Linie lotnicze wprowadzają strefy „bez dzieci” w samolotach. Czy to przyjmie się w Europie?
Jako pierwsze, osobne miejsca dla pasażerów nie chcących przebywać w pobliżu małych dzieci, wprowadziły linie Malaysia Airlines, które w 2011 r. odmówiły rodzinom z maluchami siadania w pierwszej klasie w swoich Boeingach 747. Rok później rozszerzyły tę politykę na obsługiwane przez Airbusy A380 loty z Kuala Lumpur do Londynu. W tym wypadku małe dzieci nie mogą znajdować się w 70-miejscowej klasie ekonomicznej na górnym pokładzie.
W ślad za nimi poszły kolejne linie: w 2013 r. „strefy bez dzieci” wprowadziły Air Asia X i singapurskie Scoot Airlines. W obu przypadkach usługa wygląda podobnie i jest w praktyce strefą z większym miejscem na nogi. W Scoot jest to 41 foteli tuż za klasą biznes biznes, oddzielonych od klasy ekonomicznej firanką, podobnie w Air Asia. Gdzie jest haczyk? Do tej strefy nie mają wstępu dzieci poniżej 12 roku życia. Cena usługi też jest podobna: w Air Asia trzeba za nią zapłacić 15 USD, w Scoot 15 SGD (ok. 45 PLN).
Linie lotnicze obawiały się kontrowersji, ale pomysł został przyjęty dość przychylnie.
– Dajemy po prostu pasażerom wybór. Nawet rodziny z dziećmi są pozytywnie nastawione do tego pomysłu, bo teraz czują się mniej winni, gdy ich dzieci rozmawiają. A jeśli ktoś zwróci im uwagę, zawsze można powiedzieć, że taki pasażer mógł wykupić miejsce w wydzielonej strefie – tłumaczył Azran Osman Rani, prezes AirAsia X.
Przewoźnicy eksperymentują
Inne linie też próbują w jakiś sposób okiełznać pasażerów z małymi dziećmi. Japan Airlines na kilku trasach „blokuje” ostatnie rzędy w samolotach dla matek z małymi dziećmi, które mogą tam bez problemu karmić swoje pociechy. Usługa jest darmowa, a jak tłumaczą przedstawiciele Japan Airlines, jednym z powodów jej wprowadzenia była potrzeba… zmniejszenia kolejek do samolotowych toalet.
Z kolei Etihad zatrudniał specjalistyczną firmę, która przeszkoliła ok. 500 stewardess z zakresu opieki nad dziećmi. Stewardessy te latają na niektórych długich trasach przewoźnika jako „latające nianie”, zabawiające lub uspokajające rozbrykane pociechy – jest to darmowa usługa dostępna we wszystkich klasach podróży.
Co z Europą?
Na razie żadna z europejskich linii nie zdecydowała się na wprowadzenie takiej usługi u siebie. Choć wygląda na to, że dla linii to mógłby być dobry biznes. Z przeprowadzonego 2 lata temu sondażu wynika, że ponad 70 proc. brytyjskich pasażerów jest za wprowadzeniem tego typu rozwiązań w liniach lotniczych i jest gotowa sporo zapłacić za możliwość znalezienia się w takiej strefie. Brytyjczycy są skłonni płacić nawet 50 GBP w obie strony, gdyby linie dały im możliwość wyboru.
„Strefa bez dzieci” brzmi jak idealny produkt do portfolio Ryanaira, którego filozofia zakłada sprzedaż tanich biletów i zarabianie kroci na dodatkowych usługach. Ofiarą jednej z ostatnich zmian w polityce Ryanaira padły zresztą rodziny – od 1 września podróżujące razem rodziny będą musiały zapłacić dodatkowo za to, że będą mogły siedzieć obok siebie.
I nie będzie to wcale tanie – cena to 4 EUR za osobę za jeden lot, ale stawka może nawet wzrosnąć.
Czy w tej sytuacji Ryanair rozważa wprowadzenie takiej usługi?
– Nie mamy tego w planach. Pasażerowie chcący siedzieć z przodu samolotu mogą wykupić priorytetową usługę Business Plus – mówi Olga Pawlonka z Ryanaira.
Podobnych planów nie ma też Wizz Air.
– Pozostajemy lojalni wobec naszej strategii biznesowej, która gwarantuje każdemu pasażerowi taką samą klasę podróży. Z tego powodu nie planujemy wprowadzać stref ciszy w najbliższej przyszłości. Jednocześnie oferujemy pasażerom szukającym dodatkowego komfortu możliwość wyboru miejsca z większym miejscem na nogi lub priorytetowy boarding – czytamy w komentarzu wysłanym nam przez węgierskie linie.
A co wy, drodzy czytelnicy, sądzicie o tym pomyśle?





