Adżaria czyli Gruzja w pigułce (relacja)
Połączenia linii lotniczych Wizzair z Warszawy i Katowic do Kutaisi są pełne turystów ciekawych tego niesamowitego kraju. Kto był ten będzie wracał, kto nie był niech kupuje szybko bilet i się sam przekona. Bo warto!
Mimo, że państwo jest stosunkowo małe – powierzchnią zbliżone do Litwy czy Łotwy, to Gruzja jest niesamowicie zróżnicowana. Przede wszystkim jest to kraj górzysty, dwie trzecie powierzchni kraju zajmują góry, Gruzja jest położona między łańcuchami górskimi Małego i Wielkiego Kaukazu. Przez to, że kraj jest taki niewielki to przejeżdżając przez Gruzję krajobrazy zmieniają się bardzo szybko i po niespełna kilku godzinach od wyjazdu z ośnieżonych gór możemy znaleźć się na plażach Morza Czarnego.
Grafika: Wikimedia
Do zobaczenia w Gruzji jest zdecydowanie bardzo dużo, i prawie niemożliwym jest zmieścić nawet najważniejsze rzeczy w krótkim tygodniowym wyjeździe. Jednakże dostępność tanich biletów pozwala spokojnie na zorganizowanie sobie kilku wypraw żeby poznać ten fascynujący kraj. A na początek, zwłaszcza w letnim sezonie, proponujemy Adżarię.
Adżaria jest to mały autonomiczny region na południowym zachodzie Gruzji, przy granicy z Turcją. Można powiedzieć że jest to taka Gruzja w pigułce – są góry i morze, i oczywiście wspaniałe gruzińskie jedzenie i wino. Wyjazd na kilka dni do Adżarii wystarczy na pierwsze zapoznanie z Gruzją. I na zakochanie się w tym kraju. Warto tam pojechać zwłaszcza teraz, latem, żeby skorzystać ze słońca i dobrej pogody, i poza zwiedzaniem i spacerami po górach czy malowniczych parkach narodowych, poodpoczywać również na plażach znanego nam ze starej piosenki Filipinek Batumi.
Batumi
To stosunkowo niewielkie, stupięćdziesięciotysięczne, miasto (trzecie największe w Gruzji) jest stolicą regionu Adżarii. Z jednej strony znajduje się w nim duży port, a z drugiej wspaniały siedmioipółkilometrowy bulwar z długą plażą dla turystów spragnionych odpoczynku nad Morzem Czarnym. Niestety dla chętnych obejrzenia krajobrazów opisywanych przez Filipinki mamy smutną wiadomość – większość herbacianych pól które niegdyś otaczały miasto zastąpiły uprawy cytrusów, które mimo że nie są naturalnie występujące w Gruzji fantastycznie odnajdują się w subtropikalnym klimacie tego regionu – zresztą tak samo jak palmy posadzone na bulwarze.

Dojeżdżając do Batumi od strony Kutaisi miasto z daleka wita imponującą panoramą wieżowców. Szereg nowych inwestycji w Batumi zmienia oblicze tego miasta. Nad miastem dominują między innymi nowe hotele: Radisson Blu i Sheraton, zaprojektowany na kształt starożytnej latarni morskiej w Aleksandrii, czy również nowo wybudowana wieża alfabetu z restauracją w kuli na szczycie. Znajdują się tu również dwa diabelskie młyny. Duży, oświetlony w nocy, ustawiony bokiem do zatoki, świetnie widoczny przy wjeździe do Batumi oraz drugi, wbudowany w wysoką wieżę Uniwersytetu Technicznego, zdecydowanie nieszablonowej konstrukcji, jedynego na świecie wieżowca z diabelskim młynem. A obok tych wszystkich nowych budynków powstają nowe, następne hotele i apartamentowce. Batumi, kurort byłego ZSRR, dzisiaj przeżywa swoją drugą młodość.






