Miał być roaming za darmo, a jest rachunek i zaskoczenie. Sprawdzamy, na ile wystarczają pakiety i jak nie wpaść w pułapkę „internetu bez limitu”
Jedziecie na włoską plażę, zwiedzacie najpopularniejsze zakątki Chorwacji albo robicie zakupy w Berlinie czy Londynie. Korzystacie z telefonu, bo przecież nie ma już roamingu. I wszystko pięknie – aż przyjdzie rachunek, a razem z nim zdziwienie.
Oj kusi czasem, żeby wysłać znajomym całą furę zdjęć, dwa filmy, a gdyby się jeszcze dało, to drinka prosto z plaży, gdy oni muszą pracować, a my odpoczywamy w ciepłym miejscu. A ile było radości, gdy okazało się, że roaming w UE wreszcie będzie darmowy i zamiast jednego smsa dziennie w stylu „Mamo, żyję!”, można było i poopowiadać, i coś pokazać, i jeszcze ze dwie ważne sprawy załatwić.
Tyle tylko, że jak to z wieloma dobrymi wiadomościami bywa – nie wszystko jest takie, jak się wydaje. I choć pewnie byśmy chcieli, żaden koniec roamingu nie nastąpił. I zanim boleśnie uświadomi nas w tym rachunek, warto dowiedzieć się co i jak.
Jak to w końcu z tym roamingiem jest?
To była jedna z najważniejszych wiadomości ubiegłego roku. Po wieloletniej batalii między unijnymi urzędnikami, operatorami a klientami, udało się ustalić tzw. zasadę Roaming Like At Home (RLAH). W rzeczywistości nie oznacza to wcale końca roamingu w ogóle, jak zapowiadały nagłówki, a co najwyżej oznaczały koniec roamingu, jaki znaliśmy dotychczas. Dzięki nowym zasadom wszyscy mogliśmy w krajach należących do Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG, EEA), czyli państw Unii Europejskiej oraz Norwegii, Islandii i Liechtensteinu korzystać z telefonu dokładnie tak samo jak w Polsce.
Ale Komisja Europejska zabezpieczyła operatorów i zapewniła, że jeśli spadek marży wyniesie ponad 3 proc. operatorzy będą mogli wprowadzić dopłaty. I tak się właśnie stało, bo Polacy korzystają z nowych możliwości na potęgę.
– Łącznie rynek usług mobilnych w pierwszym roku stosowania RLAH stracił 350 mln zł (to 5,2 proc. marży usług mobilnych) – czytamy w raporcie Urzędu Komunikacji Elektronicznej. – Już w pierwszym miesiącu funkcjonowania nowych przepisów zużycie danych w roamingu wzrosło o blisko 1600 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem poprzedniego roku – informuje urząd.
Dlatego operatorzy szybko zreflektowali się, że trzeba zacząć kontrolować zużycie danych oraz wykonywane połączenia i sprawdzać, czy przypadkiem użytkownicy nie nadużywają nowych zasad.
– Rekord w nadmiernym korzystaniu z usługi transmisji danych to prawie 500 GB w ciągu miesiąca (średnia wyniosła nieco ponad 400 MB). Najwięcej usług roamingowych używamy w Niemczech, Holandii, Wielkiej Brytanii, Francji i Włoszech – wynika z raportu.
W związku z tym firmom telekomunikacyjnym udało się uzyskać pozwolenia na wprowadzenie opłat i już nawet od końca stycznia zaczęły stosować nową politykę.
– U każdego operatora obowiązuje Polityka Uczciwego Korzystania (FUP), zgodnie z którą przy przeważającej obecności w roamingu UE w stosunku do korzystania z telefonu w Polsce w ciągu 4 miesięcy lub przy większym korzystaniu z usług w roamingu UE niż w PL będą doliczane regulowane dopłaty – tłumaczy Marcin Gruszka, rzecznik prasowy Play. – Jeśli przez ostatnich 30 dni klient więcej korzystał z telefonu w roamingu niż w Polsce, zaczniemy naliczać dopłaty. Jeśli przez kolejnych 30 dni nie korzystał z roamingu, saldo zostaje wyzerowane i podczas następnego wyjazdu dopłaty nie są naliczane – doprecyzowuje Play w oficjalnym komunikacie.
