Odwołany lot to nie koniec świata. Przygotuj się, a nie stracisz przez Ryanaira pieniędzy, nerwów i urlopu
Zaczyna się zwykle od jednego słowa: „anulowany” albo „opóźniony”. I nagle cały misterny plan zamienia się w wielkie finansowo-logistyczne domino, które psuje nam urlop. Czy mimo niepewnych lotniczych czasów, możemy zabezpieczyć się przed kłopotami? Podpowiadamy.
Gorący konflikt pomiędzy Ryanairem, a jego pracownikami utknął w martwym punkcie. Odwołanych lotów wciąż jest sporo, ale rozwiązania problemu też jakoś nie widać. Tysiące osób bezpowrotnie pozbyły się oszczędności, nie doleciały na miejsce albo zmarnowały wakacje. I czeka to jeszcze wielu kolejnych.
W kulminacyjnym momencie strajku pracowników irlandzkiej linii, czyli 10 sierpnia odwołano co 6 samolot Ryanaira, czyli kilkaset połączeń. Codziennie rano w ich mediach społecznościowych pojawia się komunikat, o liczbie odwołanych lotów. W ostatnich dniach zwykle jest to od 6 do nawet 19 proc. wszystkich połączeń.
Brytyjskie media policzyły, że jedynie 16 proc. pasażerów otrzymało odszkodowania, za opóźnione i odwołane loty. Na licznych forach i grupach podróżniczych aż kipi od frustracji pasażerów, którym zmiana daty czy godziny wylotu kompletnie pokrzyżowała plany i naraziła na spore wydatki.
Jaka jest szansa, że trafi na mnie?
Już widziałeś oczami wyobraźni siebie w typowo wakacyjnych ubraniach, sączącego wino czy zimne piwo w lokalnej knajpie. Już rozgrzewałeś instagram, już wymyśliłeś pozdrowienia na pocztówki. Aż tu nagle linie lotnicze wydają wyrok zawarty w jednym słowie, którego nie chce przeczytać nikt. ANULOWANY.
Dobijasz się na infolinię, krzyczysz i płaczesz, że ty na wakacje, że hotel zarezerwowany, że przecież drinki czekają, a leżaczek stygnie. Niech pani zrozumie – mówisz, cały rok pracuję, teraz chciałem odpocząć. Myślisz o pieniądzach, które już wpakowałeś w tej wyjazd, o wynajętym aucie o dokupionych śniadaniach, tych dwóch promocyjnych biletach na mecz/koncert/wstęp do obleganych zabytków. W głowie cyferki latają jak niczym w kultowej scenie z Matrixa. Kalkulujesz. Pytasz: kto Ci to odda, znów krzyczysz, że złodzieje, że urlop, że czekałeś, a w ogóle to ratunku.
I po kilku godzinach wchodzi ona – cała na żółto-granatowo, wybawicielka prosto od linii lotniczej i mówi, że jak ktoś na wakacje to zapraszają, samolot już gotowy, nie można przecież zepsuć tak pięknych chwil jak długo wyczekiwany urlop. Zabierają też starsze małżeństwo, co leci zobaczyć wnuki i tę dziewczynę, która leci na ślub przyjaciółki. Wszyscy szczęśliwi, w powietrzu unosi się radość i wdzięczność, zdrapki sprzedają się jak szalone, a nawet fotele wydają się mniej ciasne niż zwykle.
No, a przynajmniej tak by to wyglądało, gdyby linie lotnicze przejmowały się pasażerami, zamiast rozkładać ręce i mówić „nie mamy dla pana samolotu i co nam pan zrobisz?”. Ale się nie przejmują. Czar prysł, wracamy na ziemię (aż nadto dosłownie), nikogo nie obchodzi co ty sobie zarezerwowałeś, co już kupiłeś i czy odzyskasz pieniądze.
Oczywiście czasem linia lotnicza jest w stanie zorganizować lot zastępczy kilka godzin później lub w następnym dniu. Wtedy jeszcze można jakoś przełknąć sytuację – oczywiście pod warunkiem, że nie planowaliśmy jednodniówki. Ale zdarza się też, że system pozwala zmienić bilety na lot dopiero za kilka dni i nagle tygodniowe wakacje zamieniają co najwyżej w przedłużony weekend.
A przecież to zdarza się nie tylko teraz i nie tylko w Ryanairze. Niedawno problemem były strajki pracowników kontroli ruchu lotniczego, później upały, a dużo wcześniej ostra zima. Szansa, że to właśnie my będziemy pechowymi pasażerami jest większa niż nam się wydaje i niestety bojkot irlandzkiej linii nie wystarczy, by się przed kłopotami ustrzec.

Jak się zabezpieczyć?
Niestety nie da się przewidzieć, który lot zostanie anulowany. Jeśli jednak wiemy, że w ostatnim czasie sytuacja jest gorąca, a strajk wciąż trwa, choć przebiega w mniej spektakularny sposób, warto się odpowiednio przygotować.
