Cały świat narzeka na brak turystów, poza… jednym miejscem. Tu jest ich aż nadto
Wyspy Chatham to dziś jedno z nielicznych miejsc na świecie (a może i jedyne), które może narzekać na… nadmiar turystów. I choć wydaje się to zaskakujące, to mimo pandemii koronawirusa – a właściwie dzięki niej – mało znane wyspy przeżywają prawdziwe oblężenie.
W czasach, gdy nawet najbardziej zatłoczone miejsca świata opustoszały, a wojnę z masową turystyką chwilowo trzeba było odłożyć na dalszy plan, wydawało się, że nie ma już ani jednego miejsca, w którym można by narzekać na nadmiar odwiedzających. A jednak!
Problem, choć tak nietypowy w dzisiejszych czasach, dotknął Wyspy Chatham właśnie z powodu koronawirusa. Jak to możliwe skoro wyspy nie są ani szczególnie znane ani nie wyróżniają się niczym szczególnym? No cóż, szkopuł tkwi w szczegółach. Archipelag należy bowiem do terytorium Nowej Zelandii, a odkąd ta praktycznie w całości zamknęła granice, wyspy stały się idealnym miejscem na wakacyjną ucieczkę Nowozelandczyków. Nie muszą tu przechodzić testów na koronawirusa, nie ma kwarantanny.
Na odległych wyspach mieszka zaledwie 700 osób. W „normalnych” czasach przyjeżdżało tu ok. 2 tysięcy turystów rocznie, ale teraz liczba ta drastycznie wzrosła. Tymczasem Jackie Gurden, menadżer do spraw turystyki na wyspach, wylicza w rozmowie z CNN, że mają tu zaledwie… 150 miejsc noclegowych. Nie ma luksusowych kurortów, nie ma zbyt bogatej infrastruktury turystycznej. A mimo tego w tym roku popyt dosłownie eksplodował.
– Stało się to dość szybko – tłumaczy na łamach CNN. – Przyjazd tutaj jest dość kosztowny, więc zwykle nie przyciągamy młodych ludzi, którzy szukają niskobudżetowych wakacji. Nie mamy nadmorskich kurortów ani niczego takiego – dodaje.
Pojawiło się jednak sporo ofert na Airbnb, a mieszkańcy próbują podołać nagłemu zainteresowaniu ze strony swoich rodaków. Rząd obiecał też przeznaczyć środki na rozwój – np. stworzenie publicznych toalet i udogodnienia na lotnisku. Tym samym, do którego lata wyłącznie jedna linia lotnicza. Dodatkowo każda firma obsługująca turystów jest zobowiązana zapłacić aż 25 USD od każdego gościa, a pieniądze są wykorzystywane na ważne społecznie inwestycje.
Nie oznacza to jednak, że lokalna społeczność zachłysnęła się szansą na podreperowanie budżetu.
– Na wyspie istnieje pewien opór wobec turystów naruszających przestrzeń wysp. Muszą oni szanować delikatny ekosystem i charakterystyczną lokalną atmosferę małego miasteczka – dodał Gurden. – Nie chodzi o napędzenie wzrostu, ale o zarządzanie nim. To jest potrzebne, aby tworzyć miejsca pracy dla młodych ludzi i stworzyć im przyszłość.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?