Fly4free.pl

Wkrótce będą tu tłumy! Dojazd z dużego hubu za mniej niż 10 zł, obiad za 7. A wszystko w mieście z listy UNESCO

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne
Setki lat niezwykłej historii, niepowtarzalne bogactwo kultury, smaków i aromatów oraz trwający cały rok wysoki sezon. Dodajcie do tego tani dojazd z Kuala Lumpur lub Singapuru i już zrozumiecie, dlaczego w czasie kolejnej podróży do Azji koniecznie powinniście odwiedzić Malakkę.

Istnieją takie miejsca na podróżniczej mapie świata, do których z jakiegoś dziwnego względu trudno dotrzeć. Nie chodzi mi tutaj wcale o geograficzną odległość, problemy w uzyskaniu wizy lub inne komplikacje. Po prostu czasami nie jest nam z nimi po drodze. Tak było w moim przypadku z Malakką – miastem, które być może leży nieco na uboczu, ale w Azji nie jest przecież żadnym „końcem świata”.

Nasłuchałem się o niej od znajomych, kolegów z pracy, napotkanych podróżników – wszyscy zgodnie wyrażali zdziwienie (JESZCZE tam nie byłeś?!) oraz pewność, że powinienem tam pojechać. Nie wzbraniałem się przed tym – po prostu zawsze brakowało czasu, nie było dostatecznie blisko lotniska lub pojawiała się inna wymówka.

Mając do dyspozycji kilka dni w Malezji oraz brak innych planów postanowiłem, że to idealny moment, by na własną rękę sprawdzić, o co chodzi z tą Malakką. I powiem wam że wszystko, co wcześniej o niej słyszeliście jest prawdą – to miejsce, które każdy podróżnik powinien odwiedzić choć raz w życiu!

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Malakka to najstarsze malezyjskie miasto, założone pod koniec XIV w. i położone nad cieśniną o tej samej nazwie. Osada szybko stała się ważnym węzłem komunikacyjnym i portem handlowym, przyciągając uwagę kupców z południowej Azji, Chin, Bliskiego Wschodu oraz dominujących w XV w. na okolicznych morzach Portugalczyków. Przez kolejne kilkaset lat kilkukrotnie będzie ona przechodzić z rąk do rąk, a burzliwa historia miejsca doświadczonego licznymi zmianami władzy zdaje się przypominać błędne koło oraz długie pasmo nieporozumień.

Przybysze z Europy, pragnąc zdominować handel w regionie podbili miasto, ustanawiając tam swoją główną siedzibę w tej części Azji. Na gruzach zniszczonego pałacu sułtańskiego osadnicy z Portugalii zbudowali górującą nad miastem fortecę (A Famosa) oraz kościół. Pomogła ona przetrwać liczne najazdy okolicznych sułtanatów: Acehu oraz Johoru, nie zapobiegła jednak utraty władzy przez Królestwo Portugalii. Wraz z upływem lat oraz pojawieniem się nowych mocarstw kolonialnych, portugalskie wpływy w regionie słabły, a Malakka w XVII wieku dostaje się pod władanie Holendrów. Zniszczone w wyniku walk miasto otrzymuje nowe oblicze: koryto rzeki zostaje uregulowane w charakterystyczny dla osadników z Niderlandów sposób, powstaje Stadthuys – czyli miejski ratusz, a zbudowany przez Portugalczyków kościół pod wezwaniem św. Pawła przemianowany zostaje na… protestancką świątynię. Miasto rośnie w siłę jako potężny gracz na handlowej mapie Azji, stanowiąc jeden z najcenniejszych nabytków Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Napięcia, które w czasie wojen napoleońskich przetaczają się przez Europę nie pozostają bez wpływu na kolonie. Pod koniec XIX w. Malakka „tymczasowo” zostaje przekazana pod zarząd Wielkiej Brytanii, aby uniemożliwić przejęcie jej przez Francję. Lokalne interesy ewidentnie przysłoniły Brytyjczykom szerszą perspektywę oraz długofalowe planowanie. Wiedząc, że położone nad cieśniną miasto rywalizuje z rosnącymi regionalnymi potęgami zjednoczonymi pod flagą Union Jack – Singapurem oraz Georgetown, Anglicy decydują się na prewencyjne zniszczenie fortyfikacji obronnych Malakki, by osłabić ją przed „zwrotem” Holendrom.