Dlaczego w jednym zdaniu mowa o 30 dniach, a w drugim o 4 miesiącach? Tłumaczę. Po pierwszym miesiącu, gdy system wykryje, że przesadziliśmy z podróżowaniem włączą nam się dopłaty ustalone przez operatora. Jeśli mimo tego nie przestaniemy wyjeżdżać i przez 4 miesiące z rzędu więcej czasu spędzimy używając telefonu za granicą niż w kraju, opłaty zmienią się na te regulowane przez FUP – zwykle wyższe.
Jeśli więc nie chcecie dopłacać, musicie odpowiednio rozłożyć swoje plany w czasie. Dwa dwutygodniowe wyjazdy w ciągu dwóch miesięcy są w porządku, ale już dwa takie same wyjazdy jeden po drugim mogą przysporzyć Wam nieco kłopotu.
Ale ile to właściwie jest to 1, 2 czy 3 GB?
Ale obowiązek przebywania z „polską” kartą SIM w Polsce więcej niż za granicą, to jedno. Druga kwestia to wprowadzone limity transferu. Przykładowo mój operator za każdym razem, gdy przekroczę granicę przysyła mi sms-a z obowiązującymi mnie limitami. W związku z tym wiem dokładnie, że aktualnie mam do wykorzystania 3,46 GB miesięcznie. To całkiem sporo, bo większość nowych klientów dostaje zaledwie 1 GB internetu, ale też niewiele biorąc pod uwagę, że mój abonament w Polsce przewiduje nielimitowany dostęp do sieci.
Z internetu w telefonie korzystam sporo, ale w ciągu kilku dni musiałabym się trochę postarać, by przekroczyć ten pułap. Trzeba jednak pamiętać, że do bilansu liczy się 30 ostatnich dni, a przecież wielu z nas weekendowe czy kilkudniowe wypady robi sobie częściej niż raz w miesiącu.
Na tygodniowych czy dłuższych wakacjach – mogę sobie przekroczenie takiego limitu wyobrazić bez trudu. Zwykle przy rozsądnym korzystaniu z internetu i wspieraniu się na hotelowym wifi w ciągu tygodnia zużywam maksymalnie ok. 1-1,5 GB danych. Ale używam Instagrama, Facebooka, korzystam z map, odbieram i wysyłam maile, sporo googluję i doczytuje przeróżne informacje.
Sprawdźmy konkrety. Według aplikacji My Data Manager jedno wrzucone zdjęcie na Instagrama kosztowało mnie 2,58 MB danych, 12-sekundowy filmik to już strata 8 MB. Obejrzenie 3-minutowego wideo na YouTube w mobilnej wersji strony – 20 MB, ale już „tradycyjny” film fabularny to może być kwestia nawet kilkuset MB.
A więc robiąc ten test – obejrzałam dwa krótkie filmy na YouTube, wrzuciłam jedno zdjęcie i jeden film na Instagrama, wysłałam maila z dwoma załączonymi zdjęciami, przeczytałam jeden, krótki artykuł na Fly4free, sprawdziłam czy bilety w nim są aktualne i podzieliłam się nim na Twitterze. W kwadrans zużyłam 100 MB, a jeszcze nie zdążyłam włączyć Facebooka. Wystarczyłoby 10 takich kwadransów i limit 1 GB wyczerpany. Szybko poszło.
Sprawdzam dane historyczne. W ciągu ostatnich dwóch tygodni nie wyjeżdżałam za granicę, więc nie musiałam oszczędzać pakietu danych. Ale za to głównie korzystałam z internetu na komputerze. Jaki efekt? 640 MB zużyłam na przeglądanie Facebooka, 500 MB na przeglądarkę Chrome, Messenger zjadł kolejne 200 MB, YouTube 171 MB, Twitter 100, a Gmail zaledwie 10 MB. Prawdziwym pożeraczem danych okazał się być Instagram – aż 1,1 GB w dwa tygodnie! Co prawda oglądałam trochę cudzych filmów, ale taki wynik jest mocno przerażający biorąc pod uwagę, że wchodzę w aplikację mniej więcej co drugi dzień. Jeszcze jakieś inne aplikacje i w 15 dni pozbyłam się ponad 3 GB.
Jak nie dać się złapać w pułapkę?
