Kwitnie handel fałszywymi wynikami testów na COVID-19! Po co pasażerowie oszukują?
Bezsens tego rozwiązania jest tym większy, że cena takiego podrabianego certyfikatu często przekracza wykonanie prawdziwego testu. Okazuje się jednak, że ten proceder nie jest wcale znikomy i dotyczy przede wszystkim ludzi, którzy potrzebują pilnie wyruszyć w podróż, ale nie mają czasu ani chęci, by poddać się badaniu.
Żyjemy w takich czasach, gdy testy na koronawirusa stały się niemal obowiązkiem, jeśli chcemy podróżować po świecie. Ich negatywny wynik to dla nas przepustka do różnych rzeczy – czasem zwalnia z kwarantanny, w niektórych przypadkach w ogóle zaś pozwala na przekroczenie granicy danego kraju lub nawet wpuszczenie do samolotu. Testy muszą być oczywiście przeprowadzone z odpowiednim wyprzedzeniem – najczęściej od 48 do 96 godzin przed planowaną podróżą, choć wiąże się to oczywiście z dużymi kosztami – rzędu kilkuset złotych. To dość bolesne dla naszych portfeli, ale takie mamy czasy, więc, jeśli chce się podróżować, płacić trzeba… Choć oczywiście jak zwykle zdarza się mnóstwo kombinatorów, którzy próbują fałszować zaświadczenia i wyniki testów. Jak to wygląda w praktyce?
Pod koniec września ukraińskie media informowały, że wiele miejscowych biur podróży sprzedaje swoim klientom podrobione negatywne wyniki testu na COVID-19 – fałszują je same lub za pośrednictwem zaprzyjaźnionych klinik.
Powody? Wielu klientów nie chce tracić czasu, a także ryzykować utraty wycieczki, gdyby wynik testu okazał się pozytywny. Podrobione zaświadczenie ma być też tańsze od profesjonalnego testu PCR – według agencji informacyjnej RBK koszt sfałszowanego dokumentu to 400-500 UAH (55-70 PLN).
Ale podobny proceder ma miejsce też w innych krajach, m.in. w Wielkiej Brytanii. W “The Sun” czytamy wywiad z mężczyzną, który podrobił negatywny wynik testu na COVID-19. Pierwotny dokument otrzymał od swojego przyjaciela, bo potrzebował pilnie lecieć do Pakistanu.
– To dość proste. Każdy zna przecież kogoś, kto miał robiony test na Covid. Trzeba po prostu wziąć ich negatywny wynik, zmienić tam nazwisko, datę urodzenia i wstawić datę przeprowadzenia badania tak, aby zgadzało się z tym, kiedy planujemy podróż. Pobierasz wiadomość, drukujesz ją i gotowe – mówi mężczyzna.
Z kolei “Lancashire Telegraph” informuje, że istnieje dość poważny rynek fałszerzy testów na COVID-19, a ceny za wystawienie zaświadczenia kształtują się od 50 do 150 GBP.
To bardzo zaskakujące, bo cena ta jest w wielu przypadkach zbliżona do tej, którą musimy uiścić za wykonanie testu. Oczywiście, zyskujemy w ten sposób trochę czasu i przede wszystkim pewność, że test przynajmniej na papierze będzie „negatywny”, ale też ryzykujemy zdrowiem swoim i innych pasażerów, co jest absolutnie karygodne.
Czy da się ukrócić ten proceder? Być może rozwiązaniem będzie upowszechnienie szybkich lotniskowych testów na koronawirusa.
Nie da się zresztą ukryć, że niektóre kraje zdają sobie sprawę z tego procederu. Kilkanaście dni temu rząd Dubaju ogłosił, że wyniki testów z kilku laboratoriów w Indiach (m.in. z Delhi, Jaipur i stanu Kerala) nie będą akceptowane, a pasażerowie z nimi nie będą wpuszczani na pokład lotów do Dubaju.