Miasto rzeczywiście na krótko wraca pod holenderskie panowanie, jednak ci całkowicie tracą nim zainteresowanie, intensywnie rozbudowując swoją nową kolonialną stolicę, czyli Batawię (dzisiejszą Dżakartę). Po kilku latach na mocy umowy o wymianie terytoriów w koloniach, o ironio wraca ona pod władzę Brytyjczyków, którzy wcześniej doprowadzili ją do ruiny. Aż chciałoby się przy tym wszystkim zakrzyknąć: „i po co to wszystko było”? Malakka pod panowaniem królowej Wiktorii nie jest już jednak marginalizowana i przeżywa intensywny rozwój w XIX w., a w mieście pojawia się mnóstwo nowych akcentów świadczących o brytyjskiej dominacji w okolicy. Ich panowanie potrwa (z przerwą na japońską okupację w czasie II wojny światowej) aż do odzyskania przez Malezję niepodległości w 1957 r. Przez cały ten okres do miasta napływali przybysze z Chin, Indii, Europy oraz pozostałych części Półwyspu Malajskiego, tworząc niepowtarzalną kulturową mozaikę, która dziś stanowi o wyjątkowości oraz niepowtarzalnym charakterze Malakki. Przekonajcie się zatem, co koniecznie powinniście zwiedzić w czasie waszej wizyty, by spróbować „dotknąć” i poczuć setki lat niezwykłej historii!

Foto: Rafał Waso / archiwum prywatne

Plac Holenderski

Ze względu na swoją kolorystykę niefortunnie nazywany również „czerwonym”. To właśnie tutaj prawdopodobnie rozpoczniecie zwiedzanie miasta. Na nim znajdują się najważniejsze zabytki centrum, czyli Stadthuys (ratusz miejski), anglikański kościół, wieża zegarowa oraz fontanna królowej Wiktorii. Wraz z górującą nad placem portugalską fortecą A Famosa, miejsce to jak w soczewce skupia kolonialną przeszłość oraz wielokulturowość miasta.

Na terenie placu nie mogło zabraknąć oczywiście „typowych” atrakcji dla turystów, czyli wielkiego napisu „I love Melaka”, kolorowych (i głośnych!) riksz, sprzedawców pamiątek oraz wszelkiego rodzaju grajków i artystów. W bezpośredniej okolicy znajdziecie również kilka muzeów: architektury, demokracji, Islamu, Muzeum Ludowe oraz Pałac Sułtana.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

A Famosa

Kolejne warte odwiedzenia miejsce to znajdująca się na wzgórzu, wzniesiona przez Portugalczyków, udoskonalona przez Holendrów, a następnie zniszczona przez Brytyjczyków warownia. Do dziś zachowała się tylko brama, część fortyfikacji oraz ruiny zlokalizowanego na szczycie kościoła św. Pawła (to najstarsza chrześcijańska świątynia w Azji). Po konwersji przez Holendrów na protestancką świątynię (a jakże…) służył również jako mauzoleum dla lokalnych notabli.

