uzyskać te dane na wiele sposobów: na przykład włamując się do skrzynki pocztowej lub wysyłając link do specjalnie spreparowanej strony, która wyłudzi hasło. Niekiedy beztrosko dzielimy się większością niezbędnych danych (na przykład zdjęciem karty lojalnościowej) w mediach społecznościowych. Sposobów na nieautoryzowane dostanie się do naszego konta jest wiele.

Problemom sprzyja jeden istotny fakt. W odróżnieniu od naszego konta bankowego, na które logujemy się bardzo często i dość dokładnie wiemy, jaki jest nasz aktualny stan zapasów gotówki – na konto w lotniczych systemach lojalnościowych, takich jak Flying Blue czy Miles & More zaglądamy okazjonalnie. Niekiedy raz na kilka miesięcy, czasami nawet rzadziej. I ewentualne nieprawidłowości możemy dostrzec dopiero po dłuższym czasie.

Co dalej? Cóż, jeżeli konto milowe zostało przejęte przez osoby nieupoważnione, pozostaje nam… modlić się o to, aby nasze mile nie wyparowały. Dokładnie tak, jak naszemu czytelnikowi.

AAdvantage
Foto: runningwithmiles.boardingarea.com

Mechanizm przekrętu

– Doszedłeś do tego, jak to się stało?
– Tak, chociaż trochę czasu mi to zajęło. Pomógł mi dział wsparcia. Moje mile zostały wytransferowane na inne konto, z którego dokonano zakupu biletu na pierwszą klasę, na lot w Azji. Plus pobyt w jednym z drogich hoteli. Ktoś sobie zrobił po prostu wycieczkę. Albo przehandlował moje mile.
– Ale przecież zakup biletu dla innej osoby to mnóstwo śladów. Jest nazwisko, imię, inne dane osobowe, adres…
– Podobno konto było założone na fałszywe dokumenty. Mówiąc wprost, było przygotowane do przyjęcia mil i wydania ich.
– Ktoś próbował udzielić Ci pomocy w tej sprawie?
– Próbowałem, szukałem, wysyłałem maile. Niestety, przedstawiciele programu lojalnościowego na początku rozłożyli ręce. Twierdzili, że transfer mil był w pełni legalny i zautoryzowany przeze mnie.
– Ale Ty nic nie zrobiłeś?
– Kur*a, nie miałem nawet pojęcia, że ktoś majstruje przy moim koncie milowym.
– Jaki jest finał całej sprawy?
– Nie ma finału. Wciąż koresponduję z przedstawicielami programu lojalnościowego, próbuję ich przekonać, że padłem ofiarą złodziei – i chciałbym, aby moje mile wróciły na konto. Pracowałem na nie dobrych kilka lat.

Jestem poruszony rozmową z panem Markiem. Postanowiłem nieco „pochodzić” przy temacie.

Dwa tygodnie później dysponowałem wiedzą, którą niekoniecznie chciałbym pozyskać. „Lewe” mile to chodliwy towar, którym się handluje niczym pietruszką na bazarze. Z tą istotną różnicą, że tutaj bazar jest… w internecie. W darknecie.

* * *

W specjalnych miejscach sieci (duża część z nich ma w adresie angielskie słówko, oznaczające cebulę) bez trudu odnajduję sprzedawców, którzy oferują do sprzedaży zarówno mile, jak i całe konta w systemach nagród lotniczych. Obowiązuje pełna anonimowość. Za kupione mile – nie wnikasz w to, czy pochodzą z kradzieży, czy ktoś po prostu chce się pozbyć swoich mil – płacisz w kryptowalutach: ethereum, bitcoin itd.

Ceny zależą od tego, jak wiele mil w pakiecie chcesz kupić, czy transakcja ma polegać na zakupie konkretnego biletu, transferze mil czy przekazaniu loginu i hasła do konta, na którym są zgromadzone mile.

100 tys. mil w programie Miles & More można kupić za równowartość 2-3 tys. PLN. Można taniej (choć ciężko), można drożej – tutaj jak zwykle, popyt i podaż generują rynek.

