Fly4free.pl

Bez tych 11 rzeczy niedawno nikt nie wyobrażał sobie podróży. Dzisiaj ledwie o nich pamiętamy, a robił i miał je każdy podróżnik

kolejka na lotnisku
Foto: Roger Hoetink / Shutterstock

Choć trudno nam to sobie wyobrazić, w ciągu ostatnich kilku lat nastąpiła całkowita rewolucja w tym, w jaki sposób podróżujemy i co zabieramy ze sobą w podróż. Poniżej przedstawiamy kilka gadżetów i czynności, które jeszcze niedawno towarzyszyły każdej wyprawie samolotem, a dziś (przynajmniej dla wielu z nas) zaczynają odchodzić do lamusa.

Na początek ważne zastrzeżenie. Piszemy o rzeczach, które spotykane są w podróżniczych plecakach coraz rzadziej, ale to nie znaczy, że ich nie ma. Jeśli więc ktoś nadal używa rzeczy, które zawarte są w tym tekście, prosimy się zanadto nie bulwersować, tylko potraktować ten tekst z lekkim przymrużeniem oka. A następnie zapiąć pasy i przenieść się do… powiedzmy 2013 roku, gdy daną rzecz lub czynność musiał mieć lub wykonać przed podróżą każdy domorosły podróżnik.

Gotowi? To zaczynamy.

1. Gotówka

Oczywiście, w dalszym ciągu są kraje, w którym posiadanie choćby “twardej” waluty, czyli dolarów lub euro jest jak najbardziej wskazane, ale zasadniczo nie jest już tak, że przed każdym city breakiem lecimy do kantoru, by wymienić pieniądze. Przyczyn jest wiele: pojawiły się tak fenomenalne produkty jak Revolut, które pozwalają nam na wypłatę pieniędzy i transakcje bezgotówkowe bez prowizji i po bardzo dobrym kursie. Swoje zrobiły też nasze banki, obiecujące “wypłaty bez prowizji w każdym kraju świata’, choć tutaj dochodzi już kwestia przewalutowania, co nie jest już tak pozytywne dla naszych pieniędzy. Ale – pewnie trochę w imię wygodnictwa – często godzimy się z tym.

Z drugiej strony bardzo dobrze, że ciągle są kraje, w których gotówkę trzeba posiadać i gdzie nie dotarła jeszcze “globalna wioska”. Do dziś pamiętam nasze 2 tygodnie w Iranie, gdy na cały pobyt mieliśmy jakieś 1000 USD i liczyliśmy każdy grosz, gdy np. na lotnisku okazało się, że ceny wiz są znacznie wyższe niż według „oficjalnego” cennika. A koniec końców okazało się, że z naszych kart płatniczych (pozornie w tym kraju bezużytecznych) i tak można było wypłacać pieniądze, w czym pomogliby nieocenieni i najwyraźniej mogący wszystko handlarze dywanów w Isfahanie…

paszport
Foto: piosi / Shutterstock

2. Paszport

Jasne, jeśli planujesz wypad do Azji czy Ameryki Południowej, bez paszportu będzie Ci ciężko (by nie powiedzieć, że wyprawa będzie niemożliwa), ale czy brak tego dokumentu oznacza, że nie można podróżować? Absolutnie nie.

– Mam mnóstwo znajomych, którzy podróżują kilkanaście razy w roku, a nie mają paszportu, tylko dowód osobisty – mówi Aneta Zając, moja redakcyjna koleżanka.

Chodzi oczywiście o kraje strefy Schengen, wśród których każdy znajdzie dla siebie jakieś piękne miejsce do spędzenia urlopu, ale nie tylko. Być może nie wszyscy wiedzą, ale na dowód spokojnie dolecimy do Gruzji, ale też znacznie bardziej egzotycznych miejsc jak wyspa Reunion na Oceanie Indyjskim, Gwadelupa czy Martynika. Więcej szczegółów i pełną listę krajów, do których możecie podróżować „na dowód”, przeczytacie w bardzo ciekawym tekście Pawła Kunza

Foto: Nachos Such / Shutterstock

3. Lustrzanka i profesjonalny sprzęt fotograficzny

Z pewnością skrzywią się tu miłośnicy fotografii, którzy dadzą wiele za możliwość ujęcia kilku idealnych kadrów podczas wyjazdu, ale wydaje się, że oprócz samozwańczych profesjonalistów, wszelkiej maści aparaty (nawet te cyfrowe) powoli odchodzą do lamusa. Na ten stan rzeczy nałożyło się kilka przyczyn: swoje zrobiły tanie linie lotnicze i stosowane przez nie restrykcje w bagażu podręcznym. Ale też rozwój technologii: smartfony, których używamy, mają coraz lepsze aparaty, często umożliwiające robienie znacznie lepszych zdjęć niż normalną “cyfrówką”. A skoro tak, to po co się dublować? Ważną wadą aparatów jest też to, że chyba nie bardzo da się z nich bezpośrednio przerzucać foteczki na Instagrama 😉