Zatłoczone, pełne turystów za dnia miejsce oferuje zaskakującą ciszę wieczorem oraz nocą. Właśnie tak, bramy nie są zamykane po zmierzchu, a wstęp na teren zabytku jest bezpłatny, zatem bez żadnych ograniczeń możecie zwiedzać je przez całą dobę. Warto zatem wybrać się tam dwukrotnie, by porównać, jak prezentuje się ono, gdy w pobliżu nie ma „żywej duszy”. Mnie przypominało ono Klasztor Karmelitów w Lizbonie – być może ze względu na brak dachu oraz spokój tego miejsca.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Rzeka Malakka

Życie miasta od setek lat koncentruje się wokół rzeki. Holendrzy uporządkowali jej koryto, nadając współczesny kształt, który miejscami przypomina niderlandzkie kanały. W przeszłości rzeka pomagała w funkcjonowaniu portu, wpuszczając bezpośrednio do miasta statki handlowe, dziś natomiast jest doskonałym terenem rekreacyjnym.

Na nabrzeżu znajdziecie mnóstwo klimatycznych restauracji i kawiarenek, teren jest też świetnie przystosowany do spacerowania! Rzekę przecina kilka mostów dla poruszających się pieszo, zatem nie będzie problemu z odwiedzeniem atrakcji po obu jej stronach. Kontynuując spacer na północ dotrzecie do Kampung Morten – tradycyjnej malajskiej wioski, dziś pochłoniętej przez nowoczesną metropolię. Zajrzyjcie tam koniecznie do mini muzeum znajdującego się wewnątrz Villi Sentosa (wstęp bezpłatny, wewnątrz znajduje się puszka z datkami na utrzymanie miejsca).

Możecie oczywiście zdecydować się na rejs turystyczną barką, by zobaczyć również, jak oblicze miasta prezentuje się z perspektywy wody. Przy odrobinie szczęścia w okolicach rzeki natraficie na jednego z waranów paskowatych – te niegroźne, wielkie jaszczury robią wrażenie, zwłaszcza obserwowane w bezpośrednim sąsiedztwie ludzkich osad.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Sztuka uliczna

Ulice licznych azjatyckich miast przypominają prawdziwe dzieła sztuki. Georgetown, Yogyakarta i pewnie wiele innych mogą poszczycić się kolorowymi pracami lokalnych artystów. Nie inaczej jest w przypadku Malakki – kolorowe malunki zdobią zarówno zabytkową starówkę miasta wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO, jak i dodają życia szarym zakątkom poza centrum. Większość obrazów nawiązuje do historii miasta i jego wielokulturowego dziedzictwa, jak również codziennego życia mieszkańców.

Gdzie szukać murali? Najbardziej znane znajdziecie w okolicach muzeum My Kiehl’s, w okolicy Jalan Kampung Kuli oraz nad rzeką. Pozostałe rozsiane są po najmniej spodziewanych, zaskakujących zaułkach miasta, a ich poszukiwanie stanowić będzie dobrą rozrywkę oraz okazję na odkrycie innych ciekawych miejsc poza utartym szlakiem.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Wielokulturowość

Strategiczne położenie, handel oraz polityka lokalnych władz sprawiły, że Malakka od setek lat była wyjątkowo atrakcyjnym celem migracji. Miasto zamieszkiwały liczne nacje, a przybysze z Chin, Indii, innych zakątków Azji oraz Europy zjeżdżali się tam od stuleci. Ma to swoje odbicie w architekturze, kuchni oraz strukturze społecznej.

Świetnym przykładem pokojowego współistnienia przedstawicieli odmiennych kultur może być ulica Jalan Tukang Besi, na której znajdziecie trzy ważne świątynie w centrum miasta: tradycyjną hinduską, chińską oraz meczet. A w ich okolicach oczywiście prowadzone niekiedy od pokoleń, tradycyjne małe sklepiki, lokalne restauracyjki oraz charakterystyczne dla członków danej społeczności domy.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Portugalska osada, Chinatown, Little India

Przykłady obecności przedstawicieli wielu kultur znajdziecie nie tylko w centrum miasta. Szukacie kolorowych strojów, przypraw lub tęsknicie za smakiem curry? Wszystko to znajdziecie w Little India, która (jak niemal wszystko w Malace) znajduje się niedaleko centrum miasta. Chcielibyście odwiedzić świątynię ozdobioną tradycyjnymi czerwonymi kolorami oraz smoczymi motywami lub planujecie zakup biżuterii? Ruszajcie do chińskiej dzielnicy.

