Brak Chińczyków oznacza dla nas tańsze wakacje! „Nawet 20 procent taniej niż przed pandemią”
Koniec z obowiązkowym wypełnianiem systemu rejestracyjnego Thailand Pass przed wylotem, zakończenie nakazu noszenia maseczek oraz obowiązku posiadanie dodatkowego ubezpieczenia na COVID-19 – te wszystkie zmiany wprowadzone przez Tajlandię od 1 lipca pokazują, że kraj ten bardzo mocno liczy na napływ turystów w najbliższych miesiącach. I trudno się dziwić, bo Tajlandia to jeden z najchętniej odwiedzanych przez podróżników krajów świata – w 2019 roku odwiedziło ją prawie 40 mln turystów. Ale też najlepszy przykład chaosu, jaki spotkał w czasie pandemii podróżników. Długie zamknięcie granic, wielokrotne przekładanie dat otwarcia, ciągłe zmiany warunków dotyczących zgody na wjazd, a już po otwarciu granic biurokracja i papierologia – to tylko kilka z licznych zarzutów, z którymi borykały się tajskie władze.
Na szczęście teraz wydaje się, że gdy większość restrykcji zniknęła, powinno być już z górki. I to nie tylko w Tajlandii, bo w podobnej sytuacji są też inne kraje Azji Poludniowo-Wschodniej, czyli np. Wietnam czy Indonezja, a zwłaszcza jej najważniejsza wyspa – Bali.
Kreta Zachodnia od 2764 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Hurghada od 2278 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Poznań)
Korfu od 1859 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Modlin)
Do przedpandemicznej prosperity wciąż jeszcze daleko, a głównym problemem krajów w regionie jest brak turystów z Chin. Powód jest prosty – zamknięte granice skutecznie blokują turystów z Państwa Środka, którzy przed pandemią tłumnie odwiedzali państwa Azji Południowo-Wschodniej, dodatkowo wydając tu średnioznacznie większe kwoty niż statystyczny turysta. Wystarczy zresztą spojrzeć na liczby. W 2019 roku Tajlandię odwiedziło ponad 11 mln turystów z Chin, Wietnam – 5,8 mln Chińczyków, Kambodżę – 2,4 mln, a Indonezję – 2,1 mln obywateli Państwa Środka.
Ich brak sprawia, że mimo otwarcia wiele hoteli świeci pustkami, a to oznacza, że jest taniej. Efekt?
– Bali, Tajlandia i Wietnam oferują obecnie niesamowity stosunek jakości do ceny dla podróżników, co oznacza, że możemy oferować klientom o około 20 procent lepszy produkt za te same pieniądze, co przed pandemią – mówi w rozmowie z serwisem Traveller Adam Schwab, prezes biuro podróży Luxury Escapes.
To oznacza duże obniżki, zwłaszcza w bardziej luksusowych obiektach. Nie brakuje też promocji – w obiekcie Graceland Resort and Spa w Patong na wyspie Phuket można np. wykupić pakiet sześciu noclegów, a w ramach naszego pobytu zapłacimy tylko za trzy.
Obniżki dotyczą też obiektów uchodzących za kultowe, takich jak Marina Bay Sands. Słynny „płynący hotel” w kształcie statku, będący symbolem Singapuru oferuje obecnie często pokoje w cenach od 300 USD za dwójkę. Tymczasem – jak czytamy w „New York Timesie” – w 2019 roku, a więc przed pandemią, ceny zazwyczaj zaczynały się od poziomu 600 USD w grę. Amerykańscy turyści są zachwyceni.
– Pierwotnie chcieliśmy nocować tylko w hostelach, ale gdy zobaczyliśmy ceny w tych bardziej luksusowych obiektach, zdecydowaliśmy się właśnie na nie – komentuje w „NYT” Julie Jones, która podróżuje po Azji z dwójką znajomych.
Eksperci z biur podróży wskazują jednak na to, że ceny zaczynają się powoli „normalizować”, co oznacza, że teraz jest dobry czas na planowanie przyszłorocznych wojaży.
– Z naszych obserwacji wynika, że ceny zaczną wracać do poziomów sprzed pandemii w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Jeśli macie więc taką możliwość, zacznijcie się już oglądać za ofertami na przyszły rok. Nie sądzę bowiem, aby te ceny jeszcze wróciły w najbliższej przyszłości – mówi Schwab.
I przyznaje, że w tej sytuacji największym zmartwieniem podróżników mogą być bilety lotnicze, których ceny w ostatnich miesiącach poszły mocno w górę, głównie z powodu rekordowo drogiej ropy.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?