Anonimowość w sieci
Foto: Sharaf Maksumov / Shutterstock

W cenie są konta, które są „czyste”. Oznacza to, że ruch na nim nie budzi jakichkolwiek podejrzeń ze strony zarządzających programem lojalnościowym, jak i właściciela konta. To ciągła walka dobra ze złem: jeżeli linia lotnicza zorientuje się, że dane konto zostało zhakowane lub przejęte w sposób nieautoryzowany, potrafi je oznaczyć lub po prostu zablokować.

W teorii mogą nawet anulować rezerwację na lot, który został kupiony za mile pochodzące z nielegalnego konta. Ale w większości przypadków to (tylko) teoria.

* * *

– Nie ma przypału. Żadnego. Czyste konto, mile wytransferowane, twój wybór czy chcesz kupić tylko część z mil, czy całość.
– Ile jest na koncie?
– Jakieś 300 tys. mil. Jak kupisz całość, zejdę z ceny.

Takich rozmów przeprowadziłem kilka. Łączy je jedno: za stosunkowo niewielkie kwoty (w stosunku do ich wartości i tego, jak mógłbym je wykorzystać) mogę wejść w posiadanie mil lotniczych w wielu programach. Nie tylko tych popularnych w Polsce – tutaj rządzi Miles & More – ale również amerykańskich.

Trafiam również na „sprytnych” sprzedawców, którzy na pozór oferują legalny towar. Ogłoszenia w stylu:

– Mogę kupić dla Ciebie bilet na lot linią lotniczą zrzeszoną w sojuszu Star Alliance. Bilet na połączenia w Europie, klasa economy i biznes, bardzo atrakcyjna cena!

Wersje łagodne to: „szukam przyjaciela, któremu zabookuję bilet”. Przyjaciela, który zapłaci. I nie będzie pytać, skąd te mile się wzięły.

* * *

Linie lotnicze walczą z takimi procederami. W teorii zakazane jest sprzedawanie biletów za punkty – osoba, która próbuje to robić, może mieć zablokowane konto lub być wręcz wykluczona z całego programu. Ale zakazany owoc kusi.

Docieram do krakowskiego menedżera, który opowiada historię ze swojego podwórka.

– U nas akcja wyglądała jeszcze inaczej. Mile znikały w dziale odpowiedzialnym m.in. za zakupy biletów dla pracowników. Ponieważ jesteśmy polskim oddziałem naprawdę dużej światowej korporacji, tych zakupów jest bardzo dużo. Kiedyś mogliśmy nawet sami (na stopniu menedżerskim) kupować bilety do danego pułapu, dając potem znać odpowiedniemu działowi w kwestii rozliczeń. Potem zostało to scentralizowane.

Wszystko wysypało się przy audycie. Okazało się, że obrotna pani regularnie czyściła niektóre z kont, transferując mile na swoje prywatne konto. Latała potem po świecie za te mile, robiła zakupy, generalnie używała sobie. Była na tyle mądra, że nie czyściła kont do zera, tylko „jadła małą łyżeczką”. Jeżeli na koncie było 280 tys. mil, transferowała tylko ów ogonek, zostawiając 200 tys. Nikt jej nie sprawdzał, to była zaufana osoba, pracująca w naszym polskim oddziale praktycznie od samego początku.

Miles And More
Foto: Luxair.lu

Cukierki? Bardzo specyficzne

Ale nie tylko kradzionymi milami handluje się w internecie. Przy odrobinie dobrej woli, nawet na ogólnodostępnych stronach, serwisach aukcyjnych, forach podróżniczych – można znaleźć oferty „sprzedaży cukierków”.

– Na ch*j mi cukierki, potrzebuję mil lotniczych – wykrzyknie sfrustrowany poszukiwacz mil.

Cóż, cukierki niejedno mają miano. Są i takie specyficzne. Kolorowe draże, w kształcie guzików, produkowane przez firmę Mars. Wiecie, każdy ma wydrukowaną małą literkę „M” na jednej stronie.