A może jesteście w długiej podróży i złapała was nostalgia za „starym światem”? Nieco na uboczu miasta znajduje się dawna portugalska osada, a na jej terenie statua Chrystusa Odkupiciela (do złudzenia przypominająca tę z Rio de Janeiro), kilka restauracji serwujących specjały z Lizbony i nie tylko oraz pozostałości twierdzy św. Jana.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Ciekawe muzea

Muzeów znajdziecie w mieście bez liku. Ratusz Miejski, Pałac Sułtana oraz Muzeum Morskie to prawdopodobnie najpopularniejsze z nich. Poza tym możecie natknąć się na bardziej osobliwe propozycje, jak Kecantikan (muzeum piękna), muzeum więziennictwa czy też znaczków pocztowych.

Zdaję sobie sprawę, że z racji ograniczonej ilości czasu trzeba będzie pójść na pewien kompromis. Ze swojej strony rekomenduję wizytę w muzeum dziedzictwa Baba & Nyonya. Znajduje się ono wewnątrz tradycyjnego domu należącego zamożnej rodziny Peranakanów, czyli potomków chińskich imigrantów, którzy przed setkami lat przybyli na Półwysep Malajski. Wewnątrz znajdziecie fenomenalnie udokumentowane życie codzienne przedstawicieli bogatej kupieckiej rodziny, mnóstwo wyszukanych detali oraz ciekawostek z histori Malakki. BIlet wstępu do muzeum to koszt 15 zł i były to bardzo dobrze wydane pieniądze.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Piękne kawiarnie i kawa niemal jak religia

Na terenie wpisanej na listę UNESCO starówki niemal na każdym kroku natkniecie się na kawiarnię, z której kusząco pachnieć będzie świeżo palonymi ziarnami. Przyciągają one nie tylko serwowanymi napojami, ale również niebanalną estetyką. Niektóre oferują minimalistyczne wnętrza i kawę w wydaniu speciality. Inne znajdziecie wewnątrz antykwariatów, gdzie poza możliwością spróbowania tradycyjnego kopi zostaniecie wystawieni jeszcze na ciężką próbę nie-kupienia zupełnie zbędnego, za to przepięknego antyku.

Wspominałem o kawiarniach zlokalizowanych wewnątrz tradycyjnych, dawnych domów kupieckich? To miejsca, w których łatwo się zakochać i do których chce się wracać. W kraju pije się ogromne ilości kawy, a jej spożywanie to nieodłączna część trybu życia. Kawiarnie służą zatem nie tylko zaspokojeniu apetytu na kofeinę, ale również jako miejsce spotkań, spędzania czasu, pracy z laptopem lub po prostu jako niespieszny przystanek w podróży.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Pyszne jedzenie

To, że w Malezji karmią dobrze wiadomo nie od wczoraj. Malakka to jednak rozrywka dla smakoszy na zupełnie innym poziomie, a mnogość dostępnych opcji można porównać do kulinarnego safari. Pod względem różnorodności dań, smaków oraz oferowanych doznań gastronomicznych równać się z nią może chyba tylko Georgetown na Penang. Również w tym wypadku dostępny jest pełen przekrój dań oraz kuchni: w centrum natkniecie się na tradycyjne miejsca w stylu kopitam, małe rodzinne biznesy, hinduskie restauracje, eleganckie kuchnie oferujące lokalne specjały w wydaniu fusion.