Można zadawać sobie pytanie czy to wszystko, te zagraniczne inwestycje, nie zniszczą tego miasta, czy nie zaginie gdzieś tutaj ta Gruzja, którą znamy i poznaliśmy. Ale ona na szczęście tam ciągle jest i ma się bardzo dobrze. Te wszystkie Sheratony i Radissony to tylko jedna strona Batumi, elegancka wizytówka. Z drugiej ciągle możemy znaleźć tą wschodnią różność i otwartość, za którą tak wielu turystów pokochało Gruzję. Pójść na targ, kupić lokalnych specjałów czy usiąść w małej, lokalnej knajpie na chaczapuri i chinkali, i przy winie pobawić się z Gruzinami.






Zdecydowanie jednak zadbany, długi nadmorski bulwar, fontanny i plaże wyglądają imponująco i sprzyjają wypoczynkowi. A gdy znudzi nam się już leżenie na plaży jest sporo atrakcji w mieście i dookoła do których warto się wybrać.
Jednym z takich miejsc jest pobliski ogród botaniczny. Założony na początku ubiegłego wieku, o powierzchni ponad 100 hektarów jest jednym z największych na świecie. Długi spacer po parku podzielonym na sektory przenosi nas z kontynentu na kontynent i w jednej chwili można poczuć się jak w tropikalnym lesie południowo-wschodniej Azji, a w następnej otaczać nas będą rośliny z Australii czy Himalajów.


Na trochę dalszą wyprawę świetnie nadaje się Park Narodowy Mtirala. Znajduje się on dosyć blisko Batumi, jednakże wspinaczka krętą drogą taksówką czy marszrutką może zająć nawet godzinę. Park położony jest na zachodnich zboczach Gór Mescheckich, które stanowią naturalną barierę dla wilgotnego powietrza znad Morza Czarnego. Stąd wilgotny klimat owego parku, bujna roślinność i nazwa nawiązująca do obfitych opadów – mtirala znaczy po gruzińsku płaczący. Park został założony stosunkowo niedawno, w 2007 roku, aby chronić występujące na jego terenie rzadkie gatunki roślin i zwierząt. Zadbano również o turystów tworząc centrum informacyjne przy wjeździe, infrastrukturę biwakową, oraz dobrze oznaczając trasy w parku – krótsza z nich, na dwu-trzygodzinną wycieczkę prowadzi do imponującego wodospadu.




Wybierając się na południe od Batumi możemy dotrzeć do Sarpi – granicy z Turcją. Warto tam się wybrać ze względu na nieco inne plaże niż te w Batumi, tutaj sąsiadują one z zalesionymi zboczami schodzącymi prosto do morza i ostrymi skałami wystającymi gdzieniegdzie z wody. Warto również zwrócić uwagę na niecodzienną architekturę samego budynku granicznego.



Po drodze do Sarpi obowiązkowy przystanek trzeba zaliczyć w twierdzy Gonio – pierwsze fortyfikacje w tym miejscu były wzniesione przez Rzymian już w I wieku naszej ery. Mury otaczają teren o powierzchni ponad 1 ha na którym w wielu miejscach prowadzone są prace archeologiczne, również przez ekipy z Polski. Na terenie twierdzy ma znajdować się również grób świętego Macieja, jednego z dwunastu apostołów.



Warto również wybrać się we wschodnim kierunku, bardziej w głąb kraju. 30 km od Batumi znajduje się miejscowość Makhunseti, a w niej, przerzucony przez rzekę, jeden z 25 zachowanych adżarskich mostów kamiennych, datowanych na XIII wiek. Konstrukcja zbudowana z kamieni pochodzenia wulkanicznego ma zadziwiające proporcje i wydaje się być dosyć delikatna i niezdolna do podtrzymania większego ciężaru.


W tej samej miejscowości znajduje się również kolejny wodospad, równie imponujący jak ten w parku Mtirala, tym razem nie wymaga on jednak długiego trekkingu po górzystym lesie.



Wracając do samych atrakcji w mieście, to zdecydowanie jedną z największych i nadających się nie tylko dla dzieci jest lokalne delfinarium. Czterdziestominutowe show zapiera dech w piersiach akrobacjami tych inteligentnych ssaków, a wszystko odbywa się na otwartym powietrzu, na tle nowych i dopiero rosnących batumskich budowli. Istnieje również możliwość popływania z delfinami.




Jedną z trochę mniej typowych rzeczy do zobaczenia w mieście jest Batumi Public Service Hall. Można tam załatwić wszelkie możliwe urzędowe sprawy, a wszystko dzieje się w jednym miejscu, bez większych kolejek i na poczekaniu, dla przykładu paszport można wyrobić i odebrać jeszcze tego samego dnia. Podobne instytucje powstały w kilkunastu innych gruzińskich miastach. Wszystkie charakteryzuje nowoczesna i niebanalna architektura. Są one symbolem wszystkich zmian zachodzących ostatnio w tym kraju.
Fot: Wikimedia
Gruzińska kuchnia i wino
W przerwach pomiędzy zwiedzaniem należy jednak coś zjeść, chociaż po pierwszej gruzińskiej uczcie, suprze, można dojść do wniosku że to zwiedzanie w trakcie naszego pobytu będzie raczej w przerwach pomiędzy jedzeniem – tak dobrze tu się karmi, je i biesiaduje. Stół ugina się od jedzenia nawet gdy już jesteśmy pełni – jakby gospodarz nie bał się niczego tak bardzo jak tego, że gościom zabraknie chaczapuri czy szaszłyków mtsvadi. A wszystko to przepijamy wybornym gruzińskim winem toastując razem z tamadą, który jest swego rodzajem przewodnikiem uczty i jego zadaniem jest między innymi wygłaszanie charakterystycznych, długich, oratorskich toastów. Uczta taka jest zdecydowanie jednym z ciekawszych elementów gruzińskiej kultury.
Gruzińską kuchnię można opisywać wiekami, zwłaszcza że ta sama potrawa będzie inaczej przygotowywana w zależności od regionu w którym się znajdujemy. Skupimy się na dwóch najbardziej znanych daniach kuchni gruzińskiej, zwłaszcza że jedno z nich jest bardzo typowe dla Adżarii.
Na początek znane chyba wszystkim chinkali – gruzińskie pierogi w kształcie sakiewek, zwykle z mięsem. Jedzenie ich wymaga opanowania specjalnej techniki – należy je najpierw ostrożnie nadgryźć i wypić znajdujący się w środku bulion, starając się nie uronić kropelki na talerz. Następnie zjadamy dookoła całość pozostawiając na talerzu jedynie końcówkę. Pod koniec posiłku możemy z dumą spojrzeć na ilość pozostawionych końcówek i porównać ze współtowarzyszami, kto zjadł więcej.

Innym flagowym daniem jest chaczapuri. W całej Gruzji jest ono znane jako płaski placek z serem zapieczonym w środku. Natomiast w Adżarii podaje się jego trochę inny rodzaj. Adżarskie chaczapuri jest zrobione z ciasta drożdżowego i uformowane w kształt łódeczki, która przed pieczeniem zostaje wypełniona gruzińskim serem. Przed podaniem w gorący środek wbija się jajko i dodaje odrobinę masła. W trakcie jedzenia odrywamy kawałek ciasta, mieszamy nim wszystko w środku i kawałek za kawałkiem zjadamy.


Warto również wspomnieć o czurczcheli. Jest ona również bardzo charakterystyczna dla Gruzji. Są to orzechy nanizane na sznurek i maczane w gęstym soku winogronowym. Pozostawia się następnie je do wyschnięcia, w takim stanie można je przechowywać bardzo długo. Kiedyś, gruzińscy wojownicy zabierali je często ze sobą ze względu na dużą ilość kalorii, jako swego rodzaju batony energetyczne. Natomiast dzisiaj, Gruzini jedzą je jako przekąskę.

Posiłki popijamy dwoma typowymi gruzińskimi napojami. Pierwszym z nich jest oczywiście wino, o nim będzie nieco więcej poniżej. Drugim jest gruzińska oranżada. Często podawana w eleganckich szklanych butelkach, dostępnych jej jest wiele smaków, w tym estragonowa, o jadowicie zielonym kolorze.

