Linie lotnicze oferują słabą jakość. „Ludzi interesuje tylko cena”. Kontrowersyjne słowa szefa giganta
Czy zawsze cena jest tym najważniejszym elementem, decydującym o zakupie biletu lotniczego? Scott Kirby, piastujący stanowisko szefa linii United Airlines, nie pozostawia złudzeń. Blisko 700 maszyn tego przewoźnika operuje na 378 trasach na całym świecie, oferując szerokie spektrum możliwości w zakresie ceny biletu i komfortu podróży. Mimo tego, prezes United stwierdza:
– Ludzi interesuje tylko cena. To jest właśnie powód, dla którego linie lotnicze oferują słaby produkt.
Słowa o tyle mocne, co kontrowersyjne. Od dłuższego czasu obserwujemy zbliżanie się do siebie dwóch światów: tradycyjnych przewoźników i linii niskokosztowych. Klasyczne linie lotnicze coraz częściej wprowadzają najtańsze taryfy, w których podróżni pozbawieni są wszelkich przywilejów i udogodnień. Pisaliśmy o tym wielokrotnie na naszych łamach. Przypomnijmy:
– W przypadku American Airlines i innych przewoźników największą wadą prostych taryf jest to, że za te same pieniądze otrzymujemy znacznie mniej i gorszej jakości usługi niż u tanich przewoźników. Z drugiej strony – taryfy basic są świetne dla pasażerów z dużym samozaparciem i umiejętnością planowania. Jeśli zabierzemy na drogę kanapki i napoje i jeśli uda nam się spakować w ten mały plecak, który możemy zabrać w ramach takiej taryfy, to możemy upolować naprawdę fajną cenę za naszą podróż.
Czasy, w których kupując bilet w klasie economy na połączenie tradycyjnymi liniami (Lufthansa, LOT, British Airways i inni) mieliśmy gwarancję, że dostaniemy posiłek i będziemy mogli nadać bagaż rejestrowany – minęły.
Z kolei tak zwani tani przewoźnicy zmieniają swoją ofertę. Nie patrzmy tu tylko przez pryzmat Ryanair czy Wizz Air, z całym ceremoniałem związanym z podróżą na podkładzie ich maszyn (a to zdrapki, a to sprzedaż pokładowa, a to opłaty „za wszystko”). Czy Norwegian ze swoimi Dreamlinerami, którymi lata do Azji i do Ameryki Północnej – to dalej „tania linia lotnicza”?
Scott Kirby jest w błędzie. Cena nie zawsze jest najistotniejszym czynnikiem. Blisko 50 proc. podróżnych w USA jest gotowych zapłacić więcej za bilet, jeżeli pociągnie to za sobą realne korzyści w postaci lepszego produktu: wygodniejszego fotela, jedzenia, spraw bagażowych. I – to ważne – nie będzie to powodowało drastycznego wzrostu ceny biletu, rzędu 200-300 proc. Czyli pole do pracy nad poprawą jakości oferty w klasie economy jest.
Fot. oriontrail / shutterstock
Patrząc na polski rynek i na potrzeby naszych czytelników – wielu spośród was pisze, że nie stanowiłoby dużego problemu zakupienie nieco droższego biletu. Środek ciężkości coraz częściej przesuwa się z „kupić jak najtaniej!” na „kupić tanio, ale wygodnie”. Ma to szczególnie znaczenie przy wyjazdach rodzinnych lub podróżach w celach wybitnie urlopowo-wakacyjnych.
Tymczasem klasyczne linie lotnicze próbują bawić się z nami (pasażerami) w ciuciubabkę: ceny w taryfie basic na wielu trasach szybko zrównały się z tymi z dawnej klasy ekonomicznej, gdzie bez dodatkowych opłat mogliśmy liczyć na przekąskę czy zabranie dużego bagażu podręcznego.
Zamiast skupiać się na sztuczkach z ukrytymi podwyżkami pod płaszczykiem wprowadzania oszczędności, tradycyjni przewoźnicy powinni skoncentrować się na poprawie swojego produktu. W dłuższej perspektywie opłaciłoby się to wszystkim: nie tylko liniom lotniczym, ale także pasażerom.