Fly4free.pl

Nie było bardziej znienawidzonych turystów. Teraz wszyscy marzą, by wrócili

turysci
Foto: Roman Samborskyi / Shutterstock

Limity, zakazy, dodatkowe patrole policji a nawet „kodeks dobrych zachowań” – tak jeszcze niedawno część krajów walczyła z niesfornymi (głównie brytyjskimi turystami). Gdy jednak pandemia sprawiła, ze ci najbardziej niechciani goście faktycznie zniknęli, rządy zaczęły… walczyć o ich powrót. I choć to ironia losu, dziś muszą przyznać, że bez nich branża turystyczna przymiera.

Gdy Wielka Brytania z dnia na dzień wprowadziła kwarantannę i regularnie dorzucała „problematyczne” kraje do listy, wielu mieszkańców wysp było nie tylko oburzonych, ale i zdruzgotanych. Część wypoczywających czym prędzej postanowiła skrócić swoje wakacje, a ci, którzy nie zdążyli wyjechać odwoływali je na potęgę.

Jednocześnie decyzja brytyjskiego rządu mocno uderzyła w gospodarki konkretnych krajów, które na brytyjskich turystach zarabiają fortunę. Dziś większość z nich robi co może, by jak najszybciej trafić na listę bezpiecznych krajów i znów stać się urlopowym celem – nawet jeśli w ten sposób przyciągną typ turysty, którego przecież… tak bardzo chciały się pozbyć.

Kwarantanna zabrała turystów

Dziś na liście bezpiecznych krajów jest 66 państw, do których można wyjechać bez konieczności izolacji po powrocie. Brytyjczycy nadal mogą jeździć bezproblemowo na przykład do Włoch, Turcji czy na Cypr. Ale na liście brakuje wielu ich ulubionych wakacyjnych kierunków – w tym w tym m.in. Portugalii (z wyjątkiem Azorów i Madery), Chorwacji, Egiptu, Bułgarii, Malty, części greckich wysp – Krety, Lesbos, Mykonos, Santorini, Serifos, Tinos i Zakynthos, a przede wszystkim Hiszpanii – wraz z Balearami i Wyspami Kanaryjskimi.

Odpadają więc imprezy na Majorce, Gran Canarii, Teneryfie, Ibizie czy Minorce, które w niektórych regionach dosłownie zostały podporządkowane pod imprezowych turystów z Wielkiej Brytanii. I w teorii wszystkie te miejsca powinny odetchnąć z ulgą.

Przypomnijmy, że walka z niesfornymi turystami (właśnie głównie z Wielkiej Brytanii) trwała już od kilku lat, a wiele kurortów wytoczyło największe działa, by poskromić pijaństwo, niewłaściwie zachowania i brak hamulców wielu młodych ludzi. W lipcu 2017 roku w słynnej miejscowości Magaluf na Majorce wprowadzono kodeks dobrych zachowań, który obejmował aż 67 zakazów i nakazów dotyczących m.in. sikania do basenów, wycinania inicjałów w drzewach, robienia prania w  publicznych prysznicach, chodzenia nago po ulicach, skakania z balkonów czy używania laserów. Każda z tych rzeczy została uznana za wykroczenie, które mogło skutkować mandatem – od 88 do 2640 GBP (czyli ok. 420 – 12700 PLN!).

Później było już tylko drastyczniej – zakazy mnożyły się na potęgę. W różnych regionach zabraniano happy hours, wycieczek typu pub crawl, a nawet tuż przed pandemią zapowiadano, że w tym roku z Magaluf zniknie hotelowe all inclusive. Kurorty wysyłały na ulice dodatkowe patrole, zaczęły coraz mocniej egzekwować wprowadzone wcześniej prawo i już miały zrobić porządek z imprezowiczami, ale… przyszedł koronawirus.

I nagle okazało się, że nawet od najgorszego turysty gorszy jest jego brak.