Czego KONIECZNIE powinniście spróbować? Smażony ryż z jajkiem, warzywami i krewetkami to pewniak, z którym nie sposób się pomylić, a jego cena zaczynająca się od 7 zł sprawia że nie warto się dwa razy zastanawiać. Lokalna laksa zupełnie różni się od innych wersji, które dotychczasowo miałem okazję próbować, rendang za każdym razem stanowił eksplozję smaków i aromatów, idealnie komponując się z miejscowym wydaniem rojaku, a cendol stanowił wspaniałe orzeźwienie po zakończeniu ostrego posiłku. Zresztą, przekonajcie się sami…

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Nocny rynek i lokalne specjały

Każdy, kto był w Azji, doskonale zdaje sobie sprawę, że nocne rynki są nieodłączną częścią tamtejszej kulinarnej kultury oraz porządku społecznego. Tuż po zachodzie słońca zakorkowane wcześniej ulice zamykane są dla ruchu samochodowego, ustępując miejsca wózkom z jedzeniem, przenośnym sprzedawcom wszelkiego rodzaju lokalnych specjałów oraz małym plastikowym stolikom. Nie inaczej jest w przypadku Malakki.

Synonimem nocnego rynku jest tam Jonker Walk. Ciągnąca się na dystansie nieco ponad 500 m ulica Jalan Hang Jebat nocą zamienia się w pełen wyzwań tor przeszkód. Po pierwsze z powodu ilości odwiedzających, po drugie ze względu na czyhające tam pokusy. No bo jak odmówić sobie kolejnej dolewki soku z mango, jeśli kosztuje on tylko 5 zł? Jak nie spróbować char kuey teow (danie z makaronu ryżowego), grillowanych owoców morza, soku prosto z arbuza, smażonych krabów czy też takich osobliwości jak... lizak z krewetek (spokojne, również z głębokiego oleju). Slalom między straganami stanowi dla mnie nie lada wyzwanie i jak to za każdym razem bywa w tego typu miejscach – wychodzę stamtąd zamówiwszy więcej, niż podpowiadałby rozsądek, za to zadowolony jak z prezentów pod choinką!

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Życie nocne i ukryte bary

Miejsce, które w czasie weekendów jak magnes przyciąga turystów nie może oczywiście obyć się bez bogatej oferty życia nocnego. I choć aktualnie jest dużo spokojniej, niż przed pandemią, każdy kto odwiedził bardziej konserwatywne zakątki Malezji zgodzi się ze mną, że nie ma na co narzekać.

W Malace znajdziecie zarówno długo pracujące restauracje, bary nad rzeką, jak i głośne kluby. Nie ma sensu rozpisywać się o nich w tym miejscu, bowiem nie odbiegają one swoim wyglądem za bardzo od swoich odpowiedników w innych częściach świata. Tym, o czym warto wspomnieć, są stylizowane na pochodzące z czasów prohibicji, „tajemnicze” przybytki przypominające dawne chińskie opium bary. Wewnątrz znajdziecie zazwyczaj zwięzłe, za to zapadające w pamięć „menu”, wystrój który sprawi, że choć na chwilę odniesiecie wrażenie odbytej podróży w czasie oraz niepowtarzalny klimat. Niektóre bary działają w formule „speakeasy”, czyli ukrytych miejsc – żeby do nich trafić, najpierw trzeba nieco nagimnastykować się, by znaleźć wejście. Jednym z nich jest popularny bar, do którego wejście prowadzi przez niepozorną, w nieoczywisty sposób oznakowaną klatkę schodową na terenie zupełnie „zwyczajnego” food courtu. Nie będę pisał więcej, żeby nie psuć niespodzianki!

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Co jeszcze warto zobaczyć w okolicach?

Większość turystów do Malakki przyjeżdża na weekend. Jeżeli jednak planujecie dłuższy pobyt, nie oznacza to, że czeka was rutyna i zwiedzanie w kółko tych samych uliczek. W okolicy miasta znajdziecie kilka mniej lub bardziej oczywistych atrakcji, które warto odwiedzić mając do dyspozycji nieco więcej czasu. Uwaga: w celu dojazdu do większości z poniższych miejsc, przyda się wypożyczony skuter.