Pięć tysięcy cukierków. Cukierków M&M’s. Raz jeszcze: M&M’s… i… program lojalnościowy Miles & More, do którego należy m.in. PLL LOT. Wszystko jasne, nieprawdaż?

* * *

Skąd takie oferty? Cóż, są ludzie, którzy otrzymują mile lotnicze w sposób bezkosztowy, bezpłatny. Jeden z moich znajomych pracuje w firmie, która wysyła go 6 razy w roku do Stanów Zjednoczonych. Za każdym razem leci klasą biznes, bilet wyszukuje i kupuje samodzielnie, przedstawiając fakturę swojemu pracodawcy, który ją reguluje.

Mile lotnicze (w tym przypadku jest ich sporo, bo za klasę biznes mnożnik jest znacznie lepszy, niż za zwykłą klasę ekonomiczną) trafiają na jego prywatne konto. Pracodawca nie ingeruje w to – dla niego ważny jest efekt jego pracy i to, że mimo kosztów takich biletów (są znacznie droższe niż na klasę ekonomiczną), mój przyjaciel po locie przez Atlantyk jest w stanie od razu z lotniska pojechać do hotelu, wziąć prysznic i jechać na meeting.

Tu w grę wchodzi wygoda przelotu, możliwość spania na rozłożonym fotelu, zupełnie inna jakość obsługi. Przy locie klasą ekonomiczną na długich dystansach, po przylocie do miejsca docelowego jesteśmy dość mocno „zmięci”…

Skąd więc sprzedaż i szukanie „kupca na cukierki”? Ponieważ mil jest tyle, że mój znajomy nie jest w stanie zużyć ich samodzielnie. A jak mają się przeterminować i stracić swoją ważność – to lepiej je sprzedać.

Konto lojalnościowe w Flying Blue
Foto: Nada Sertic / Shutterstock

Profilaktyka

Jak się bronić przed takimi akcjami? Najprościej: sprawdzać regularnie swoje konto w programach lojalnościowych. I w przypadku jakiejkolwiek transakcji, która budzi podejrzenia – od razu reagować, kontaktując się z działem wsparcia.

Problem nie jest urojony, może dotknąć każdego z nas, często latających (i posiadających mile lotnicze). Historia jednego z naszych forumowiczów Fly4free. Świeża, bo sprzed 11 dni:

– Podczas sprawdzania stanu konta odkryłem nietypową transakcję [zakup karty podarunkowej Miles&More Giftcards za 29700 mil – przyp. red.]. Oczywiście nie ja to zlecałem. Poza powyższą ciekawostką, zmieniony został mój adres zamieszkania (na chorwacki) oraz adres email (na jakiś bzdurny). Hotline potwierdził, że konto zostało zhakowane (niby mają zwrócić punkty na konto).

* * *

Pilnujmy swoich mil. One nie są tylko sentymentalną pamiątką po odbytych lotach. To realna waluta, którą możemy w dobry sposób spożytkować.

Szkoda oddawać ją w ręce osób nieuprawnionych.

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Avatar użytkownika
Hm, to mi przypomina historię, jak ktoś mi kiedyś przez internet opierdzielił kartę kredytową. Naiwnie myślałem, że skoro ktoś kupił za to bilety EasyJeta czy jakieś inne dobra przez czeski Slevomat, to wystarczy delikwenta wyciągnąć z samolotu. Nic bardziej błędnego, śledztwo wyglądało mniej więcej jak na filmach a la Smarzowski, a długie próby przekonania policjanta, że EasyJest to naprawdę linia lotnicza, a Slevomat to nie żaden bankomat musiałem odłożyć do przyszłego życia. Na szczęście chronią nas przepisy - bank musi oddać kasę, jeśli oświadczymy, że to nie nasze transakcje, a on pokrywa to z ubezpieczenia. I nikt nie ma potrzeby ścigać złodzieja, bo przecież wszyscy są szczęśliwi, no może poza tym, że banki wliczają sobie potem składki ubezpieczeniowe w ceny usług.
obibok, 16 października 2018, 21:22 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »