Linie stają na głowie, by nie oddać nam pieniędzy za odwołane loty! Jakie mają sposoby?
Twój lot został odwołany, więc to normalne, że powinieneś otrzymać zwrot pieniędzy? Nic bardziej mylnego! Przewoźnicy robią, co mogą, żeby Ci to utrudnić – choć trzeba przyznać, że sytuacja jest ekstremalna. Generalnie linie dzielą się w tej sytuacji na dwie grupy: jedna próbuje obłaskawić pasażerów, oferując im dodatkowe profity, druga stosuje różne (nie zawsze czyste) chwyty.
Pandemia koronawirusa ma fatalny wpływ na branżę lotniczą na całym świecie: wielu przewoźników zawiesiło loty całkowicie lub niemal w całości – są wśród nich m.in. Lufthansa, Ryanair czy Emirates. Niektórzy przewoźnicy wciąż próbują działać, ale w bardzo ograniczonym zakresie – nie ulega wątpliwości, że to największy kryzys w branży lotniczej od bardzo dawna. I choć nie ma dobrego czasu na wybuch pandemii, to w linie uderzył on w najgorszym możliwym momencie – marzec to okres największych żniw, gdy pasażerowie planują wakacje i kupują najwięcej biletów lotniczych, a linie akumulują gotówkę na bieżącą działalność.
W sytuacji, gdy lwia część połączeń została anulowana, pasażerowie rzucili się do przewoźników z wnioskami o zwrot pieniędzy, jednak ci, co było dość jasne, nie są do tego skorzy, gdyż brak gotówki będzie dla nich oznaczał ogromne kłopoty. Na wszelkie sposoby próbują więc zniechęcać pasażerów do pełnego zwrotu kosztów. Jakie to sposoby? Zobaczmy.
Metoda na Wizz Aira: Chcesz zwrot pieniędzy? Dobrze, ale to chwilę potrwa...
Węgrzy z początku byli krytykowani, bo nie poszli metodą Ryanaira, który jako pierwszy umożliwiał pasażerom bezpłatną zmianę daty wylotu przez cały kwiecień (potem okazało się, że z tą zmianą rezerwacji w Ryanairze to wcale nie jest tak kolorowo). Potem, gdy sytuacja z koronawirusem zaczęła się robić coraz bardziej groźna, a liczba pasażerów zgłaszających się do linii o zwrot środków rosła w lawinowym tempie, okazało się, że metoda Wizz Aira jest najlepsza: przewoźnik zdecydował bowiem, że pasażerowie wszystkich odwołanych lotów automatycznie otrzymają 120 procent wartości biletów na swoje konta Wizz, które w ciągu najbliższych 24 miesięcy będą mogli wydać na bilety lotnicze i inne usługi oferowane przez Wizz Aira. Jednocześnie węgierski przewoźnik informuje pasażerów, że zwrot pełnej kwoty biletu na konto bankowe także jest możliwy, choć ze względu na liczbę wniosków, może to zająć znacznie więcej czasu.
Nie oddamy panu pieniędzy i co nam pan zrobi?
Niezbyt miłą dla pasażerów politykę prowadzą z kolei linie Grupy Lufthansa, w które kryzys uderzył bardzo mocno: “Lufa” skasowała 95 procent lotów, a Austrian Airlines i Brussels czasowo zawiesiły wszystkie loty. Niestety, czasowo zawieszono też możliwość zwrotu pieniędzy za bilety na odwołane loty na co skarżyła się część naszych czytelników. Znany branżowy serwis View From The Wing opublikował wiadomość, jaką Lufthansa wysłała do swoich agentów 23 marca – czyytamy w niej, że tymczasowo zawieszona jest możliwość przyjmowania wniosków o zwrot pieniędzy, a na stronie internetowej nie ma nawet możliwości złożyć takiego wniosku.
Z kolei linia Swiss poinformowała pasażerów otwartym tekstem, że w tej chwili nie jest w stanie “procesować” żadnych wniosków związanych ze zwrotem kosztów. Jednocześnie jednak zachęca pasażerów do skorzystania z nowej opcji zmiany rezerwacji, bo wszystkie bilety na odwołane loty mogą mieć zmieniane daty w okresie do 31 sierpnia 2020 roku. Jednocześnie na każdy przebukowany bilet przewoźnik (podobnie jak inne linie z Grupy Lufthansa) oferuje rabat w wysokości 50 EUR/CHF/USD.
Oczywiście, linia Swiss jest zobowiązana do tego, aby oddać nam pieniądze, co ostatecznie przyznali pracownicy przewoźnika, dociskani na Twitterze. Dodając jednak obowiązkową formułkę, że to może potrwać, bo w tej chwili priorytety przewoźnika są skierowane na inne działania, związane przede wszystkim z odwołanymi lotami i zmianami rezerwacji.
Chwilowo wniosków o zwrot pieniędzy nie rozpatruje też linia Air France (oferuje pasażerom vouchery do wykorzystania w późniejszym terminie) oraz linia Air Canada – jej prezes ogłosił pasażerom, że vouchery linii dla pasażerów odwołanych lotów będą wygenerowane automatycznie i będą ważne przez 24 miesiące od daty kupienia biletu, więc nie ma potrzeby nawet kontaktować się z przewoźnikiem. Oczywiście, wielu klientów linii zareagowało na ten komunikat niezbyt entuzjastycznie, bo pandemia koronawirusa sprawia, że sami muszą zacząć oglądać każdego dolara spodziewając się nadchodzącej recesji, a niekoniecznie chcą przy tym ratować linię lotniczą swoimi pieniędzmi, które przewoźnik de facto zamraża.
I to oczywiście można do pewnego stopnia zrozumieć – sytuacja jest bowiem nadzwyczajna. Gorzej jednak, gdy przewoźnik sprawia wrażenie, że zwrot środków nam się nie należy. Na szczęście większość linii, którym zależy na tym, aby zachować przy sobie naszą gotówkę, decyduje się w ostatnim czasie na różnego rodzaju “bonusy” w przypadku, gdy zechcemy wybrać inną opcję zamiast zwrotu pieniędzy. Co oferują przewoźnicy? Dobrym przykładem jest Qatar Airways, który już wcześniej oferował pasażerom w ramach przebukowania vouchery ważne przez 12 miesięcy na dowolny lot z siatki przewoźnika. Teraz linia “podbiła” tę ofertę – każdy pasażer, który nie zdecyduje się na zwrot pieniędzy tylko voucher, otrzyma na niego dodatkowe 10 procent wartości biletu. Podobną politykę przyjęła irlandzka linia Aer Lingus.
A jak informuje turecki dziennik „Daily Sabah”, Turkish Airlines dodaje nawet 15 procent wartości naszego biletu dla tych, którzy zdecydują się na voucher i… zamrożenie swojej gotówki.
LOT też daje "bonusy"
Ciekawą politykę dotyczącą zmiany terminów rezerwacji przyjął też LOT. Pasażerowie odwołanych lotów (czyli na razie tych do 11 kwietnia włącznie) mogą do końca sierpnia bezpłatnie wybrać zmianę terminu podróży na trasie, na której mieli lecieć. Nowy termin podróży można rezerwować na rok od daty zakupu oryginalnego biletu – a jeśli wybierzemy tę opcję, to dostaniemy… kod uprawniający do 30 procent zniżki na kolejną podróż LOT-em (choć zapewne nie będzie można go łączyć z promocjami, więc linia i tak wyjdzie na swoje). Jednocześnie narodowy przewoźnik postawił na jeszcze większą elastyczność i umożliwił nie tylko możliwość zmiany daty wylotu, ale też… trasy. I tu też oferuje dodatkowy “bonus” – jak to działa?
Jeśli nowy bilet będzie droższy od poprzednio zakupionego (np. krótki rejs do Londynu zamienisz na międzykontynentalny lot do Tokio), od należnej dopłaty odejmiemy 200 PLN – czytamy na stronie internetowej przewoźnika.
Niektóre linie naginają przepisy
Są też przewoźnicy, którzy starają się wykorzystać sytuację i minimalizować straty. Tak jest choćby z Ryanairem, który jakiś czas temu zniósł opłaty za zmianę daty rezerwacji na wszystkie loty ze swojej siatki. Dla wielu pasażerów to sensowna alternatywa, bo… w obecnych czasach wypełnienie wniosku o zwrot pieniędzy na stronie irlandzkiej linii graniczy z cudem. Ale także w przypadku zmiany daty Ryanair stawia przed pasażerami pułapki: jak pisze brytyjski magazyn “Which?”, tania linia stosuje specjalne, droższe taryfy przy zmianie rezerwacji. Dlaczego? Bo pasażer jest zobowiązany do spłacenia różnicy w cenie. Tymczasem bilety kupowane “normalnie” w systemie rezerwacyjnym są wyraźnie tańsze niż w ramach procedury zmiany daty – różnica w cenie sięga nawet 80 GBP.
Kilka dni temu w fali krytyki znalazła się też linia British Airways – w tekście “Daily Mail” czytamy, że linia zablokowała możliwość zwrotu gotówki za bilety części pasażerów i po kliknięciu w formularz dotyczący odwołania lotu byli automatycznie przekierowywani do strony z voucherami do wykorzystania na przyszłe loty. British Airways informuje zresztą, że w chwili obecnej odzyskanie pełnej kwoty pieniędzy za bilet może być trudne ze względu na ogromną liczbę wniosków składanych przez pasażerów – linia dodaje jednak, że mamy 12 miesięcy na zgłoszenie się do linii w sprawie zwrotu kosztów.
Brytyjskie media donoszą, że problemy z odzyskiwaniem pieniędzy maja też pasażerowie odwołanych lotów linii easyJet.