Jedną z wizytówek oraz charakterystycznych obrazków z Malakki jest malowniczo położony nad wodą meczet Masjid Selat Melaka. Mnie pozostało przeglądnięcie zdjęć z internetu oraz wyobrażanie sobie, jak wygląda podświetlony nocą – do końca grudnia obiekt jest w remoncie i udostępniany jest jedynie wiernym w celach modlitewnych.

Chcecie zobaczyć nieco lokalnego folkloru oraz podejrzeć, jak czas wolny spędzają miejscowi? Ruszajcie na pobliską plażę Klebang, choć od razu uprzedzam, że z plażą w naszym rozumieniu niewiele ma ona wspólnego. Przypomina ona raczej głośny, wielobarwny festyn, gdzie mieszkańcy spędzają weekend.

Pulau Konet to położona w zasięgu wzroku wyspa, na którą da się przejść pieszo podczas odpływu. Przed wizytą koniecznie sprawdźcie jednak, jak wygląda „plan” przypływów i odpływów, by nie mieć później problemu z powrotem na stały ląd. W przeciwnym kierunku znajduje się wyspa Pulau Besar, na którą trzeba będzie jednak popłynąć promem. Na jej powierzchni znajdują się dawne grobowce sułtana i jego świty oraz ciekawe formacje skalne.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Idealny kierunek na weekendową podróż!

Odwiedzając Malakkę nie sposób uniknąć porównań z bardziej znanym Georgetown, nie stronili od nich również miejscowi, z którymi miałem okazję porozmawiać. I choć komparacja wydaje się być całkiem zasadna (oba te miejsca znajdują się na zachodnim wybrzeżu Półwyspu Malajskiego, mogą poszczycić się obecnością na liście UNESCO i zamieszkane są przez liczną społeczność chińską), dla mnie Malakka była miejscem niepodobnym do żadnego innego odwiedzonego w przeszłości.

Być może ze względu na widoczne na każdym kroku ślady dawnej obecności (tak bardzo różniących się od siebie) dawnych kolonialnych potęg: Portugalii, Holandii oraz Wielkiej Brytanii? Może chodzi o niezwykłe bogactwo smaków i aromatów, a może o zwykłą życzliwość mieszkańców? Prawdopodobnie to kombinacja wszystkich powyższych czynników oraz suma moich własnych doświadczeń. W każdym razie, jeśli będziecie wybierali się do Kuala Lumpur lub Singapuru i będziecie mieli nieco czasu do zagospodarowania, koniecznie wciągnijcie Malakkę na swoją podróżniczą listę – nie pożałujecie!

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

O czym warto pamiętać oraz kilka przydatnych wskazówek

Malezja to łatwy i przyjemny (oraz moim zdaniem bardzo niedoceniany) kierunek podróży – również na pierwszą daleką wyprawę. Poniżej zebrałem jeszcze garść informacji, które pomogą wam zaplanować swoją wycieczkę do Malakki. Obowiązującą walutą jest malezyjski ringgit, z którym jeszcze do niedawna polski złoty mógł stosować przelicznik 1:1 (aktualnie nasza waluta nieco się umocniła i 1 RM to ok. 0,85 PLN). Dla wygody w artykule podawałem ceny przeliczone już na złotówki.

Do miasta łatwo dojedziecie autobusem z Kuala Lumpur lub Singapuru. Podróż ze stolicy Malezji trwa około 2 godzin, a bilety kupicie za mniej niż 10 zł. Nieco więcej będzie kosztował bezpośredni bilet z lotniska do Malakki.

