W klasie ekonomicznej jak w dobrej knajpie! Linia lotnicza testuje nowe menu: 3 dania, szampan i przystawki z komosy
Koniec z odwiecznym pytaniem “chicken or fish” i podawaniem zafoliowanej, odgrzewanej papki na dalekich trasach? Delta testuje zupełnie nowe menu w klasie ekonomicznej, które poziomem ma nie odbiegać od dań w restauracjach.
Trudno nadążyć za polityką linii lotniczych odnośnie pasażerów klasy ekonomicznej na lotach międzykontynentalnych. Z jednej strony coraz więcej linii ogranicza więc darmowe usługi, miejsca na nogi jest coraz mniej, a limit bezpłatnego bagażu podręcznego – coraz mniejszy. Z drugiej strony – coraz więcej przewoźników idzie po rozum do głowy i stara się jednak dogodzić swoim pasażerom, nie tylko tym kupującym najdroższe bilety w biznesie
Jedną z takich linii jest Delta, która rozpoczęła testy nowego restauracyjnego menu dla pasażerów klasy ekonomicznej. Na razie tylko na jednej trasie – z Portland do Tokio, ale podkreśla, że jeśli odzew będzie pozytywny, to sukcesywnie będzie je wprowadzał na kolejnych połączeniach tak, aby były one dostępne na wszystkich międzynarodowych trasach do końca roku.

Co to oznacza? Małe luksusy
Przejdźmy więc do tego, co smakosze lubią najbardziej, czyli przykładowego menu, które składa się z aż 3 dań serwowanych w czasie lotu.
Zanim zacznie się serwis, tak jak pasażerowie z biznesu goście klasy ekonomicznej otrzymają powitalnego drinka – do wyboru będzie m.in. popularny koktajl Bellini, czyli szampan z puree lub sokiem brzoskwiniowym.
W tym momencie każdy z pasażerów otrzyma też menu, z którego może wybrać interesujące nas dania. Do wyboru jest m.in. sałatka z komosą ryżową jako przystawka, makaron z kalafiorem, orzeszkami i sosem kremowym, a na deser – lody Haagen-Dazs.
Dania mają być podawane na białych, porcelanowych talerzach, a choć sztućce wciąż będą plastikowe (wiadomo, względy bezpieczeństwa) to przewoźnik zapewnia, że ma im nadać bardziej… wykwintny charakter.
I tak 3 dania. Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby śladem Delty poszli inni przewoźnicy. Warunek jest jeden (i pewnie niezbyt realistyczny) – aby przy okazji nie podnosić cen biletów.