Gruzińskie wino to temat na grubą książkę. Gruzini roszczą sobie prawa do nazywania Gruzji ojczyzną wina. Ślady produkcji wina wskazują że kultura winiarska zaczęła się tutaj najwcześniej, już osiem tysięcy lat temu. Od sześciu tysięcy lat znana jest gruzińska tradycyjna technika produkcji wina, znacząco różniąca się od tej europejskiej. Polega na przechowywaniu soku z winogron razem z ogonkami i skórkami w wielkich glinianych naczyniach przypominających amfory – kwevri, które zakopuje się w ziemi. Wino produkowane w ten sposób jest łagodniejsze, bardziej aromatyczne i posiada bardziej intensywny kolor.

Na znakomity produkt końcowy wpływają również zastosowane szczepy wina, a te w Gruzji są zupełnie inne od tych znanych nam z Europy. Uprawia się ponad 50 rodzajów, a do najważniejszych należą Saperavi, Mtsvani (czerwone) i Rkatsiteli (białe).

Podobnie jak Włosi destylują wytłoki z winogron na grappę, tak i Gruzini raczą się czaczą, która jest robiona tak samo, z tą różnicą że tutaj używa się gruzińskich winogron, które, o czym zapewni każdy Gruzin są dużo lepsze. A w Batumi, przy nadmorskim deptaku znajduje się fontanna z czaczą, z której raz w tygodniu przez 15 minut można się napić do woli tego wysokoprocentowego trunku.
Kawałek raju
Według legendy którą Gruzini chętnie opowiadają każdemu, gdy Bóg dzielił ziemię, w kolejce po swoją część ustawiły się wszystkie narody, brakowało tylko Gruzinów którzy zajęci byli biesiadowaniem i swoimi wiecznymi gruzińskimi toastami. Każdy naród dostał swój kawałek, a najlepszy Bóg zostawił dla siebie. Gdy następnego dnia Gruzini pojawili się u Boga, i tłumaczyli się dlaczego przegapili spotkanie, opowiadając o tych wszystkich szczerych toastach, wznoszonych między innymi w stronę boskiej czci, Bogu to tak się spodobało, że postanowił oddać ten najpiękniejszy, zostawiony sobie kawałek naszej planety właśnie im.
I ciężko podróżując po Gruzji nie zastanowić się czy być może rzeczywiście w tej legendzie nie ma odrobiny prawdy, że ziemia którą zamieszkują Gruzini to prawdziwy kawałek raju. Zdecydowanie warto tu wracać. Dla pięknych krajobrazów, fantastycznej kuchni, otwartych i szczerych ludzi, i wybornego wina. Niekoniecznie w tej kolejności.

Jak najlepiej dotrzeć do Gruzji i Adżarii?
Najtaniej zdecydowanie wychodzi przelot liniami Wizz Air z Katowic i Warszawy. Bilety można kupić czasem już za 108 PLN w obie strony. Samolot ląduje w Kutaisi, z którego do Batumi jest 140 kilometrów, najtaniej dostaniemy się marszrutką, bilet kosztuje ok. 10 lari (17 PLN).
Warto w tym miejscu dodać że gdy jest to nasz pierwszy wyjazd do Gruzji i wybieramy się na kilka dni tylko do samej Adżarii, zakosztować tej tytułowej Gruzji w pigułce, zdecydowanie warto również poświęcić pół dnia i zwiedzić, znajdujące się w okolicach Kutaisi, katedrę Bagrata i monastyr Gelati. Oba te niezwykłe zabytki są wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W samym Batumi nie ma tak wiekowych, gruzińskich, pocztówkowych kościołów, gdyż przez długie lata Adżaria była częścią muzułmańskiej Turcji.
W wakacje również zdarzają się okazje na przeloty czarterowe prosto na lotnisko w Batumi, ostatnio można było kupić przeloty z kilku miast w Polsce, za niespełna 385 PLN w obie strony z bagażem rejestrowanym.
Chyba warto zamienić tegoroczne wakacje nad Bałtykiem na Morze Czarne, prawda?