15 tys. pasażerów nie zdążyło na swój lot z powodu kolejek! Iberia wściekła na swoje domowe lotnisko
Od kilku tygodni piszemy o problemach z długimi kolejkami i opóźnionymi lotami na największych lotniskach w Europie, tymczasem do grona portów z ogromnymi problemami dołącza lotnisko Madryt Barajas. Problem z długimi kolejkami i pasażerami, którzy w efekcie spóźniają się na swoje loty istnieje tu już od kilku tygodni, jednak w poniedziałek czara goryczy się przelała. Tego dnia samolot lecący do Buenos Aires wyleciał z Madrytu bez ponad 100 pasażerów z ważnymi biletami, którzy nie zdążyli na swój przesiadkowy lot, bo utknęli w wąskim gardle kontroli paszportowej terminalu 4 lotniska w Madrycie.
Całościowe dane są dość przerażające – Iberia szacuje, że od marca na swoje loty nie zdążyło ponad 15 tysięcy pasażerów! Problem jest o tyle poważny, że chodzi o loty przesiadkowe, zwłaszcza międzykontynentalne, co wiąże się z dodatkowymi kosztami i komplikacjami, zarówno dla pasażerów jak i przewoźnika.
Hammamet od 2252 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Słoneczny Brzeg od 1931 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Rodos od 2095 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Modlin)
Problem tkwi przede wszystkim we wspomnianym wcześniej Terminalu 4 oraz jego przepustowości, która znacząco pogorszyła się wraz z decyzją władz lotniska o częściowym zamknięciu e-bramek do automatycznej kontroli paszportowej dla pasażerów posiadających paszporty biometryczne. W efekcie Iberia musi opóźniać wiele swoich lotów, a w skrajnych przypadkach samoloty hiszpańskiej linii wylatują wypełnione ledwie w połowie, bo wielu pasażerów nie jest w stanie dotrzeć na swój lot o czasie. Szczególnie mocno widać to na takich trasach jak loty do Buenos Aires, Chicago czy Miami.
Stowarzyszenie hiszpańskich linii lotniczych ALA wskazuje, że problem nie dotyczy tylko Madrytu, ale też takich lotnisk jak Alicante, Malaga, Teneryfa czy Oalma de Mallorca.
Powody? Takie same jak wszędzie
Dlaczego kolejki na lotnisku w Madrycie są tak duże? To kombinacja kilku przyczyn. Tak jak w innych krajach, zniesienie restrykcji związanych z COVID-19 pobudziło znacząco popyt na podróżowanie, jednocześnie jednak lotnisko w czasie pandemii dokonało cięć w zatrudnieniu, więc obecnie ma spory niedobór pracowników.
Kluczowa jest jednak kwestia brytyjskich turystów, którzy po 2 latach znów pojawili się w swojej ukochanej Hiszpanii. W rekordowym 2019 roku przyjechało do tego kraju 19 mln Brytyjczyków i władze chciałyby, aby w tym roku zbliżyć się do tej liczby. Problem polega jednak na tym, że Wielka Brytania nie jest więc w Unii Europejskiej, więc jej obywatele nie mogą korzystać ze wspomnianych wcześniej e-bramek paszportowych, więc są powodem piętrzenia się kolejek. Czy ten problem można rozwiązać? Tak, a najlepszym przykładem jest Portugalia, która już jakiś czas temu (jako pierwszy kraj w UE) zezwoliła Brytyjczykom na korzystanie z e-bramek na lotniskach w Faro, Lizbonie, Porto czy Maderze, dzięki czemu udało się tam uniknąć kłopotów.
Czy Hiszpania pójdzie tym śladem? Miejscowe media są sceptyczne. Władze lotniska oczywiście zdają sobie sprawę z problemów: kilka dni temu ogłoszono, że przed końcem czerwca na lotnisko Barajas zostanie skierowanych dodatkowych 200 strażników granicznych do kontroli dokumentów.
W 2021 roku z usług lotniska Barajas skorzystało ponad 24 mln pasażerów, w 2019 roku było to aż 62 mln ludzi. Jak pisaliśmy na naszych łamach, Hiszpania chce w tym roku zbliżyć się do rekordowego dla branży 2019 roku, gdy kraj ten odwiedziło aż 83,7 mln zagranicznych turystów.