Foto: adriaticfoto / Shutterstock

4. Pocztówka

Ta bardzo miła tradycja także powoli odchodzi do lamusa. Pewnie, wciąż są ludzie, którzy jako jeden z obowiązkowych punktów wyjazdu mają w planie wizytę na poczcie i mozolne wysyłanie kartek np. do mamy, ale w swojej podróżniczej masie raczej rezygnujemy z tego sympatycznego obyczaju. Dlaczego? Wychodzi na to, że… trochę z lenistwa. Ale też trochę dlatego, że podróżujemy za dużo.

– Kiedyś wyjazdy, zwłaszcza zagraniczne, to było wielkie święto, celebracja. Człowiek żył tym, że w wakacje na 2 tygodnie wyjedzie do jakiejś Chorwacji, czasem jeszcze wyskoczy gdzieś zimą i to było wszystko. A dzisiaj? Dzisiaj podróżuję kilkanaście razy w roku – dwa razy w roku jakaś dłuższa wyprawa, a w międzyczasie mnóstwo mniejszych wypadów, jeśli uda się upolować tanie bilety. Z każdej wyprawy mam wysyłać pocztówki? No nie. Zaczęło się od odpuszczania podczas takich krótkich, jedno czy dwudniowych wypadów, kiedy harmonogram jest tak napięty, że po prostu brakuje na to czasu. A potem już tak ta tradycja zaczęła się rozmywać. Ale chyba nie tylko u mnie – nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś ze znajomych czy rodziny wysłał mi pocztówkę z wakacji. Za to często jestem oznaczany w urlopowych postach znajomych na Facebooku – śmieje się Bartek, informatyk z Warszawy i mój dobry kolega.

A Ty, drogi podróżniku? Wysyłasz jeszcze pocztówki z wyjazdów?

Foto: Cineberg / Shutterstock

5. Drukowana karta pokładowa...

To moje największe zaskoczenie podczas pisania tego tekstu – byłem przekonany, że mobilne karty pokładowe istniały “od zawsze”. Tymczasem przeszukałem przepastne internetowe archiwa i okazało się, że Ryanair wprowadził to rozwiązanie dopiero w połowie 2014 roku. Dodajmy jeszcze rok na upowszechnienie tej usługi i wychodzi nam, że wejść na pokład dzięki pokazaniu kodu QR na naszym telefonie można naprawdę od niedawna.

I to chyba największa rewolucja, bo czy pamiętacie te traumatyczne historie, zanim nastała mobilna era? Te wszystkie mozolne poszukiwania drukarek na ostatnią chwilę, bo zapomnieliśmy o odprawie, a w hotelu akuratnie było. A konsekwencje mogły być naprawdę srogie, bo Ryanair i spółka liczyły sobie naprawdę niemożliwe kwoty za wydrukowanie karty pokładowej. Znam nawet przypadki, gdy z powodu zapominalstwa ludzie rezygnowali z podróży, bo druk jednej kartki na lotnisku wielokrotnie przekraczał koszty biletu.

Sam pamiętam, jak jakieś 6 czy 7 lat temu w desperacji przemierzaliśmy w niedzielne przedpołudnie centrum Belfastu w poszukiwaniu otwartej kafejki internetowej, gdy okazało się, że w naszym hostelu drukarka nie działa. A gdy zziajani dopadliśmy w końcu na miejsce, bez pytania przywitało nas pytanie:

– Hi! You want to print boarding pass, right?

I chyba nie można się dziwić. Dzisiaj w oficjalnym cenniku Ryanaira opłata za wydrukowanie karty pokładowej wynosi 96 PLN, ale – naprawdę trudno w to uwierzyć – 6 lat temu irlandzka linia liczyła sobie za tę przyjemność aż 332 PLN!

A potem nastała wygodna mobilna karta pokładowa, do której przekonuje się coraz więcej ludzi. Choć warto pamiętać o tym, że w Europie i nie tylko wciąż są lotniska, które nie przyjmują kart mobilnych – dobrym przykładem jest choćby port lotniczy we Lwowie.

Nie da się jednak ukryć, że dla większości podróżników papierowa karta pokładowa powoli odchodzi do historii. Podobnie jak…

6. ...dziesiątki innych wydruków

Możemy się kłócić, że wciąż zabieramy w podróż przewodniki (mi zdarza się to raczej rzadko – wszystko, czego potrzebuję, szukam wcześniej w internecie) i jestem nawet skłonny przyznać, że akurat ta “tradycja” nie umarła. Wydaje się za to, że wraz z tradycyjną kartą pokładową umarła tradycja zabierania ze sobą… wydrukowanych kartek z informacjami dotyczącymi podróży. Co się na nich znajdowało? A choćby największe atrakcje danego miasta albo obowiązkowy wydruk maila “z Bookingu” z adresem i wskazówkami dojazdu z lotniska do naszego hotelu.

Była to oczywiście sprytna metoda, bo w czasach sprzed zniesienia opłat roamingowych, pozwalała zabezpieczyć się przed ewentualnym brakiem darmowego Wi-Fi lub nadzianiem się na wysokie opłaty, jeśli zapomnieliśmy wyłączyć transferu danych. Ale dzisiaj? Kolejna rzecz, która odchodzi do historii. Podobnie jak…

Foto: Anna Lshansky / Shutterstock

7. Papierowe mapy i GPS-y

Jasne, papierowe mapy mają swój urok, ale też praktyczne zastosowanie (jeśli wybierasz się w miejsce, gdzie nie ma zasięgu komórkowego, to trudno sobie wyobrazić, by nie zabierać ich ze sobą), ale czy w dzisiejszych czasach faktycznie są nieodzowne? To samo z GPS-em, który z powodu wysokich opłat jest obowiązkowym punktem do spakowania dla każdego podróżnika wynajmującego auto. Wydaje się, że obie te rzeczy w świetle rozwoju smartfonów odchodzą do lamusa. Wystarczy przecież odpalić Google Maps lub inną aplikację, znaleźć źródło Wi-Fi, oznaczyć punkt, którego szukamy i… już – nawigacja doprowadzi nas do szukanego miejsca bez konieczności dostępu do sieci.

A to łączy się z kolei z czynnością, którą jeszcze niedawno nagminnie wykonywaliśmy.

tryb samolotowy w telefonie
Foto: ymgerman / Shutterstock

8. Telefon w podróży? Zawsze i wszędzie “tryb samolotowy”

To chyba największa rewolucja związana ze zniesieniem opłat roamingowych w zeszłym roku. Ile to razy słyszeliście o kuzynie wujka Andrzeja czy innym dalekim znajomym, który nie zmienił ustawień w telefonie albo nawet nieopatrznie i z pełną premedytacją sprawdził 2 razy pocztę i Facebooka, a miesiąc później ujrzał rachunek na 600 PLN za transfer danych. W efekcie wielu z nas “dla świętego spokoju” wyłączało telefon nawet na kilka dni, by nie nadziać się na dodatkowe opłaty, nawet przypadkiem.

Wszystko zmieniło się w zeszłym roku, gdy okazało się, że jednak jest możliwe, aby korzystać z internetu i dzwonić z telefonu w ramach UE i kilku innych krajów i nie zbankrutować.

Oczywiście, ma to swoje zalety (np. stały łatwy kontakt z rodziną i bliskimi na wyjeździe), ma też wady (dużo trudniej odciąć się od pracy), ale z całą pewnością jest to kolejna wielka zmiana.

Kolejną, być może mocno subiektywną zmianą jest to, że na dalekie wyjazdy…

9. ...nie zabieramy własnego jedzenia

To właściwie jest uwaga bardziej do pokolenia naszych rodziców, przekonanych o tym, że “wydaliśmy już tyle pieniędzy na bilety, a tam zagranicą na pewno jest tak drogo, więc zabieramy wałówkę”. W pewnych okolicznościach jest to zrozumiałe, np. wypad do Norwegii bez własnego zestawu “gorących kubków” i produktów pochodnych wydaje się średnio rozważny z punktu widzenia naszego budżetu, ale przecież zazwyczaj ceny pożywienia w Europie i nie tylko są na bardzo zbliżonym poziomie do Polski. Do tej prostej konstatacji (że w prawie każdym kraju w Europie jest jakiś “Lidlopochodny” dyskont) doszliśmy, bo podróżujemy coraz więcej i choć lubimy narzekać – nie da się ukryć, że z roku na rok zarabiamy coraz więcej, a nasza sytuacja ekonomiczna w porównaniu z innymi krajami w Europie coraz bardziej się poprawia.

W ten sposób płynnym krokiem przejdźmy od rzeczy, których już nie potrzebujemy w podróży do… pewnych rytuałów, związanych z samym lotem. Czego już więc nie robimy?

Foto: illpax / Shutterstock

10. Nie biegniemy do samolotu!

Pamiętacie ten szaleńczy wyścig, by wybrać jak najlepsze miejsce na pokładzie Ryanaira i Wizz Aira? Sprinty do samolotu to była zresztą tylko wisienka na torcie, bo przedtem należało jeszcze zająć “pole position”, czyli ustawić się w kolejce na dłuuuuugo przed ogłoszeniem boardingu. A potem już tylko wejście do autobusu i biegniemy w szalonym tempie, by zająć najlepsze miejsce.

Te wesołe ćwiczenia fizycznie zostały zastopowane dopiero jesienią 2013 roku, gdy Ryanair zaczął przydzielać pasażerom miejsca na bilecie. Wtedy też Ryanair wprowadził opłaty za wybór miejsca w samolocie, choć jeszcze nie rozdzielał specjalnie rodzin ani grup znajomych podróżujących na jednej rezerwacji.

To kolejna zmiana na lepsze, choć jak zapewne orientujecie się, bywając na lotniskach, nie udało się wyplenić zwyczaju stania w kolejkach na długo przed boardingiem. A jeśli chcecie zobaczyć, dlaczego ludzie lubią stać w kolejkach na lotniskach, zajrzyjcie TUTAJ.

Z biegiem lat z samolotów zniknął jeszcze jeden sympatyczny zwyczaj. Trudno już bowiem teraz uświadczyć…

Foto: materiały prasowe

11. ...klaskanie w samolotach po wylądowaniu

I trudno powiedzieć czy to dobrze czy źle. Z jednej strony mieliśmy grupę “światowych” pasażerów twierdzących, że to totalna wiocha. Z drugiej – miłośników tej formy nagradzania pilota za jego pracę, którzy twierdzili, że tak samo robią Włosi czy Hiszpanie i tam nikt nie uważa tego za obciach. Ostatecznie ten zwyczaj też gdzieś zaginął po drodze.

***

Nie da się ukryć, że spora część z tych rzeczy powoli znika z naszych plecaków w następstwie zmian technologicznych, a zastępuje je choćby poczciwy smartfon. Za „uszczuplenie” naszych bagaży poniekąd odpowiadają też tanie linie, które drastycznie zmniejszają bezpłatne limity bagażu podręcznego, jaki możemy zabrać ze sobą na pokład.

Czy są jakieś rzeczy albo czynności „z dawnych lat”, za którymi tęsknicie?