Termin wycieczki: jest to typowo weekendowa destynacja, co oznacza, że w dniach od piątku do niedzieli musicie liczyć się z większą liczbą odwiedzających. Hotele w tych dniach zauważalnie drożeją i może być problem z dostępnością. Z drugiej strony, część atrakcji dostępnych jest tylko w weekend – tak jest np. w przypadku nocnego rynku na Jonker Walk – w tygodniu ulica wieczorem świeci pustkami i jest otwarta dla ruchu samochodowego.

Większość atrakcji zlokalizowanych jest w centrum miasta i znajduje się w odległości krótkiej przechadzki. Spacerowanie jest bezpieczne i przyjemne – czego nie można powiedzieć o wszystkich miastach w Azji. W razie potrzeby dostępny jest Grab (lokalny odpowiednik Ubera), jednak jak mówię – w moim przypadku był on potrzebny wyłącznie w czasie podróży z dworca.

Na miejscu za relatywnie niewielkie pieniądze można wypożyczyć skuter (ja płaciłem ok. 30 zł za dobę, zatankowanie do pełna kosztowało mniej niż 5 zł), nie jest on jednak koniecznością, jeśli planujecie zwiedzanie samego miasta. Pamiętajcie o międzynarodowym prawie jazdy oraz ruchu lewostronnym.

Gniazdka elektryczne w Malezji to kolonialny spadek po Wielkiej Brytanii. Oznacza to, że potrzeba będzie wtyczka typu G lub M (albo przejściówka). Miałem ze sobą tylko jedną, a w moim hotelu wypożyczenie adaptera było dodatkowo płatne, co stanowiło pewną niedogodność oraz wymuszało dobre planowanie zużycia energii (telefon, laptop, power bank, elektryczna szczoteczka do zębów – nagle człowiek zdaje sobie sprawę, ile prądu zużywa każdego dnia).

Co poza tym? Jeżeli potraficie „najeść się na zapas” – szykujcie drugi żołądek, z pewnością przyda się, by spróbować wszystkich interesujących specjałów. Jeśli dałoby się zawczasu „nadprogramowo” wyspać – również polecam zakumulować nieco energii, by dobrze bawić się w Malace od rana do nocy!

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Brawo za zadbane paznokcie. Nie zawsze autorzy tych dziwnych zdjęć jedzenia na tle czegoś innego niż stół przykładają do tego wagę. A to jednak wiele mówi o autorze. Dziękuję.
RosaVonJungingen, 17 grudnia 2023, 10:33 | odpowiedz
Szczoteczka elektryczna w podróży? Przecież zabiera więcej miejsca niż mała składana.
DMWpl, 17 grudnia 2023, 11:46 | odpowiedz
Malezja i Singapur to Little India oraz Chinatown, nie trzeba jechać wyłącznie do Malekki. Malezja przepiękny i różnorodny kraj. Nim tam pojechałem nie do końca wiedziałem czym mnie ona zaskoczy, ale po prawie 3 tygodniach wakacji na własną rękę, czuje pewien niedosyt. Malekka jest jednym z nich, tak więc dzięki za artykuł na jej temat ;)
Anrzej, 17 grudnia 2023, 13:21 | odpowiedz
Z tymi obiadami za 7 pln to lekka przesada, ale generalnie miasto godne poświęcenia 2-3 dni.
potek7, 24 lutego 2024, 20:56 | odpowiedz
Z tym obiadem za 7 zł to "lekka" przesada. Malezja jest nieco droższa niż Tajlandia, ale równie piękna i znacznie mniej zatłoczona. Nie ma "ruskich". My jechaliśmy z Singapuru (4 godziny autobusem) za około 70 pln za osobę. Warto.
potek7, 25 lutego 2024, 14:47 | odpowiedz
Mallaka to było najgorsze miasto odwiedzone podczas mojej 4 miesięcznej podróży do Azji. Pułapka turystyczna w najgorszym wydaniu. Idealny przykład tego czego powinno się unikać.
administrator, 3 marca 2024, 4:47 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »