Fly4free.pl

Poszłam za „paragonami grozy” na jarmark wielkanocny. Liczycie na hejt? Nie tym razem!

Foto: Archiwum Prywatne / Fly4free.pl
Pierogi za 38 zł, gofry za 45 zł, herbata po góralsku za 30 zł – wysokie ceny na jarmarkach wielkanocnych można wymieniać w nieskończoność, co z przyjemnością robią obecnie wszystkie media w Polsce. Odwiedziłam więc krakowski jarmark i wracam z refleksją, która wielu może się nie spodobać.

Wszystko wskazuje na to, że w kategorii słynnych „paragonów grozy”, rok 2023 nie będzie się wiele różnił od poprzednich. Medialny krąg życia, który wymaga od dużych ogólnopolskich portali, zaprezentowania przeraźliwie wysokich cen – zimą w Zakopanem, wiosną na jarmarkach wielkanocnych, latem nad Bałtykiem i jesienią przy cmentarzach, właśnie wkracza w fazę drugą! W tej sytuacji nie mogłam i ja przejść obojętnie koło tematu, który wzbudza tak wiele emocji. Jeśli jednak liczycie, że popłynę z falą wszechobecnego hejtu, to niestety muszę was rozczarować.

Czy jest drogo? Jest. Czy można się oburzać? Można. Tylko właściwie po co?

Sprawdź najlepsze oferty na wczasy
Reklama interaktywna, dane dostarczone 2024-03-29T10:57:00.726Z przez Wakacje.pl

To co z tą kromką chleba za 54 zł i herbatą za 30 zł?

Zacznijmy od konkretów. Tegoroczny jarmark to 82 stoiska, które zapełnili wystawcy z Polski, ale także np. Litwy, Ukrainy, Słowacji, Węgier czy Włoch. Na straganach znajdziecie niemal wszystko – od wyrobów drewnianych, biżuterii i strojów ludowych, przez pisanki, zdobione pierniki, kolorowe mazurki, aż po podkowy „na szczęście”, ceramikę, magnesy. Nie mogło zabraknąć także rozbudowanej oferty gastronomicznej. Prym wiodą grillowane mięsa, pierogi, oscypki, wędliny, słodkości, a także wszelkie rozgrzewające napoje. I to właśnie ta kategoria wzbudza najwięcej emocji.

Foto: Archiwum Prywatne / Fly4free.pl

Ceny nie są niskie – byłoby grzechem tak je określić. Pierogi – w zależności od stoiska kupimy np. za 30 zł (7 sztuk z dowolnym nadzieniem) lub 38 zł za 12 sztuk (+ 7 zł za każdy dodatek typu cebula/śmietana). Za żurek trzeba zapłacić 18 zł (choć generalnie zupy kosztują od 15 do 30 zł), oscypki z grilla wyceniono na 7 zł (tak, ja też pamiętam, że kiedyś były po 2,50 zł), a mięsa z grilla (kiełbasy, karkówki, golonki itd.) – 14-20 zł/100 g. Solidnie dopłacimy też, jeśli skusimy się na dodatki – pieczone ziemniaki to kolejne 15 zł, podobnie jak kapusta zasmażana. Frytki to 12 zł, a owoce w czekoladzie przeciętnie 12-20 zł.

Herbata za 30 zł? Tak, jeśli zdecydujemy się na opcję „po góralsku”, czyli z alkoholem. Zwykła kosztuje połowę mniej. Kawy startują od 7 zł, a gorąca czekolada od 12 zł (czyli mniej niż w niektórych kawiarniach), choć bywa i za 20 zł na innych stoiskach. Gofry można kupić za… 40 zł (ze wszystkimi możliwymi dodatkami), ale też za 8 zł w skromniejszej wersji.

A co z tą kromką chleba za 54 zł, którą ochoczo wyciągnął do tytułu jeden z lokalnych portali? No jest. Tyle, że jest to pajda za smalcem, do której musielibyśmy dodatkowo dobrać mięso, kiełbasę, ogórki kiszone i cebulę, czyli wszystkie dostępne dodatki z menu. To dalej bardzo, bardzo, bardzo drogo, ale to jednak nie jest sama kromka chleba – nie róbmy z czytelników idiotów.

Foto: Archiwum Prywatne / Fly4free.pl

Internet hejtuje, kolejki stoją, a sprzedawcy smażą kiełbasę

Efekt? Internet aż się zagotował! „Z cenami to ich poniosło”, „włos się jeży”, „ceny jedzenia to jakiś żart”, „to jarmark drożyzny” –  grzmią z ogólnopolskie media (możecie sprawdzić w Google, żadnego z tytułów sobie nie wymyśliłam).

I tak, ja też uważam, że to bardzo dużo pieniędzy – żebyśmy się dobrze zrozumieli! Tyle że… czy kogoś to jeszcze dziwi albo szokuje? Przecież 99% mieszkańców Krakowa i tak nigdy nie je na rynku (ani na jarmarku ani w tutejszych restauracjach), bo takie przybytki i atrakcje zwykle można podsumować hasłem „Czy jest drogo? Jest drogo. Czy jest dobrze? Jest drogo”. Od zawsze były i są nastawione na turystę, co jest zresztą powszechnym zjawiskiem na całym świecie.

Ktoś powie „dobra, Zającówna, ale jak mnie akurat złapie ochota na pierogi w okolicach rynku, to chciałbym, żeby mnie było na nie stać WE WŁASNYM MIEŚCIE”. W porządku. Jako człowiek, który pierogów nie odmawia nigdy, rozumiem takie pragnienie. Tylko, że jeśli jesteś we własnym mieście, to idę o zakład, że nie odwiedziłeś żadnej restauracji na rynku od lat (wykluczając sytuację towarzyszenia turystom). Stawką może być talerz pierogów ze słynnego baru mlecznego na Grodzkiej (raptem 400 m dalej). Bo tam kosztują 22 zł/10 sztuk. I to raczej tam zje je ktoś, kto jest „we własnym mieście” – zakładając odważnie, że konsumpcja MUSI odbyć się w obrębie 5 minut spaceru od rynku.

Kluczowy jest też fakt, że praktycznie wszędzie (poza kilkoma stoiskami, które zasługują na wieczne potępienie i życzę im, żeby ich krakowski wredny gołąb podziobał) ceny są duże, wyraźne i jasno określone. Nie ma tu oszustw w weneckim czy barcelońskim stylu, gdy nieuczciwi przedsiębiorcy liczą na podejście turysty z kategorii „no ileż to może kosztować”, a że więcej niż mogliby sobie wyśnić w najgorszym koszmarze, dowiedzą się dopiero, gdy przyjdzie do płacenia.

Foto: Archiwum Prywatne / Fly4free.pl

Nie ma też nikogo, kto stałby na tarasie Sukiennic lub w Wieży Ratuszowej i z procą przymuszał do kupowania. A mimo tego przy wielu stoiskach ustawiają się kolejki, a turyści tłumnie przybywają, by poszukać tu pamiątek i świątecznej atmosfery.
Czyli może jednak popyt czyni podaż, co niektórym chyba nie mieści się w głowie?

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
To jest taka sama dyskusja jak "zły Ryanair rozsadza rodziny". Ceny jakie są każdy widzi i każdy sam podejmuje decyzję o zakupie. 
Steeve, 8 kwietnia 2023, 10:26 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »