Loty bez dzieci to przyszłość. Czy pierwsza linia odważy się na taką decyzję?
Nie ma chyba tematu wśród regularnie podróżujących osób, który rozgrzewa bardziej niż dzieci na pokładzie samolotów.
W najlepszym przypadku kilka godzin niczym niezmąconego snu potomka, wymienne na coraz większe oczy wpatrujące się w to, co za oknem, a w najgorszym co najwyżej wesoła zabawa, czytanie ulubionej książeczki i krzywo wypełniane kolorowanki – tak lotniczą podróż z dziećmi wyobraża sobie wielu rodziców. Kopanie w fotel, krzyk w niebogłosy, płacz, jakby ulubiony pluszak został właśnie obdarty ze skóry, spektakularna niesubordynacja, zatkane uszy, ucieczki wzdłuż samolotu i rzucanie się jak piskorz wyciągnięty z wody – tak lotniczą podróż z dziećmi widzi wielu bezdzietnych pasażerów.
I cóż – doświadczenie z pokładów podpowiada nam, że każda z tych wersji jest możliwa. Tak jak i wiele tych, które znajdują się pomiędzy tymi skrajnościami.
Jedź z nami, ale dzieci zostaw w domu
W ostatnich latach obserwujemy ogromną zmianę w kontekście podróżujących dzieci. Z jednej strony nie brakuje na świecie hoteli czy restauracji stworzonych z myślą o rodzinach z pociechami. Z drugiej – coraz częściej w branży turystyczno-gastronomicznej pojawiają się miejsca tylko dla dorosłych.
Nikogo nie szokuje już hotel, w którym dzieci nie są mile widziane i który reklamuje się jednocześnie jako „enklawa ciszy i spokoju”. Standardem są rejsy wycieczkowe, w których udział mogą brać tylko dorośli. Istnieją wycieczki, atrakcje turystyczne i aktywności, które udostępnia się tylko pełnoletnim turystom. Mamy restauracje, które proszą, aby dzieci zostały w domu, ale wciąż… nie mamy żadnej linii lotniczej, która zdecydowałaby się na takie ograniczenie.
I to mimo tego, że już kilka lat temu (w 2014 roku!) badania dowodziły, że 70 proc. pasażerów byłoby za ograniczeniami dotyczącymi lotów z dziećmi, a 35 proc. nie ma nic przeciwko dopłacie za gwarancję lotu z dala od dzieci. Pomyślcie tylko, jak wyniki takiej ankiety wyglądałyby dziś!
Oczywiście już teraz niektóre linie nie pozwalają małym dzieciom na korzystanie z klasy biznes i pierwszej – ustalając bardzo konkretną granicę wieku. Dobrym przykładem jest IndiGo, które postawiło na zakaz osób poniżej 12. roku życia w klasie premium economy. Ale co ze zwykłą klasą ekonomiczną? Wszystko wskazuje na to, że mimo wielu prób wciąż czeka na rozwiązanie idealne!
Linie lotnicze kombinowały już na kilka sposobów
Warto przypomnieć, że temat potencjalnej uciążliwości dzieci na pokładzie wraca co jakiś czas jak bumerang. I faktycznie zdarzało się już w przeszłości, że linie próbowały reklamować jakąś swoją usługę, sugerując, że zapewni ona spokój podczas lotu.
Etihad przeszkolił stewardesy w kontekście opieki nad dziećmi, tak by te w razie problemów mogły uspokoić malucha razem z rodzicami. Nie jest to oczywiście żadne wykluczenie dzieci, ale przynajmniej rozwiązuje główny problem, jaki najmłodsi pasażerowie generują.
Miejsca z dala od dzieci oferowały chociażby swego czasu chociażby Malaysia Airlines, Air Asia X czy Scoot Airlines.
– W 2013 r. „strefy bez dzieci” wprowadziły Air Asia X i singapurskie Scoot Airlines. W obu przypadkach usługa wygląda podobnie i jest w praktyce strefą z większym miejscem na nogi. W Scoot jest to 41 foteli tuż za klasą biznes biznes, oddzielonych od klasy ekonomicznej firanką, podobnie w Air Asia. Gdzie jest haczyk? Do tej strefy nie mają wstępu dzieci poniżej 12 roku życia. Cena usługi też jest podobna: w Air Asia trzeba za nią zapłacić 15 USD, w Scoot 15 SGD (ok. 45 PLN) – opisywaliśmy sprawę na łamach Fly4free.pl.
Pomysł na rozdzielenie jednych i drugich miała także linia Joon, spółka-córka Air France. Przewoźnik stworzył bowiem rzędy dedykowane rodzinom z dziećmi z fotelami, które można było przekształcić w płaską powierzchnię do spania (dodatkowe 20 EUR od osoby). Dla bezdzietnych zaoferował miejsca na samym przodzie samolotu, czyli mówiąc krótko – te najbardziej oddalone od rodzin. Koszt? 30 EUR od osoby. Problem polegał jednak na tym, że takie rozdzielenie zadziała tylko wtedy, jeśli rodziny z dziećmi faktycznie wybrałyby dodatkowo płatne rzędy.
Czasem zdarzają się też bardzo indywidualne rozwiązania. Kilka lat temu linia JetStar zdecydowała się odmówić wejścia na pokład rodzinie, która podróżowała z uciążliwym maluchem. Skąd wiedzieli, że dziecko sprawia problemy? Dwuletni syn miał napady złości już w trakcie pierwszego lotu, a rodzice na tyle nad nim nie panowali, że niedużo brakło a samolot musiałby opóźnić przez nich lądowanie. Gdy więc nadszedł czas na powrót, linia nie chciała zgodzić się na przewiezienie pasażerów. Zaoferowała natomiast zwrot pieniędzy.
W kontekście tego, że przewoźnicy podejmują nieśmiałe próby oddzielenia bezdzietnych, żądnych spokoju pasażerów od rodziców z dziećmi, wydaje się być kwestią czasu, gdy doczekamy pierwszego lotu tylko dla dorosłych. Pozostaje jednak pytanie, czy taka opcja – poza niewątpliwym wywołaniem burzliwej dyskusji – okaże się być hitem czy kitem?
Dajcie znać, czy skorzystalibyście z takich usług.





