Koniec odwiecznego dylematu: „Co zabrać na wyjazd?” Testuję dla was najlepszą aplikację do pakowania
PackPoint to darmowa aplikacja, która ma pomóc turystom spakować bagaż adekwatny do wybranego kierunku. Sprawdza za człowieka pogodę i podpowiada, co może się przydać w zależności od tego, co zamierzamy robić, a na koniec pozwala podzielić się listą z towarzyszami wyjazdu.
Brzmi świetnie, ale postanowiłam sprawdzić jak jest w rzeczywistości. A aplikacja nie miała łatwo, bo jestem mistrzynią pakowania i prawie zawsze zabieram ze sobą absolutne minimum, zamykając się na przykład w 6 kilogramach podręcznego bagażu na trzy tygodnie spędzone na innym kontynencie. Rzadko zdarza mi się też czegoś zapomnieć, ale zobaczmy, co podpowie mi PackPoint.
Oczywiście to nie jedyna tego typu aplikacja na rynku, ale przejrzałam kilka z nich i ta wydaje się być najbardziej przejrzysta: bez zbędnych reklam, a przede wszystkim w darmowej wersji oferuje naprawdę sporo.
Co najważniejsze, aplikacja jest bardzo dokładna. W trakcie tworzenia listy potrzebnych rzeczy aplikacja zapyta nas nie tylko o miejsce docelowe i długość pobytu, ale także o cel podróży, planowane aktywności, a nawet o nasze podejście do prania.
Do testu przygotowałam trzy scenariusze – plażowanie na Malediwach, kemping w Szczawnicy i biznesowy wyjazd do Tokio. Wszystkie zakładają wyjazd na siedem dni i w każdym z nich zaznaczyłam, że jestem kobietą. Mimo, że w aplikacji nie ma opcji wyboru – postanowiłam wszystkie rzeczy spakować do bagażu podręcznego. Czasem bezskutecznie.
Malediwy – opalanie i elegancka kolacja
Plażowanie poszło na pierwszy ogień. Na taki wyjazd najłatwiej się spakować. Jeśli wezmę tylko bikini, pieniądze i okulary przeciwsłoneczne, to jakoś powinnam przetrwać. Dlatego dla trudności dorzuciłam jeszcze elegancką kolację w jednym z kurortów.
Co zaproponowała aplikacja? Przede wszystkim kazała zabrać dosyć dużo ubrań – w tym między innymi dwie pary krótkich spodenek, cztery „casualowe” koszule i kurtkę, chociaż termometry miałyby wskazywać 29 stopni. Za to słusznie umieściła na liście ładowarki, karty pokładowe, kosmetyki, biżuterię (o której przecież łatwo zapomnieć). Ponieważ prognoza przewidywała opady deszczu aplikacja poleciła mi też parasol.
Co ciekawe na liście pojawiły się nawet tak szczegółowe rzeczy jak lakier do włosów, tabletki antykoncepcyjne, stopery do uszu, opakowanie na bikini czy ochronna pomadka do ust.

Fot. Fly4free
Czego zabrakło?
To może dziwnie zabrzmi, ale gdybym faktycznie miała iść na elegancką kolację, na którą aplikacja zaplanowała mi już szpilki, biżuterię i sukienkę, to pewnie pomyślałabym też o torebce. Tego apka nie przewidziała. Za to podpowiedziała mi zabranie ręcznika, którego prawie na pewno bym nie potrzebowała. Nawet w najtańszych hostelach można je przecież wypożyczyć.
Wbrew mojemu pierwszemu wrażeniu, wszystkie rzeczy weszły do przeciętnych rozmiarów kabinówki. Tym bardziej, że z braku zminiaturyzowanych wersji kosmetyków pod ręką, wpakowałam do bagażu np. 200 ml kremu do opalania. I dosyć grubą książkę.
Szczawnica – kemping, chodzenie po górach i zdjęcia
Ten scenariusz w niektórych sytuacjach przerósł aplikację. Choć intencje były słuszne, muszę przyznać, że parsknęłam śmiechem, gdy na liście zobaczyłam „drewno”. Oczywiście, ono się na kempingu przyda, ale ciężko mi sobie wyobrazić, że ktoś wiezie je z domu zamiast kupić na miejscu.
Co zaproponowała aplikacja?
Inne rzeczy na liście wypadają nieco lepiej. Apka przypomina o takich rzeczach jak namiot, śpiwór, ciepła kurtka czy środek na komary. Trochę na wyrost podpowiada też o zabraniu GPS-a, ale już apteczka pierwszej pomocy wydaje się być jak najbardziej sensowna. Wśród polecanych przedmiotów znalazł się też kompas, woda butelkowa, nóż, filtr do wody, a nawet zestaw do usuwania kleszczy.
Nie zapomnicie też o naczyniach, jedzeniu, sztućcach, a biorąc pod uwagę, że chciałam robić zdjęcia, PackPoint przypomniał też o statywie i kartach SD.
Tym razem zadeklarowałam, że mogę od czasu do czasu coś wyprać, dlatego na przykład liczba skarpetek zmalała z 7 do 3 par. Wreszcie aplikacja zaproponowała też rozsądną ilość ubrań.

Fot. Fly4free
Czego zabrakło?
O dziwo… niczego. Aplikacja pomyślała o wszystkim, choć wiele rzeczy było zbędnych. To w końcu Szczawnica, a nie koniec świata. Rzeczy było sporo, a spakowanie ich do podręcznego plecaka (bo zakładałam, że nikt nie jeździ na kemping z walizką) graniczyłoby z cudem.
Tokio – spotkanie biznesowe i praca
Ostatni pomysł to wyjazd do Japonii w interesach. Byłam ciekawa, czy aplikacja naprawdę pomyśli o wszystkim i muszę przyznać, że… nie zawiodła.
Co zaproponowała aplikacja?
Przede wszystkim na szczycie listy znalazły się rzeczy naprawdę potrzebne podczas biznesowego wyjazdu – wizytówki, laptop, ładowarki. PackPoint pomyślał też o drobnych, ale potrzebnych sprawach jak chociażby sprawdzenie gniazdek w Japonii, dostęp do VPN-a, czyli wirtualnej sieci prywatnej, której używa się w wielu firmach podczas pracy zdalnej.
Wśród ubrań było już nieco ciekawiej – aplikacja bowiem zaleca na przykład zabranie dwóch par długich skarpetek i czterech par skarpetek „roboczych”. Za to słusznie przypomniała o marynarce, odpowiedniej sukience czy butach. Na liście umieściła też… pończochy.
Ciekawostką może być to, że tylko w przypadku podróży biznesowej aplikacja przypomniała mi też o sprawdzeniu czy potrzebuję do Japonii wyrobienia wizy. Biorąc jednak pod uwagę typ rzeczy, jakie musiałabym ze sobą zabrać, bagaż podręczny nie wchodzi w grę. Chyba, że od razu dostanę adres do najbliższej „prasowalni”.

Fot. Fly4free
Czego zabrakło?
PackPoint kazał mi spakować długopis, jednak nie pomyślał już o żadnym notatniku. Choć aplikacja podpowiedziała mi zabranie dodatkowych baterii i ładowarek, to muszę przyznać, że sprzęt elektroniczny lubi płatać figle w najmniej odpowiednich sytuacjach, a kartka papieru jednak nigdy się nie rozładuje.
To brać te szpilki czy nie?
Po przetestowaniu wszystkich opcji darmowej wersji, muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona. Przy zdrowym podejściu do tworzonej przez PackPoint listy, pakowanie naprawdę może iść sprawnie – zwłaszcza, jeśli na co dzień nie idzie nam to najlepiej.
Jak dla mnie aplikacja proponuje nieco za dużo bagażu. Choć w dwóch przypadkach udało mi się bez trudu zmieścić do bagażu podręcznego, to w Tokio rzeczy na pewno nie nadawałyby się do użytku. W przypadku kempingu prędzej musiałabym zająć pół bagażnika niż mały plecak.
Za to muszę pochwalić przypominanie o takich sprawach jak wiza, gniazdka czy wymiana waluty. Wydają się być oczywiste, a jednak jestem w stanie uwierzyć, że często zdarzają się wpadki w tym temacie.
Aplikacja na pewno się przyda. Pod warunkiem, że nie zapomnimy użyć też rozumu i zdrowego rozsądku. A gdyby nie, to z czystym sumieniem możemy zwalić winę na PackPoint. Czemu wzięłam aż tyle? No przecież aplikacja mi kazała!