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Avatar użytkownika
Przenieść się do 2013 (około) to żadna odległa przeszłość, w moim przypadku niewiele się nie zmieniło na przestrzeni tych 5 lat.  Natomiast odnoszę wrażenie, że artykuł pisany był głównie w odniesieniu do latania tzw. tanimi liniami po Europie, bo tak odbieram wypowiedź o konieczności wydruku karty pokładowej, darmowym roamingu czy płaceniu kartą. Zgoda, że karty płatnicze są popularne i akceptowalne w wielu miejscach ale z drugiej strony są takie kraje czy regiony, gdzie nierozsądnie jest nie mieć gotówki. Będąc w tym roku na kambodżańskiej wyspie Koh Rong gotówkę wziąłem, gdyż ostrzegano, że bankomatu tam nie ma (chyba pierwszy się pojawił już - do sprawdzenia) i kart raczej nie honorują. A będąc nawet w cywilizowanym miejscu warto mieć trochę drobnych i staram się zawsze gotówkę mieć, mimo że od ponad 20 lat używam kart płatniczych i niewiele krócej kredytowej.Natomiast pełna zgoda co do pocztówek - wysyłanie ich zanika. A inne podobne zanikające zjawiska? 1. Aparat fotograficzny faktycznie ustępuje smartfonowi i sam też przestaję stopniowo aparat zabierać. Chociaż robienie zdjęcia smartfonem siedząc na chybotliwej łodzi... kompaktowy aparat z wygodnym uchwytem jest bezpieczniejszy a i strata mniejsza jakby co;)2. Mam gdzieś zachowaną kartę pokładową wypisaną ręcznie - wygląda zabawnie a lot był zaledwie z 10 lat temu. 3. Tanie zakupy w lotniskowym duty free też już nie są atrybutem każdej podróży, jak dawniej bywało. 4. Zakaz wożenia płynów w bagażu podręcznym stał się tak oczywisty, że nie pamiętamy czasów z początku tego wieku, gdy tych ograniczeń nie było albo zdziwieni jesteśmy, że gdzieś w Azji czy Ameryce Południowej nie każą nam pozbywać się butelki z wodą.Wiele współczesnych zasad i zwyczajów naszego życia w tym i podróży tak się nam utrwala, że powoli nie pamiętamy, jak było dawniej, mimo że znamy tamte czasy nie tylko z opowiadań.
Przemm, 19 grudnia 2018, 20:50 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Ja jeszcze dziesięć lat temu woziłem plastikowy zegarek 6x6cm z budzikiem, ale nie miałem wtedy telefonu :)
sal_paradise, 19 grudnia 2018, 21:13 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Artykul napisany chyba dla tych, ktorzy lataja tylko Ryanair i Wizzair. Ja tam lubie papierowe karty pokladowe i drukuje je na lotnisku w automacie lub ide do okienka. Nie musze mieć telefonu pod reka i wyciagac go przy każdej okazji.Jakbysmy cofneli sie tak z 15 lat do tylu, to moze bylyby wieksze roznice, ale 5 lat to nic. 
Aga_podrozniczka, 19 grudnia 2018, 21:26 | odpowiedz
Avatar użytkownika
kartki wysyłam cały czas jeszcze, zresztą ja i moja Pani. Ale to widać, że coraz gorzej z tym jest. Najgorzej w Kazachstanie.
Roku, 19 grudnia 2018, 21:29 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Gotówka obowiązkowa. Jest milion sytuacji, gdzie karty nie akceptują - bilety, małe sklepiki. Dlatego na standardowy tygodniowy wyjazd zawsze mam te 50-100 euro fizycznie.
moomphas, 19 grudnia 2018, 21:32 | odpowiedz
Avatar użytkownika
11. ...klaskanie w samolotach po wylądowaniu......Ostatecznie ten zwyczaj też gdzieś zaginął po drodze."Nieprawda. Klaskanie jest jeszcze spotykane zwłaszcza w samolotach czarterowych. Ja spotkałem się z tym zwyczajem jeszcze w tym roku w sierpniu jak lądowaliśmy w Polsce.
Chriss, 19 grudnia 2018, 22:01 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Co ja mogę powiedzieć. Podróż bez gotówki? To dość głupie i bezmyślne... Podobnie jak zdanie się na te swoje "mobiliki". Wiele może się zdarzyć i lepiej mieć w plecaku papier. Klaskanie w samolotach? Jak to tłumaczę sobie tak - "O Mój Boże!!! Nie wierzę!!! Naprawdę dolecieliśmy i się nie rozbiliśmy!!! Samoloty naprawdę latają!!!". Gorące kubki na drogę? Można, tylko czy nie lepiej posiedzieć w domu? Wyjdzie jeszcze taniej...
Damian_G, 20 grudnia 2018, 7:49 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Ledwo pamiętamy? O paszporcie, gotówce - powodzenia jak bankomat połknie kartę, zgubi się, ukradną, nie będzie bankomatu pod ręką, itp...? Kartach pokładowych i innych wydrukach (jak padnie smartfon albo nie będzie neta w pobliżu, to chyba się mogą przydać)? Nie wiem w jakiej rzeczywistości żyje autor, ale mimo wszytko, większość tych rzeczy dalej funkcjonuje i jest przydatne podczas podróży... No i pocztówki - ja mimo wszystko dalej je wysyłam (rodzicom i dziadkom), bo sprawia im to przyjemność...
kloose84, 20 grudnia 2018, 18:53 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Z tej listy to u mnie totalnie odpada chyba tylko 3 i 10 - nigdy tego nie robiłem. Gotówkę zazwyczaj biorę, ostatnio miałem niewiele na krótkim wyjeździe i w Holandii (!) nie chciało przyjąć karty. Paszport w wielu krajach potrzebny. Mobilnej karty pokładowej nigdy nie używałem. Kartki z ważniejszymi danymi drukuję, potwierdzenia wszystkiego też zazwyczaj. Jedzenia w ilościach na cały wyjazd oczywiście nie, ale przekąski na pół dnia lub nawet cały owszem. Roaming nawet w UE nie zawsze jest free. Pocztówek nigdy raczej nie wysyłałem, ale kupuję na pamiatke. Mapkę  czasem pobieram z hotelu. A klaskanie ostatnio słyszałem w Norwegian ?
Qba85, 21 grudnia 2018, 2:36 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »