5 pomysłów na odludne (i legalne!) wyjazdy po Polsce dla każdego!
Od jedzenia najlepszego dżemu i szynki na świecie, przez odkrycie jak fajnie można spędzić czas w siodle albo siodełku, aż po spacery z alpakami czy po prostu trekking w miejscach, na które zawsze brakowało czasu – opcji na bliskie i w końcu legalne podróże jest więcej niż moglibyście przypuszczać.
Zgodnie z decyzją rządu już od 4 maja zostaną otwarte wszystkie obiekty noclegowe w Polsce. I choć na razie warto być ostrożnym, to nie znaczy, że odpadają absolutnie wszystkie podróże. Do naszej największej pasji możemy przecież wracać małymi krokami. I właśnie takie małe kroczki przygotowaliśmy dziś specjalnie dla Was.
Wszystkie legalne, w większości odludne, wszystkie możliwe do indywidualnego dopasowania, a przede wszystkim, dostępne, gdy tylko sobie je wymyślicie. Często nawet z dnia na dzień.
A może by tak ponicnierobić, czyli agroturystyka na bogato!
Wiem, wiem! Pewnie wielu z Was agroturystyka kojarzy się z pensjonatem wypełnionym pokojami typu „słoneczne”, czyli pomalowane na żółto oraz „klimatyczne”, czyli zawalone. I pewnie wiele takich miejsc wciąż istnieje i nawet ma stałe grono fanów. Ale dajcie mi szansę. Bo jednocześnie agroturystyka to dziś prężnie działająca odnoga branży i niejednokrotnie wywołuje efekt wow, choć…
W wielu z nich znajdziecie jacuzzi, ruskie banie, przepiękne domki inspirowane lokalną kulturą, wbudowane w ziemię baseny, huśtawki, hamaki i cały zestaw innych relaksacyjno-wypoczynkowych wspaniałości.
Zresztą nie musi być wcale bajerów! Tylko sobie to wyobraźcie – cisza, spokój, hamak, ulubiona książka. Gdzieś niedaleko śpi spokojnie pies gospodarzy, a wy też urządzacie sobie słynne „pół godzinki na słoninki” po obfitym obiedzie serwowanym w takiej wersji, że nawet najlepsza babcia w Polsce by się nie powstydziła. Bo porządna agroturystyka to dziś przede wszystkim świetne produkty z okolicznych gospodarstw, suto zastawione stoły – i to tak suto, że nawet ja po 33 dokładce muszę powiedzieć, że już wystarczy. Chyba, że serniczka.
To dżemy, jakich nie znajdziecie w sklepach, to szynki, o których zapomnieliście, że mogą tak smakować. To sery takie, że śnią się po nocach. No i poza jedzeniem – to gospodarze, z którymi się zaprzyjaźnicie i do których będziecie wracać. To rozmowy do bladego świtu, które da się prowadzić tylko w takich miejscach. To chodzenie boso, bo komu są w ogóle potrzebne buty? To nierówna opalenizna, bo słońce łapie tu w każdej chwili – tak w marcu, jak i w grudniu. O sierpniu nie mówiąc. To ogniska, to „ej, może będziemy spać na zewnątrz?!”, to wyłączone komputery, a często i słaby zasięg komórkowy. To coś, co wielu z nas zgubiło gdzieś w miejskim rytmie.
Być może ktoś zapyta, a co tam się robi?! No i właśnie chodzi o to, żeby nic! Żeby zwolnić. Dokładnie tak, jak robiliśmy to w dzieciństwie, gdy szybko goniliśmy tylko siebie nawzajem, a szczytem szczęścia był kawałek chleba z twarożkiem – albo (nie mówcie mojej mamie!) – z masłem i cukrem. A jak Wam się to nicnierobienie znudzi, to zazwyczaj w ofercie takich miejsc jest cały stos aktywności – rowery, łódki, konie, lepienie pierogów, dojenie krów, wyrabianie serów albo wędzenie kiełbas.
