Jak już wspominaliśmy na naszych łamach, od pewnego czasu przy wjeździe do Kanady niezbędne jest (w większości przypadków) wcześniejsze dopełnienie formalności związanych z eTA, czyli Electronic Travel Authorization. Dokument ten umożliwia wjazd na terytorium kraju – nie tylko w przypadku przylotu, ale także osobom podróżującym tranzytem. Aplikacja odbywa się przez internet, a jej koszt to 7 CAD.
Dokument eTA jest niezbędny dla podróżnych z krajów, do których nie odnosi się obowiązek posiadania wizy kanadyjskiej.
Od najbliższego czwartku każdy turysta, który będzie wypełniać wniosek – może w rubryce dotyczącej płci, oprócz opcji „kobieta” i „mężczyzna” wybrać nową możliwość. I określić swoją płeć jako „inna”.
Kanada tym samym dołącza do innych krajów, które w części dokumentów wewnętrznych (ale nie tylko) rozszerzają opcje związane z wyborem płci. Na liście tej figuruje m.in. Australia, Nowa Zelandia czy Nepal. To nie pierwsze działanie kanadyjskiego rządu, które budzi mieszane uczucia na świecie: od pełnej aprobaty, po głosy niezbyt przychylne tego rodzaju pomysłom.
Od pewnego czasu Kanada jest w czołówce państw, starających się zrównać prawa wszystkich obywateli – w tym także tych reprezentujących mniejszości seksualne, bądź mających problemy z określeniem swojej płci. Premier Kanady, Justin Trudeau postawił na parytet płci, w jego rządzie zaprzysiężonych było po równo: 15 kobiet i 15 mężczyzn. Jak sam mówi, jego rząd jest równie różnorodny jak sama Kanada.
Jaka jest wasza opinia? Czy to krok we właściwym kierunku?