Wiemy już, ile możemy zużyć, wiemy co dzieje się później i kto potajemnie „podjada” nam dane z transferu. Ale największe pułapki wciąż czyhają niestety w geografii.
Czasem wynika to z niewiedzy, a czasem po prostu szybko przyzwyczajamy się do dobrego. Większość z nas pamięta, że przyjazne użytkownikom zasady nie obowiązują chociażby w Turcji, na Białorusi, Ukrainie czy w Rosji – choć przecież i one leżą w Europie. Ale już o Szwajcarii, Czarnogórze czy Mołdawii zdarza nam się zapomnieć. A przecież to nie jedyne kraje-pułapki. Jest jeszcze Albania, Andora, Bośnia i Hercegowina, Macedonia, Monako, San Marino i Serbia. We wszystkich tych krajach zasady RLAH nie obowiązują i musicie uważać, czy czasem nie macie włączonej transmisji danych.
Tym bardziej, że gdy jedynie przejeżdżamy przez krótki odcinek Bośni i Hercegowiny w drodze do Dubrownika albo organizując jednodniową wycieczkę do San Marino można z łatwością nie zorientować się, że przecież to już nie są państwa, w których zasady korzystania z telefonu są przyjazne.
Jeśli nie chcemy być w szoku, gdy dostaniemy rachunek to przede wszystkim dokładnie sprawdźmy, czy kraj, do którego się wybieramy na pewno jest na liście RLAH. Zastanówmy się też, którędy będziemy przejeżdżać. I oczywiście co najważniejsze – dokładnie upewnijmy się u operatora, jaki limit nam przysługuje oraz jakiej wysokości dopłaty zastosuje, gdy przekroczymy próg.
Jak oszczędzać dane?
Poza wspomnianym obszarem 31 krajów, w których działa zasada RLAH, zazwyczaj najbardziej opłaca się po prostu kupić lokalną kartę SIM, bo pakiety roamingowe dostępne u polskich operatorów są raczej drogie i niezbyt wiele oferują.
Niestety nawet, gdy skorzystamy z lokalnej oferty, będziemy musieli się pilnować. Pierwsze, co warto zrobić to włączyć w ustawieniach telefonu dwie funkcje – „oszczędzanie danych” i „ostrzeżenie po wykorzystaniu X GB”. Pierwsza opcja blokuje aplikacjom możliwość odbierania i wysyłania danych w tle, załączniki nie będą pobierane automatycznie, a aktualizacje nie zrobią się bez naszej zgody. Druga – po prostu powiadomi nas, gdy przekroczymy ustalony próg.
Warto też monitorować zużycie danych albo za pomocą odpowiednich aplikacji albo przez dane dostarczane przez operatora.
Kolejna sprawa to aplikacje – używajcie ich koniecznie. Są przystosowane do telefonów, a więc bardzo często to po prostu „odchudzone” wersja strony internetowej czy danej usługi. I z reguły zużywają znacznie mniej internetu niż tradycyjna wersja desktopowa. Idealnym przykładem jest YouTube, który przez aplikację przy niespełna 3 minutowym filmie dobrej jakości zużył zaledwie 0,3 MB. Dla porównania ten sam film odtworzony przez przeglądarkę (nie w mobilnej wersji) to już 43 MB.
Trzeba też niestety zapomnieć o wszystkich portalach streamingowych – radio, Spotify, Tidal, a także aplikacje z filmami czy seriali. Jeśli chcecie oglądać i słuchać także w podróży, sprawdźcie możliwość pobierania (legalnego!). Taką opcję oferuje chociażby aplikacja Netflix, w której możemy wcześniej zapisać wybrane tytuły i potem odtworzyć je będąc offline.
Podobnie warto postąpić z mapami. Możecie albo poszukać aplikacji, które z założenia działają także bez internetu np. maps.me albo wcześniej pobrać odpowiedni obszar na swój telefon – taką opcję oferuje chociażby Google Maps. Przykładowo pobranie obszaru całego Krakowa i okolic aż po Wieliczkę i Skawinę to kwestia 30 MB wolnego miejsca.
Na wszelki wypad wyłączmy też opcję automatycznych aktualizacji albo zezwólmy na nie jedynie w trakcie połączenia przez wi-fi. To samo dotyczy synchronizacji plików – zdjęć, kontaktów, maili.