Ale kto by z nich korzystał, gdy można dyndać na hamaku…
Gdzie ich szukać? Te najlepsze zapełniają kalendarze głównie z polecenia, więc warto pytać znajomych albo na różnych podróżniczych grupach na Facebooku. Tylko nie zapomnijcie określić, czego właściwie szukacie 🙂 A jeśli nie chcecie się tak uspołeczniać, to w internecie nie brakuje też stron agregujących oferty agroturystyczne w wersji wow.
Trekking tam, gdzie zawsze było „za blisko i za łatwo”
Kocham Tatry. Wiem, że to najbardziej popularne góry, że najwięcej tam tałatajstwa i że bywają zatłoczone niemniej niż Krupówki. Ale je kocham, nic na to nie poradzę. A jednocześnie dziś napiszę – zostawcie Tatry w spokoju. I choć oficjalnie TPN będzie czynny w całości już od 4 maja, to właśnie teraz macie idealną okazję, żeby wybrać mniej popularne parki narodowe czy mniej popularne trasy.
I oczywiście – w Tatrach też ich nie brakuje. Wiadomo, że są takie, które przyciągają pół Polski i takie, na których prędzej spotkacie niedźwiedzia niż przypadkowego turystę. Ale zazwyczaj trzeba wcześniej zahaczyć o zatłoczony parking, trzeba przejść kawałek popularnego szlaku zanim uda się odbyć na ten właściwy, trzeba najpierw być w tłumie, żeby dało się z niego uciec. Więc jeśli nie jesteście fanatycznymi miłośnikami Tatr – to dobry moment, żeby odkryć inne, mniejsze i pozornie prostsze górki.
Te wszystkie szlaki, na które zawsze brakuje czasu i zapału, bo przecież chcemy iść dalej, szybciej, wyżej, z lepszymi widokami. Te, do których było zbyt blisko, bo co ta za wycieczka na pół dnia. Beskid Niski, Góry Sowie, Pieniny – są niemniej piękne niż Tatry. A może akurat macie je pod ręką? Może jakieś dolinki, park krajobrazowy, łąka, las czy inne cudo, które macie naprawdę blisko waszego miasta, a wcale nie jest tak popularne jak Puszcza Niepołomicka czy Kampinos.
Bieszczady też bym wymieniła, ale cóż – odludne to one były może kilkanaście lat temu 😉 Chyba, że wiecie gdzie szukać albo wiecie, do którego miłośnika Bieszczad ładnie się uśmiechnąć, żeby wam co nieco podpowiedział.
Dwa kółka i w drogę – z silnikiem lub bez
Dobra, może wycieczka rowerowa to nie jest szczyt marzeń wytrawnego podróżnika, ale jak się nie ma się co się lubi, to się lubi, co się ma. Zwłaszcza, że rower – przy wyborze odpowiedniej trasy, pozwala wam zachować wystarczający dystans społeczny. Gdzie na tym rowerze jechać? No cóż, najlepiej to przed siebie. Przejrzyjcie serwisy dla rowerzystów, w których osoby z waszej okolicy podpowiadają, gdzie są najpiękniejsze ścieżki, gdzie najciekawsze atrakcje lub rzeczy do zobaczenia.
Zwłaszcza teraz lepiej unikać szlaków, które wszyscy znają, a wybierać te, których sami jeszcze nigdy nie odkryliście, choć mieliście je pod nosem. A nawet jeśli nie macie roweru, to w dzisiejszych czasach naprawdę można kupić go za grosze albo po prostu wynająć na jakiś czas. Popytajcie wśród znajomych, może ktoś może wam pożyczyć swój? Tylko nie zapomnijcie, że to pytanie może brzmieć wyłącznie „dasz się karnąć?!” – inaczej nic nie załatwicie.
Kto potrafi i ma odpowiednie uprawnienia, zawsze może też skorzystać z dwóch kółek wspomaganych silnikiem. Niewiele jest rzeczy, które odstresowują w podobny sposób, co turystyczne wyjazdy motocyklowe. No, przynajmniej pośród tych, które robi się w ubraniu.
