Air France i KLM mają za sobą najgorszy rok od dawna. I brak widoków na poprawę
Choć francusko-holenderska linia zwiększyła w 2015 r. liczbę pasażerów do 89,8 mln osób, to w Paryżu nikt nie świętuje, bo kondycja Air France jeszcze nigdy nie była tak kiepska. Pokazują to wyniki finansowe: w ubiegłym roku cena akcji spółki spadła aż o 12 proc., a jej rynkowa wartość wynosi tylko 2,3 mld euro. To mniej niż 1/3 wartości niemieckiej Lufthansy (rynkowa wycena 7 mld euro), nie mówiąc już o brytyjsko-hiszpańskiej grupie IAG skupiającej m.in. British Airways i Iberię (16 mld euro).
Wszystkie trzy linie mają te same problemy. Pierwszym jest Ryanair, który w zeszłym roku po raz pierwszy przewiózł ponad 100 mln pasażerów i zagarnia rynek podróży po Europie. Z drugiej strony mamy arabskie linie lotnicze jak Etihad czy Emirates, które coraz mocniej rozpychają się na rynku podróży dalekich. Oferują niższe ceny i dowożą pasażerów z Europy do swoich hubów w Zatoce Perskiej, skąd lecą z nimi dalej, np. do Azji.
Tradycyjne linie muszą więc ciąć koszty, co napotyka opór ze strony związków zawodowych. I o ile IAG udało się przeprowadzić restrukturyzację prawie bezboleśnie, tak Lufthansa jest od prawie 2 lata targana strajkami (w tym jednym z najdłuższych w jej historii, który miał miejsce w listopadzie). Jednak Niemcom trzeba przyznać, że małymi krokami, ale jednak prowadzą restrukturyzację.
Najgorsza jest sytuacja Air France, gdzie związki są wyjątkowo agresywne i nieskłonne do kompromisu – na początku października związkowcy próbowali wedrzeć się do siedziby firmy i szarpali się z wychodzącymi z niej członkami zarządu.
Ale restrukturyzacji nie da się uniknąć: Air France na razie zawiesił plan redukcji 2900 miejsc pracy do końca 2017 roku. Zwolni tylko ok. 900 osób i to w ramach programu dobrowolnych odejść, co dla pracowników oznacza wyższe odprawy, a dla firmy – dodatkowe koszty. Francuzi zapowiedzieli też likwidację przynajmniej 5 długich tras i zmniejszenie floty o kilkanaście samolotów.
Co z pozostałymi zwolnieniami? Zarząd ogłosił, że mogą nie być potrzebne, jeśli szybko dogada się ze związkami. Będzie to jednak trudne – już teraz dwa duże związki zapowiedziały strajki na koniec stycznia. A straty z tego tytułu są kolosalne – dwutygodniowy strajk pilotów we wrześniu mógł kosztować spółkę nawet 500 mln euro.
Francuzi cierpią też z powodu listopadowych ataków terrorystycznych w Paryżu, czego efektem jest mniejsza liczba pasażerów i odwołanych rezerwacji: Air France stracił z tego tytułu ponad 70 mln euro. A jakby tego było mało, w ciągu ostatnich 2 miesięcy linia zanotowała kilka alarmów bombowych (na szczęście fałszywych), w wyniku których niektóre loty były odwoływane lub odbywały się awaryjne lądowania.
Skutkiem są ogromne straty: podczas gdy prawie wszystkie linie lotnicze świata korzystają z taniego paliwa i mnożą zyski, Air France-KLM zanotuje szósty rok z rzędu finansową stratę. Oficjalne wyniki linia poda w lutym, ale eksperci szacują, że wyniesie ona przynajmniej 88 mln euro. I marna to pociecha, że jest progres, bo rok wcześniej spółka była 129 mln euro na minusie.
Co dalej z Air France? Branżowi eksperci sugerują, że spółka potrzebuje silnego finansowego partnera i nie wykluczają jej sprzedaży. Komu? Scenariusze są różne, wśród nich nie brakuje nawet takich jak powtórzenie drogi Alitalii, gdzie 49 proc. akcji przejął arabski Etihad. Z pewnością byłoby to na rękę rządowi Francji, który ma obecnie prawie 18 proc. akcji w narodowym przewoźniku.





