Największy problem dużych linii z Europy? „Na każdym locie na tej trasie tracimy pół miliona euro”
O problemach linii z Europy, które zawieszają połączenia do Chin, bo nie mogą skutecznie konkurować z przewoźnikami z tego kraju, pisaliśmy już na naszych łamach kilka razy. W ciągu ostatnich dni decyzję o zawieszeniu połączeń do Chin podjęły m.in. linie SAS oraz LOT. Przyczyna jest wszędzie taka sama: z powodu sankcji i zakazu lotów nad Rosją linie z Europy muszą latać do Azji okrężną drogą, co znacząco podnosi im koszty. Z kolei linie z Chin, mające możliwość latać na krótszych trasach, mają ogromną przewagę i wykorzystują ją, cały czas dodając nowe loty.
Dla linii z Europy oznacza to konieczność cięcia połączeń, bo trasy do Chin są dziurą bez dna, do której cały czas trzeba dosypywać pieniądze, by przykrywać straty. Jak duże? Kilka dni temu Bloomberg opublikował fragment wyników finansowych Lufthansy, w których przewoźnik pisze o powodach zawieszenia trasy z Frankfurt do Pekinu. Z raportu wynika, że przewoźnik traci na każdym pojedynczym locie na tej trasie 500 tys. euro, czyli ponad 2,1 mln zł. Dla porównania: tylko trzy największe chińskie linie lotnicze mają korzystać z wielomiliardowych grantów chińskiego rządu, mającego je zachęcać do otwierania nowych połączeń.
Kemer od 2300 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Alanya od 1866 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Marsa Alam od 2152 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
I faktycznie tak się dzieje, bo cały czas słyszymy o nowych trasach do Europy, na których będą operować przewoźnicy z Państwa Środka. Kilka dni temu pojawiła się np. informacja, że linia Hainan Airlines poleci z Chengdu do Wiednia. Z kolei kilka dni temu chiński urząd lotnictwa cywilnego CAAC wydał zgody na uruchomienie kilkunastu nowych tras z Chin do Europy. Na liście są m.in. połączenia z Szanghaju do Marsylii i dalej do Casablanki w Maroku (linie Shanghai Airlines), z Szanghaju do Genewy, Edynburga i Dublina (linie China Eastern) czy z Pekinu do Paryża i dalej do Algieru (linie Air China). Na liście są też aż 3 połączenia do Bukaresztu: zgodę na loty do stolicy Rumunii otrzymały China Eastern (loty z Szanghaju), China Southern (loty z Guangzhou) i Loong Air (loty z Hangzhou). I nawet jeśli te wszystkie trasy się nie zmaterializują, to i tak pokazuje to skalę i ambicje chińskich przewoźników.
Widać to nawet po statystykach. Na koniec tego roku linie lotnicze z Państwa Środka będą oferowały 75 procent wszystkich foteli na trasach z Europy do Chin.
Nic dziwnego, że poszczególne europejskie kraje przyglądają się sprawie z coraz większym niepokojem. W Bloombergu czytamy, że francuski rząd rozważa metody, które mocno ograniczą prawa do latania do Francji dla linii z Chin. Z kolei Niemcy myślą nad pozwaniem Pekinu w sprawie o nieuczciwą konkurencję stosowaną przez linie lotnicze z tego kraju. Nie można też wykluczyć, że w sprawę zaangażuje się Komisja Europejska. Choć poza wszystkim trzeba pamiętać, że czas ucieka, a Chińczycy budują przewagę, którą z czasem będzie coraz trudniej zrównoważyć.