To jazda w tempie patrolowym, gdy droga jest celem, a prędkość naprawdę znacząco spada. Skupienie na drodze, piękne widoki po drodze i możliwość zatrzymania się niemal w każdym miejscu. Bo zobaczyliśmy śmieszną krowę, bo pięknie zachodzi słońce, bo pomachało nam dziecko, które wita się z każdym motocyklistą przejeżdżającym przed jego domem.
To zupełnie coś innego niż w samochodzie. Gdy wiatr rozwiewa włosy (tak, są później nie do rozczesania), gdy czuje się na sobie i deszcz, i słońce, i wiatr i po prostu – delektuje się światem, taki jaki jest. A gwarantuje wam, że we własnej okolicy macie przynajmniej kilka mniej lub bardziej krętych dróżek. Wystarczy odbić z głównych dróg i pozwolić się sobie zgubić. Podobnie zresztą jak na rowerze, choć potencjalny dystans jednodniowej wycieczki, w tym drugim przypadku ogranicza właściwie tylko wasza fantazja, a nie możliwości mięśni. I oczywiście częstotliwość stacji benzynowych.
Zwierzęta łagodzą obyczaje
Uwaga, wszyscy rodzice, którzy macie dość domowych lekcji z komputerem, stosów zadań. Uwaga, ludzie tacy jak ja – czyli bez dzieci, ale z duszą godną niejednego z nich! To propozycja dla was. Agroturystyka już była, ale przecież nie zawsze musicie zostawać w niej na noc. Wiele takich miejsc oferuje fantastyczne opcje kontaktu ze zwierzętami.
I gwarantuje, że nawet najbardziej posępni towarzysze podróży, rozchmurzą się, gdy zobaczą swój odpowiednik w wiejskiej zagrodzie. A ja już nie wnikam, czy będzie to kucyk, osioł, koza czy baranek. Niech weryfikują najbliżsi.
Oczywiście pamiętajcie, żeby przed wizytą w takim miejscu sprawdzić opinie. Łatwo jest trafić do pierwszego lepszego mini-zoo czy agroturystyki ze zwierzętami, ale jasne jest, że chcemy, żeby nie działa im się krzywda, a ich warunki były nie tylko godne, ale i równie wczasowe co nasze.
Szukacie czegoś bardziej insta-friendly? No proszę bardzo! Już niemal w okolicy każdego większego miasta w Polsce znajdziecie specjalnie miejsca z alpakami, w których możecie te puchate duże pieski wyprowadzić na spacer! I wierzcie mi, to przeżycie nieporównywalne z niczym. A ten stosik wełny potrafi poprawić humor lepiej niż stos czekolady!
Wystarczy, że wygooglujecie spacer z alpakami i przepadniecie.
Aktywność z naturalnym dystansem – wybierasz konie czy kajaki?
Piątą opcję na naszej liście potraktujmy jako bonus dla bardziej odważnych i aktywnych.
Nie lubicie leżeć i nic nie robić, a macie już dość jeżdżenia na rowerze? Może odkurzcie swoje dawne umiejętności albo spróbujcie zdobyć nowe. Jedną z najfajniejszych opcji na zwiedzanie z zachowaniem dystansu i przy okazji dobrą zabawą są konie lub kajaki. Coraz więcej firm, które organizują takie aktywności wraca powoli do pracy, choć organizują wypady w małych grupach. Dystans? Zachowany!
Kto ma odpowiednie umiejętności może po prostu wynająć kajak albo wypożyczyć konia i pozwolić sobie na rozrywkę w jednej z najbardziej naturalnych opcji.
***
Macie swoje patenty na podróże w tych dziwnych czasach? Zdradźcie je nam w komentarzach. Oczywiście, nie musicie mówić o konkretnych ścieżkach, dróżkach czy trasach, bo no cóż… rozumiemy, że nie po to je sobie odkryliście, żeby teraz zjawiły się tam tłumy. Ale może akurat kogoś zainspirujecie do podobnych poszukiwań w jego własnej okolicy!