Po 1. Nigdy nie rezerwujcie hotelu bez możliwości bezpłatnej anulacji. Wiem, że to zazwyczaj jest droższe i większość z nas pomyśli „no przecież jadę na pewno”, ale jak pokazuje doświadczenie od naszego pobożnego życzenia do realizacji jest naprawdę długa droga i wiele czynników, które mogą przeszkodzić w dotarciu na miejsce.
Jestem jednak przekonana, że kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt dodatkowych złotych zainwestowanych w wyjazd – zwłaszcza jeśli mówimy o tygodniowych czy dwutygodniowych wakacjach – po prostu się opłaca. Podobnie zresztą traktuję wypożyczalnie samochodów, jakieś agencje turystyczne czy wszystko to, co lubimy kupić i zaplanować wcześniej. Nie biorę, jeśli nie mogę anulować bez większych problemów.
Po 2. Warto się ubezpieczyć. Opcji jest do wyboru do koloru. Na przykład w Wizz Air już z poziomu rezerwacji biletów można dokupić sobie gwarancję przylotu na czas. Usługa kosztuje 44 PLN i w razie jakichkolwiek kłopotów już na starcie mamy 100 EUR w kieszeni. Jeśli nie odpowiada wam, że środki wpływają na konto WIZZ, warto poszukać ubezpieczenia turystycznego, które zawiera także odszkodowania w związku z opóźnieniem, odwołaniem lotu.
Skoro i tak wykupuję je na każdy wyjazd dla świętego spokoju i w razie problemów ze zdrowiem, to poświęcenie kilku chwil na znalezienie takiego, który ochroni mnie też w razie kłopotów z samolotem nie jest wielkim wysiłkiem.

Po 3. Jeśli to możliwe, wstrzymaj się z kupowaniem biletów na atrakcje. Rzadko zdarza się, żeby te kupowane kilka tygodni wcześniej szczególnie różniły się ceną od tych kupionych później. A jeśli chcesz oszczędzić to szukaj wszelkiego rodzaju zakupów grupowych, promocji czy pośredników i koniecznie sprawdź cennik w internetowej sprzedaży. Też będzie tanio, a bez ryzyka.
Jeśli chodzi o duże wydarzenia, na które trudno zdobyć bilety, a więc te kupowane z ogromnym wyprzedzeniem – koncerty, najciekawsze mecze itd. t warto wiedzieć, czy bilety są imienne i czy w razie lotniczej wtopy będzie można je komuś sprzedać.
Po 4. Znaj swoje prawa. Dokładnie doczytaj, kiedy przysługuje ci hotel, kiedy posiłek, kiedy odszkodowanie. Domagaj się poszanowania wszystkiego, co ci się należy i dokumentuj poniesione wydatki. Ale nie szalej z nimi, bo przecież na pewno ci zwrócą. Niestety nie zawsze.
Przykładowo Ryanair zapiera się, że nie będzie wypłacał odszkodowań za połączenia opóźnione i odwołane z powodu strajku personelu tłumacząc to okolicznością nadzwyczajną. Niestety w tej kwestii przepisy wciąż się nieprecyzyjne, ale i tak warto walczyć od swoje. Jeśli nie napiszesz wniosku o zwrot pieniędzy, to faktycznie na pewno ich nie dostaniesz. Tym bardziej, że może się okazać, że w gąszczu odwołań okołostrajkowych akurat twój lot był opóźniony przez usterkę techniczną.
Po 5. Miej alternatywę. Wiem, że to pomysł na wyrost, ale skoro zaplanowałam już urlop, zapowiedziałam go i w wielu firmach trudno go odwołać, to zawsze mam w zanadrzu plan zapasowy. Co jeśli odwołają mój lot i naprawdę nie uda mi się polecieć? Nie chcę przesiedzieć przecież tygodnia w domu.
Mam wtedy w głowie 2-3 opcje, które można zorganizować spontanicznie. Jakieś Tatry, Węgry, Mazury czy Czechy. Miejsca, w których znajdę nocleg spontanicznie i do których dojadę w kilka godzin. Pakuję auto i w drogę. Oczywiście nie zastąpi mi to planowanego od kilku miesięcy wakacyjnego wypadu, ale przynajmniej pozwoli otrzeć łzy.
Odwołany lot rzadko jest czymś fajnym, ale nie musi być tragedią. Przy odpowiedniej organizacji, jesteśmy w stanie zminimalizować ryzyko, ograniczyć niemożliwe do odzyskania koszty i po prostu zwyczajnie się zabezpieczyć.
Oczywiście nikt nas nie zmusi. Są przecież tacy, co twierdzą, że „jest ryzyko, jest zabawa”. Ale wtedy już sami jesteśmy sobie winni, że zamiast jak najrozsądniej wybraliśmy jak najtaniej. I pretensje musimy mieć głównie do siebie.