Jedyny kraj UE, gdzie COVID dobije latanie na dobre? Ich wynik to 1/10 tego, co przed pandemią!

Pierwsze miesiące tego roku przyniosły powrót kryzysu w europejskiej branży lotniczej, jednak wakacyjne miesiące sprawiły, że wiele lotnisk w całej Europie mocno poprawiło swoje wyniki. Wystarczy spojrzeć zresztą na Polskę. W lipcu lotnisko w Modlinie obsłużyło ponad 206 tysięcy podróżnych, czyli niemal 70 procent tego, co w lipcu 2019 roku, lotnisko w Krakowie – 383,3 tysiąca pasażerów. To o 86 procent więcej niż w czerwcu, ale w porównaniu do lipca 2019 roku spadek wynosi 51 procent. Jeszcze ciekawiej wygląda sytuacja w Pyrzowicach, gdzie głównie dzięki połączeniom czarterowym śląskie lotnisko w lipcu obsłużyło ponad 423 tysiące pasażerów. To aż o 259 tysięcy ludzi więcej niż w czerwcu, choć w porównaniu do analogicznego miesiąca sprzed pandemii to zaledwie 2/3 poziomu z lipca 2019. Ogólnie na tle Europy sytuacja Polski wygląda jednak dość dobrze.

Z opublikowanego zestawienia „Anker Report”, w którym podsumowano oferowanie (czyli liczbę foteli) w danym kraju w lipcu wynika, że jesteśmy w połowie stawki, a nasz wynik to 64,1 procent poziomu z lipca 2019 roku. Są jednak kraje, które tego odbicia nie doświadczyły, a ich statystyki prezentują się zatrważająco. W końcówce tego zestawienia znajdują się więc Irlandia, Finlandia, Słowacja oraz Słowenia. Skąd wynikają tak słabe liczby? Powodów jest kilka, w niektórych przypadkach mają one indywidualny charakter (bardzo ostre restrykcje w Irlandii), w niektórych bardziej uniwersalne (bardzo ograniczona liczba połączeń linii niskokosztowych, które szczególnie mocno napędzają popyt w okresie wakacyjnym). Jednak spośród wymienionych krajów wydaje się, że Słowenia ma najmniejsze szanse na szybkie przywrócenie poziomu ruchu sprzed pandemii. Wpływa na to kilka przyczyn.

Słowenia to niewielki kraj, z tego powodu jedynym pasażerskim lotniskiem działającym w tym kraju jest port w stolicy kraju, czyli Lublanie. W lipcu przez lotnisko przetoczyło się 65,4 tysiąca pasażerów, co jest najlepszym wynikiem od marca 2020 roku, jednak w porównaniu do lipca 2019 jest to spadek aż o 68,4 procenta. Jeszcze bardziej dołująco wypada to porównanie, gdy porównamy dane za pierwsze 7 miesięcy tego roku w stosunku do tego samego wyniku sprzed 2 lat. Wynik? Lublana w tym okresie osiągnęła zaledwie 12 procent liczby pasażerów z 2019 roku! I choć w sierpniu planowana jest kolejna poprawa, to zapewne będzie ona niewielka.

– Sektor lotniczy wciąż jest mocno uzależniony od restrykcji i procedur wjazdowych ustalanych indywidualnie przez poszczególne kraje. To wpływa też na sytuację naszego lotniska, z którego obecnie lata 13 linii lotniczych. Spodziewamy się, że wkrótce ta liczba zwiększy się do 17 przewoźników – czytamy w komunikacie lotniska.

Ale nie da się ukryć, że Słowenia znajduje się w trudnej sytuacji.

Bankructwo Adrii, które skomplikowało wszystko

Tak naprawdę branża lotnicza w Słowenii wpadła w poważny kryzys już jesienią 2019 roku, gdy zbankrutowała Adria, czyli narodowy przewoźnik Słowenii. To nie była duża linia (w najlepszych latach obsługiwała 1,2 mln pasażerów rocznie), ale zapewniała Słoweńcom dostęp do wielu dużych europejskich hubów przesiadkowych. Po jej bankructwie władze tego kraju próbowały odbudować ruch – planowały stworzenie nowej narodowej linii, a potem dopłacały przewoźnikom do połączeń (skorzystał na tym m.in. LOT), jednak ostatecznie nie dało to pożądanego efektu.

Innym kłopotem Słowenii jest fakt, że Lublana od lat nie jest w stanie zachęcić do siebie tanich linii lotniczych. Ryanair od lat omija stolicę tego kraju szerokim łukiem twierdząc, że opłaty lotniskowe są stanowczo zbyt wysokie, Wizz Air jeszcze przed pandemią zamknął swoją ostatnią trasę i nie zamierza wracać. W tej sytuacji jedynym tanim przewoźnikiem na lotnisku w Lublanie jest easyJet, który 8 września ma wznowić stąd połączenie na londyńskie Gatwick.

Jeśli chodzi o linie rozkładowe to te, pojawiają się i znikają. Kilkanaście dni temu po dwóch latach przerwy loty do Lublany wznowiła linia British Airways, jednocześnie jednak poinformowana, że od 31 października Aerofłot przestanie latać z Lublany do Moskwy.

Dodatkowy problem dla Lublany to fakt, że po sąsiedzku szybko rośnie Ryanair.

Czy Słoweńcy zaczną masowo latać z Chorwacji?

Nie da się ukryć, że Zagrzeb jest w ostatnim czasie oczkiem w głowie Ryanaira. Jeszcze kilka lat temu lotnisko w stolicy Chorwacji było jednym z najdroższych w Europie, jednak ostatecznie zaoferowało Irlandczykom atrakcyjne rabaty, a ci rozpoczęli ekspansję: już teraz z Zagrzebia Ryanair oferuje kilkanaście tras, a do połowy grudnia będzie miał w swojej siatce łącznie 24 trasy z i do Zagrzebia oraz 3 zbazowane samoloty w stolicy Chorwacji. Dlaczego o tym piszemy? Bo z Lublany do Zagrzebia jest ledwie 145 kilometrów, a trasę tę pokouje się w niewiele ponad 100 minut, co oznacza, że wielu Słoweńców może wybrać właśnie ten kierunek, by latać stąd dalej do Europy.

Oficjalnie władze lotniska w Lublanie nie widzą kłopotu, ale przyznają, że dla części pasażerów oferta z sąsiedniego kraju może być kusząca.

– Ekspansja Ryanaira w Zagrzebiu to naszym zdaniem przede wszystkim zwiększenie portfolio tanich linii na tym lotnisku. I choć spodziewamy się, że część pasażerów ze Słowenii będzie korzystało z tych połączeń, to jednocześnie mamy nadzieję, że pasażerowie z Chorwacji będą korzystali z lotów oferowanych przez tanie linie operujące z Lublany – mówi Janez Krasnja z lotniska w stolicy Słowenii.

Inna sprawa, że tych tanich połączeń z Lublany jest teraz jak na lekarstwo.