Grecja i Hiszpania walczą o powrót turystów

Zaledwie kilka dni temu zasady brytyjskiego rządu skrytykował grecki minister turystyki podkreślając, że jest to „decyzja niefortunna i niesprawiedliwa”.

Z bezpiecznej listy wykreślane są bowiem kraje, w których jest więcej niż 20 przypadków dziennie liczone na 100 tys. mieszkańców w okresie ostatnich 7 dni. Co ciekawe, grecki rząd przypomina, że jest znacznie poniżej tego poziomu, a i tak siedem greckich wysp zostało wrzuconych do miejsc, po przyjeździe z których trzeba odbyć kwarantannę.

Tymczasem nie jest tajemnicą, że dorzucenie obowiązkowej kwarantanny po przyjeździe z danego kraju (a co za tym idzie de facto zabranie brytyjskich turystów), jest dla regionu gigantycznym ciosem.

Portugalia już dawno oceniła tę decyzję za absurdalną i bezsensowną, a tamtejszy minister spraw zagranicznych podkreślał, że jest bardzo rozczarowany takim obrotem spraw. Tym bardziej, że akurat Portugalia była na „zakazanej” liście, później z niej zniknęła, a później ponownie wróciła. Turystyka może więc czuć się jak na rollercoasterze.

Podobnie zresztą zareagowała Hiszpania, która była jednym z pierwszych krajów, z których powrót wiązał się z kwarantanną. I znajduje się na liście „niebezpiecznych” krajów już od blisko dwóch miesięcy. A przecież trzeba pamiętać, że brytyjscy turyści stanowią tutaj 20 proc. wszystkich odwiedzających.

– Hiszpania jest bezpieczna i dla Hiszpanów, i dla turystów – mówiła wtedy Arancha Gonzalez Laya, minister spraw zagranicznych, cytowana przez Reutersa.

Rząd zapewniał zresztą, że zrobi wszystko, by z decyzji wykluczyć Wyspy Kanaryjskie i Baleary. Tak się jednak nie stało do dzisiaj. To nie znaczy, że te regiony odpuściły walkę o brytyjskiego turystę. Kilka dni temu hotele na Teneryfie i Lanzarote zapowiedziały, że we współpracy z rządem będą przeprowadzać szybkie testy na koronawirusa, dzięki czemu można byłoby stworzyć coś w rodzaju korytarzy podróży między Wielką Brytanią a Wyspami Kanaryjskimi. Program miałby zacząć działać już od października.

Na Ibizie turystyka niemal zupełnie się zatrzymała – i jak spekulują przedsiębiorcy – tak będzie pewnie przez całą zimę. W dodatku wielu z nich zapowiada, że turystyka klubowa może się już nie odrodzić, gdyż wiele barów i klubów już nigdy ponownie się nie otworzy. I dziś każde z tych miejsc zrobiłoby wszystko, żeby znów móc ujrzeć niesfornych turystów – nawet w ich najgorszej wersji. Byle tylko zasilili nadwyrężone budżety.

Warto jednak zaznaczyć, że choć obecnie najmocniej zabiega się o powrót Brytyjczyków, to przecież wiele krajów mocno odczuło jak to jest, gdy zabraknie znienawidzonej przez nich masowej turystyki. Santorini, Wenecja, a nawet Barcelona czy Amsterdam, które jeszcze kilka miesięcy temu zapowiadały szereg limitów, zakazów i obostrzeń ograniczających życie turystów, dziś zastanawiają się, skąd wziąć brakujące w budżecie środki.

Jeszcze niedawno Wenecja zapewniała, że wprowadzi „opłatę za wjazd do miasta”, a Amsterdam drastycznie podniósł podatek turystyczny. Wszyscy walczyli z Airbnb i tanimi liniami. Teraz mają dokładnie to, czego chcieli. Tylko że rzeczywistość dla niewielu z nich okazała się być satysfakcjonująca.

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.

Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?


porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »