To fotel lotniczy czy narzędzie tortur? Miejsca „stojące” tak niewygodne, że nie chce ich nawet Ryanair
Fotele “półstojące”, które były marzeniami wielu prezesów linii lotniczych, w końcu doczekały się gotowych prototypów. Tyle tylko, że… jednak nikt ich nie chce. A mają naprawdę spory potencjał biznesowy – według relacji testerów są tak niewygodne, że podczas podróży będziesz marzyć za podróż w wyższej klasie. Chociaż z drugiej strony… czego się nie robi dla taniego lotu?
– Może pan na chwilę spojrzeć? – pytam na sam koniec wywiadu Michaela O’Leary’ego i pokazuję mu zdjęcie na moim laptopie.
Przedstawia najnowszą wersję SkyRidera, czyli… fotel lotniczy, który jest najbliższy miejscu stojącemu. Mam wielką nadzieję, że szef Ryanaira doceni ten pomysł – w końcu sam w 2010 roku rzucił pomysł, by w samolotach jego linii było 10 rzędów miejsc stojących. Pewnie, niewygodnych jak cholera, ale z bardzo tanimi biletami, które miałyby według niego kosztować od 4 do 8 GBP, więc chętnych z pewnością by nie zabrakło. Swoją drogą, w tym samym czasie O’Leary chciał też wprowadzić płatne toalety w samolotach.
Niestety, jego reakcja na projekt półsiedzącego fotela nie jest entuzjastyczna.
– To byłoby ogromne wyzwanie dla jakiejkolwiek linii, aby zainstalować takie fotele w swoich samolotach. Do tego dochodzą zagrożenia dla zdrowia takich pasażerów, związane np. z trudnym, awaryjnym lądowaniem albo poważnymi turbulencjami… – mówi O’Leary.
– Ale za to w samolocie da się upchnąć więcej pasażerów… – próbuję.
– Dlatego już wkrótce dostaniemy MAX-y 200, które zabiorą na pokład o 9 pasażerów więcej niż nasze obecne maszyny. A te fotele? Wątpię, aby któraś linia się na nie zdecydowała – nie daje się podpuścić szef Ryanaira.
Mimo to SkyRider wciąż próbuje – podczas zakończonych niedawno targów Aircraft Interior Expo w Hamburgu zaprezentowano już trzecią, udoskonaloną wersję samolotowych foteli półstojących.

Włoski producent Aviointeriors twierdzi, że siedziska można spokojnie zainstalować w każdym popularnym samolocie – od Airbusa A320 czy 321 po Boeinga 737. Jego zaletami są waga (waży o połowę mniej niż standardowy fotel w klasie ekonomicznej), a także wymiary – docelowo można dzięki tym siedziskom upchnąć nawet o 20 procent więcej pasażerów niż przy standardowych fotelach.
Więcej o samym projekcie miejsc stojących przeczytacie TUTAJ.
Ale o komforcie nie ma mowy – miejsce na nogi, czyli odległość między rzędami będzie wynosiła ledwie… 23 cale.To nieco ponad 58 centymetrów. Dla porównania – wśród tanich linii lotniczych obecnie panującą „średnią” dotyczącą leg roomu jest 29 cali, czyli 73,66 cm.
I wydaje się, że to jest główny problem, który zniechęca przewoźników.

Jak się siedzi? Przez kilka minut może być, ale potem...
Testowe doświadczenia pasażerów są takie, jakich można oczekiwać – trudno o zachwyty.
“Ten fotel nie jest aż tak niekomfortowy, jak mogłoby się wydawać. Ale nie miałam żadnych oczekiwań, więc to nie mówi dużo. Siedzenie na tym fotelu przypomina trochę rowerowe siodełko – przez chwilę jest w porządku, ale wytrzymałam na nim tylko kilka minut i nie wyobrażam sobie, żebym usiedziała w takim fotelu dłużej. Siedzenie nie jest też dostosowane do każdego typu ciała pasażera – a właściwie do żadnego. Czy jesteś wysoki czy niski, bardzo szybko pojawi się dyskomfort” – relacjonuje dziennikarka CNN.
Częściowo zgadza się z nią sam projektant.
– Myślę, że jeśli chcesz zaoszczędzić pieniądze, to w niezbyt komfortowej pozycji, ale wytrzymasz na takim siedzeniu lot trwający do 3 godzin. Natomiast nie jestem przekonany, by ktokolwiek był w stanie wytrzymać na tym fotelu trwający 8-10 godzin lot międzykontynentalny – mówi Gaetano Perugini.
Dodaje, że firma otrzymuje sporo zapytań, ale nikt nie zdecydował się jeszcze na złożenie zamówienia.
A Wy jak myślicie – czy takie fotele mogłyby się przyjąć? I czy wytrzymalibyście kilka godzin w niewygodnej pozycji, gdyby lot miał kosztować Was grosze?